Gwałtownie zahamowałam, widząc Leto, opierającego się
nonszalancko o parapet okienny i przeglądającego coś na ekranie Blackberry.
- Czekałem na ciebie. – kiedy podniósł głowę znad telefonu,
odezwał się tym cichym, dwuznacznym głosem. – Masz jeszcze jakieś zajęcia,
utalentowana fotografko?
Komplementy? Szeroko otworzyłam oczy, zastanawiając się nad
jego intencjami.
- Nie, już nie, a o co chodzi?
- Nie napiłabyś się ze mną herbaty lub kawy? – uśmiechnął się,
palcami wsuwając za ucho niesforny kosmyk, który postanowił wysunąć się zza
gumki.
- Nie bardzo mogę… - mruknęłam. Miałam w planach naukę, a
poza tym doskonale wiedziałam, że nie powinnam szastać pieniędzmi, tym
bardziej, że dolary ze stypendium nie rosły na moim drzewku bonsai…
- Zapraszam. – kiwnął głową. – Chyba mi nie odmówisz? To nie
zajmie wiele czasu.
W odpowiedzi pokiwałam głową, zgadzając się na jego warunki.
Teoretycznie powinnam wracać i uczyć się na egzamin teoretyczny z bloku technik
artystycznych, ale… godzina mi nie zaszkodzi. Może dzięki tej rozmowie dowiem
się czegoś zupełnie nowego? Skoro mam okazję, powinnam z niej chyba skorzystać,
prawda?
- Proszę. – przytrzymał mi po dżentelmeńsku zamykające się
drzwi do kafejki, wpuszczając mnie do okrągłego pomieszczenia jako pierwszą.
Kiedy podeszliśmy do kasy, wystarczyło mi przelotne spojrzenie na tablicę i już
wiedziałam, na co mam ochotę. Choć rzadko do niej wpadałam ze względu na dość
wysokie ceny, zawsze wybierałam dokładnie to samo.
- Poproszę latte macchiato z syropem Cookie.
- Dla mnie będzie herbata, biała Twinnings. Do tego biszkopt
włoski. Dwa razy.
Hmmm. To było ciekawe, mężczyzna, który nie zdecydował się
na kawę w miejscu, dogłębnie przesiąkniętym jej zapachem? Dziwne, ale nie będę
tego kwestionowała.
- Oczywiście, razem będzie dziewięć dolarów i osiemdziesiąt
centów. Za chwileczkę poproszę o odebranie zamówienia, dobrze? – baristka
szeroko uśmiechnęła się do Jareda, machającego kartą przed terminalem, nie
wymagającym potwierdzenia transakcji, tonąc w jego spojrzeniu, przypominającą
morską wodę. Już zaczynam tworzyć na jego temat poetyckie porównania? Cudownie,
artystyczna część mojego prywatnego alter ego postanowiła się odezwać właśnie w
tym momencie. Może wybrałam zły wydział i powinnam studiować kreatywną
twórczość pisarską? Kiedy zajęłam fotel w najbardziej oddalonej od wejścia
części kafejki, Jared zaczął się mi przyglądać, przechylając przy tym z lekka
głowę. Wyglądał komicznie, ale nie chciałam parsknąć śmiechem, żeby nie wydać
mu się głupiutką dziewczyną, która zachowuje się jak niedorozwinięta
nastolatka.
- Latte i herbata, zapraszam!
- Za chwilę wrócę. – wstał z miejsca, odchodząc do blatu, na
którym stała już taca z moją szklanką, jego filiżanką, niewielkim czajniczkiem
oraz talerzykiem, na którym leżały dwa długie, wyglądające na dobrze wypieczone
ciasteczka. Pomimo tego, że wydawała się być dosyć ciężka, uniósł ją bez
większych trudności, wracając do stolika i ustawiając wszystko na nim.
- Proszę, mam nadzieję, że będzie ci smakowało. W
przeciwieństwie do Shannona nie przepadam za kawą. – przesunął w moją stronę
wysoką szklankę, wypełnioną trójwarstwową kawą, po czym sam nalał do swojej
filiżanki nieco jaśniutkiej, bladozielonej herbaty. - Nie wspomniałem ci tego
podczas naszego pierwszego, wtedy nieco niefortunnego spotkania, że pracuję
jako… wiem, że to może zabrzmieć dziwnie, ale jestem człowiekiem, zajmującym
się wieloma zajęciami, ale najwięcej czasu poświęcam muzyce. Poza tym, czasem,
ale to niezmiernie rzadko, jestem poszukiwaczem.
Pomrugałam, po chwili marszcząc czoło. - Poszukiwaczem? Ale w jakim znaczeniu? –
nieświadomie wypowiedziałam na głos słowa, które zaledwie ułamek sekundy temu
przyszły mi na myśl.
- Zwykle poświęcam się mojemu zajęciu nocą lub bardzo późnym
wieczorem, starając się uszczęśliwić innych swoją twórczością, jednak zdarza
się, że poznaję lub odnajduję takie osoby, które czasami zgadzają się pracować
dla mnie w charakterze fotografów, projektantów i podobnych im dusz. To na
pewno nie jest przypadek, że wylądowałem właśnie tu, w miejscu, w którym
znajdujesz się również ty. Rzadko się zdarza, że widzę w studentach to coś,
gdyż najczęściej moja ekipa podczas wstępnych praktyk, o ile zapraszamy
kogokolwiek, wyklucza wielu z nich w drodze po szczeblach, prowadzących ku
pracy najbliżej mnie, mojego brata i naszego wspólnego przyjaciela, który razem
z nami tworzy zespół. Tak jak wspomniała profesor Stellar, jestem muzykiem i tego,
czego nie dodała na moją prośbę, frontmanem Thirty Seconds To Mars. Zależało mi
na prywatności, choć zdążyłem zauważyć, że nie uniknąłem konfrontacji z jedną z
Echelonek. Dobrze, że zatrzymaliśmy się tylko na zdjęciach, nie chciałbym znów
zostać podrapany do krwi lub przyduszony przez kogoś.
Przez długi moment siedziałam znieruchomiała przy stoliku,
prawie że zapominając o tym, że stygnie mi kawa, która w kafejce akademickiej
była o dziwo smaczna. Czy Jared właśnie w tym momencie próbował mnie zwerbować
do swojej szalonej bandy? Czyżby wizytówka, którą otrzymałam od niego ostatnim
razem, była z tym związana? Kiedyś słyszałam coś o tym zespole, ale niewiele i
jakoś nie utkwił mi on zbyt dobrze w pamięci. Choć może… po drugiej stronie
szalonej autostrady, którą pędziły właśnie moje myśli… Echelonek? A kto to
jest, do jasnej ciasnej? Nazwa jakiejś sekty?
- Czy mogłabym się zastanowić? – cicho się odezwałam, nie
wiedząc, co innego powinnam odpowiedzieć. Musiałam się poradzić co najmniej
jednej osoby. No i porozmawiać z rodzicami, gdyż nie braliśmy pod uwagę tego,
żebym po kursie została w Stanach…
- Oczywiście, nie zmuszam cię do niczego. przemyśl moją
propozycję, zastanów się, a jeśli rozsądek zawiedzie, idź za głosem serca.
- Przemyślę to. – ugryzłam niewielki kawałek biszkopta, z
trudnością odłamując go od jego pozostałej części. Był koszmarnie twardy,
czyżbym na samym początku naszej znajomości miała połamać sobie zęby?
- Zamocz go w kawie, łatwiej będzie ci przełknąć. –
uśmiechnął się, upijając łyczek herbaty, ujmując w dłoń swoje ciasteczko i
również to czyniąc. – We Włoszech to standard, powiesz biscotti, dostaniesz prawie identyczny, przesuszony kawałek czegoś,
co przypomina połączenie biszkoptu z keksem. Jeśli się zdecydujesz, zadzwoń,
numer, który ode mnie dostałaś, jest cały czas aktualny. Aha, jeszcze jedno,
zapisz sobie moją komórkę, jakbyś chciała napisać.
Kiedy wyjęłam smartfona, uśmiechnął się.
- 2-563-576-0874 – wyrecytował spokojnie numer, czekając, aż
zapiszę go sobie. Wygrzebałam z torby telefon, starając się, by nie zauważył,
że jedna z dłoni najzwyczajniej w świecie drży. Czy ja się muszę cały czas tak
zawstydzać?
- Zadzwonię do ciebie. – natychmiast wybrałam numer,
czekając, aż jego czarny Blackberry leżący na stole się rozdzwoni.
- Mam, dziękuję. – zerknął na ekran, uśmiechając się.
- Jasne. Lubisz taką pracę, bycie fotografowanym?
- Oczywiście. Czasem fotograf ma wizję, czasem ty sama
pragniesz zobaczyć coś innego na zdjęciu, a ja uwielbiam być plastyczny. Czuję,
że muszę się zmieniać, dostosowywać, przeobrażać, przybierać maski innych
postaci… - Jared rozmarzył się, głęboko oddychając. – Możesz być tym, kim
chcesz. To trochę tak, jak z aktorstwem. Możesz wczuć się w rolę całym sercem. –
ujął filiżankę w długie palce, wypijając herbatę i dolewając świeżej z
czajniczka. – A ty?
- To ciekawe zajęcie, mogę przedstawić obraz takim, jakim go
widzę, lub tak, jak tego pragnę.
Długowłosy zerknął na zegarek, prawie niezauważalnie się
krzywiąc.
- Coś się stało?
- Bardzo chciałbym zostać dłużej, ale muszę jechać na
spotkanie z moją asystentką. W każdy poniedziałek ustalamy z nią tygodniowy
plan pracy, więc nie mogę pozwolić sobie na zwłokę.
- Zarządzanie imperium nie jest łatwe, prawda?
- To wymaga doświadczenia i odpowiedzialności, ale
wszystkiego można się nauczyć. No i oczywiście należy wykorzystywać talenty
ludzi, którzy dla ciebie pracują, to bardzo ułatwia sprawę. – wypił kilkoma
łykami resztę herbaty, dokończył ciasteczko, ja dokończyłam kawę, złapałam z fotela moją torbę
i narzuciłam ją na ramię.
- Nia, czy mogłabyś pokazać mi, jak stąd wyjść na parking? W
tym labiryncie prędzej się zgubię, niż wyjdę na czas. Wcześniej przeprowadziła
mnie twoja nauczycielka, ale nie przyglądałem się zbyt dokładnie, którędy
szliśmy.
Uśmiechnęłam się, słysząc bezradność, pobrzmiewającą w jego
głosie.
- Jasne.
Kiedy minęliśmy krętą klatkę schodową, windy, wcześniej
przepuszczając jedną ze studentek, poruszających się na wózku, kilka par
szerokich drzwi i przechodząc przez jeden z łączników, a następnie wychodząc na
korytarz, z którego po schodkach wyszliśmy na słoneczne patio, porośnięte
kwiatami, drzewami i ze stojącą fontanną, cicho szumiącą w samym centrum placu,
Jared się uśmiechnął, zwalniając kroku. Widać było, że podoba mu się to
miejsce, ale już po chwili dogonił mnie, truchtając, kiedy odeszłam w stronę
kilku kolumienek, prowadzących ku prześwitowi, wychodzącemu na główny plac i
parking, na którym stało kilka aut, w tym znany mi już biały Mercedes. Kiedy
podeszliśmy do auta, uśmiechnął się.
- Jeszcze raz ci dziękuję. Czy mogę? – przysunął się do mnie
z szeroko otwartymi ramionami. Kiwnęłam mu głową, wyrażając zgodę na to, żeby
zbliżył się do mnie, po czym przytuliłam go po przyjacielsku, ale pozostawiając
między nami wyraźną granicę w sposobie dotyku.
Widząc, jak zapalają się przednie światła, odsunęłam się na
chodnik, patrząc, jak ostrożnie wyjeżdża z parkingu. Kiedy skupiłam spojrzenie
na jednej z chmur, usłyszałam klakson i opuszczając głowę, zobaczyłam, jak
unosi w moją stronę rękę w geście pożegnania. Ja skinęłam mu głową i wróciłam
na patio – wychodząc przeciwległym wyjściem mogłam najszybciej dostać się na
przystanek autobusowy.
-------------------------------
Gdyby nie pewna osoba, bloggerka, myślę, że dobrze Wam znana, czekalibyście na ten rozdział w nieskończoność. Cassandra, dzięki za popędzenie mnie do pracy - ten rozdział jest dla Ciebie :)
Jutro wracam do Polski, spędzę pół dnia w podróży, więc będę mogła poskładać (w samolocie) w zgrabną całość to, co udało mi się naskrobać przez cały ten czas... Nie próżnowałam, w wolnych chwilach nazbierało się dość dużo stron...
Proszę o słówko lub nawet dwa :)
Buziaki,
S.
Bardzo mi się podoba to opowiadanie. Czyta się wszystko lekko i przyjemnie. Czekam na kolejny. Weny. :D
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :)
UsuńMam nadzieję,że nadal będzie się podobało :)
S.
=)
OdpowiedzUsuń;)
UsuńS.
To, co piszesz, baaardzo mnie wciągnęło i kiedy widzę, że coś dodałaś, od razu mam banana na twarzy. :D Świetnie piszesz, proszę, nie przestawaj. ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny, dużo weny! ;*
Dziękuję :D
UsuńBardzo się cieszę, że mogę sprawić ci tyle radości :)
Dopóki będzie tylko to możliwe, będę pisała, obiecuję :)
S.
c:
UsuńŚwietny rozdział, jedyne do czego mogę się przyczepić to błąd w tytule. Wydaje mi się, że powinno być "I've been waiting for you" (przepraszam, klasa lingwistyczna zamienia mnie w perfekcjonistkę jeśli chodzi o angielski). Prócz tego jest idealnie, czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i miłej podróży,
C.
Ach, zapomniałam jeszcze dodać, że opublikowałam nowy rozdział na Erase This Face, zapraszam ;)
UsuńDzięki za uwagę, ja tak czepiam się każdego, kto mówiąc lub pisząc po hiszpańsku robi błędy ;)
UsuńPodróż przeżyłam bez większych komplikacji :)
Pozdrawiam,
S.
A No i oczywiście dziękuję bardzo za dedykacje <3
Usuń