środa, 20 sierpnia 2014

I've been waiting for you

Gwałtownie zahamowałam, widząc Leto, opierającego się nonszalancko o parapet okienny i przeglądającego coś na ekranie Blackberry.

- Czekałem na ciebie. – kiedy podniósł głowę znad telefonu, odezwał się tym cichym, dwuznacznym głosem. – Masz jeszcze jakieś zajęcia, utalentowana fotografko?

Komplementy? Szeroko otworzyłam oczy, zastanawiając się nad jego intencjami.

- Nie, już nie, a o co chodzi?
- Nie napiłabyś się ze mną herbaty lub kawy? – uśmiechnął się, palcami wsuwając za ucho niesforny kosmyk, który postanowił wysunąć się zza gumki.
- Nie bardzo mogę… - mruknęłam. Miałam w planach naukę, a poza tym doskonale wiedziałam, że nie powinnam szastać pieniędzmi, tym bardziej, że dolary ze stypendium nie rosły na moim drzewku bonsai…
- Zapraszam. – kiwnął głową. – Chyba mi nie odmówisz? To nie zajmie wiele czasu.

W odpowiedzi pokiwałam głową, zgadzając się na jego warunki. Teoretycznie powinnam wracać i uczyć się na egzamin teoretyczny z bloku technik artystycznych, ale… godzina mi nie zaszkodzi. Może dzięki tej rozmowie dowiem się czegoś zupełnie nowego? Skoro mam okazję, powinnam z niej chyba skorzystać, prawda?
- Proszę. – przytrzymał mi po dżentelmeńsku zamykające się drzwi do kafejki, wpuszczając mnie do okrągłego pomieszczenia jako pierwszą. Kiedy podeszliśmy do kasy, wystarczyło mi przelotne spojrzenie na tablicę i już wiedziałam, na co mam ochotę. Choć rzadko do niej wpadałam ze względu na dość wysokie ceny, zawsze wybierałam dokładnie to samo.

- Poproszę latte macchiato z syropem Cookie.
- Dla mnie będzie herbata, biała Twinnings. Do tego biszkopt włoski. Dwa razy.
Hmmm. To było ciekawe, mężczyzna, który nie zdecydował się na kawę w miejscu, dogłębnie przesiąkniętym jej zapachem? Dziwne, ale nie będę tego kwestionowała.
- Oczywiście, razem będzie dziewięć dolarów i osiemdziesiąt centów. Za chwileczkę poproszę o odebranie zamówienia, dobrze? – baristka szeroko uśmiechnęła się do Jareda, machającego kartą przed terminalem, nie wymagającym potwierdzenia transakcji, tonąc w jego spojrzeniu, przypominającą morską wodę. Już zaczynam tworzyć na jego temat poetyckie porównania? Cudownie, artystyczna część mojego prywatnego alter ego postanowiła się odezwać właśnie w tym momencie. Może wybrałam zły wydział i powinnam studiować kreatywną twórczość pisarską? Kiedy zajęłam fotel w najbardziej oddalonej od wejścia części kafejki, Jared zaczął się mi przyglądać, przechylając przy tym z lekka głowę. Wyglądał komicznie, ale nie chciałam parsknąć śmiechem, żeby nie wydać mu się głupiutką dziewczyną, która zachowuje się jak niedorozwinięta nastolatka.

- Latte i herbata, zapraszam!
- Za chwilę wrócę. – wstał z miejsca, odchodząc do blatu, na którym stała już taca z moją szklanką, jego filiżanką, niewielkim czajniczkiem oraz talerzykiem, na którym leżały dwa długie, wyglądające na dobrze wypieczone ciasteczka. Pomimo tego, że wydawała się być dosyć ciężka, uniósł ją bez większych trudności, wracając do stolika i ustawiając wszystko na nim.

- Proszę, mam nadzieję, że będzie ci smakowało. W przeciwieństwie do Shannona nie przepadam za kawą. – przesunął w moją stronę wysoką szklankę, wypełnioną trójwarstwową kawą, po czym sam nalał do swojej filiżanki nieco jaśniutkiej, bladozielonej herbaty. - Nie wspomniałem ci tego podczas naszego pierwszego, wtedy nieco niefortunnego spotkania, że pracuję jako… wiem, że to może zabrzmieć dziwnie, ale jestem człowiekiem, zajmującym się wieloma zajęciami, ale najwięcej czasu poświęcam muzyce. Poza tym, czasem, ale to niezmiernie rzadko, jestem poszukiwaczem.

Pomrugałam, po chwili marszcząc czoło.  - Poszukiwaczem? Ale w jakim znaczeniu? – nieświadomie wypowiedziałam na głos słowa, które zaledwie ułamek sekundy temu przyszły mi na myśl.
- Zwykle poświęcam się mojemu zajęciu nocą lub bardzo późnym wieczorem, starając się uszczęśliwić innych swoją twórczością, jednak zdarza się, że poznaję lub odnajduję takie osoby, które czasami zgadzają się pracować dla mnie w charakterze fotografów, projektantów i podobnych im dusz. To na pewno nie jest przypadek, że wylądowałem właśnie tu, w miejscu, w którym znajdujesz się również ty. Rzadko się zdarza, że widzę w studentach to coś, gdyż najczęściej moja ekipa podczas wstępnych praktyk, o ile zapraszamy kogokolwiek, wyklucza wielu z nich w drodze po szczeblach, prowadzących ku pracy najbliżej mnie, mojego brata i naszego wspólnego przyjaciela, który razem z nami tworzy zespół. Tak jak wspomniała profesor Stellar, jestem muzykiem i tego, czego nie dodała na moją prośbę, frontmanem Thirty Seconds To Mars. Zależało mi na prywatności, choć zdążyłem zauważyć, że nie uniknąłem konfrontacji z jedną z Echelonek. Dobrze, że zatrzymaliśmy się tylko na zdjęciach, nie chciałbym znów zostać podrapany do krwi lub przyduszony przez kogoś.

Przez długi moment siedziałam znieruchomiała przy stoliku, prawie że zapominając o tym, że stygnie mi kawa, która w kafejce akademickiej była o dziwo smaczna. Czy Jared właśnie w tym momencie próbował mnie zwerbować do swojej szalonej bandy? Czyżby wizytówka, którą otrzymałam od niego ostatnim razem, była z tym związana? Kiedyś słyszałam coś o tym zespole, ale niewiele i jakoś nie utkwił mi on zbyt dobrze w pamięci. Choć może… po drugiej stronie szalonej autostrady, którą pędziły właśnie moje myśli… Echelonek? A kto to jest, do jasnej ciasnej? Nazwa jakiejś sekty?

- Czy mogłabym się zastanowić? – cicho się odezwałam, nie wiedząc, co innego powinnam odpowiedzieć. Musiałam się poradzić co najmniej jednej osoby. No i porozmawiać z rodzicami, gdyż nie braliśmy pod uwagę tego, żebym po kursie została w Stanach…
- Oczywiście, nie zmuszam cię do niczego. przemyśl moją propozycję, zastanów się, a jeśli rozsądek zawiedzie, idź za głosem serca.
- Przemyślę to. – ugryzłam niewielki kawałek biszkopta, z trudnością odłamując go od jego pozostałej części. Był koszmarnie twardy, czyżbym na samym początku naszej znajomości miała połamać sobie zęby?
- Zamocz go w kawie, łatwiej będzie ci przełknąć. – uśmiechnął się, upijając łyczek herbaty, ujmując w dłoń swoje ciasteczko i również to czyniąc. – We Włoszech to standard, powiesz biscotti, dostaniesz prawie identyczny, przesuszony kawałek czegoś, co przypomina połączenie biszkoptu z keksem. Jeśli się zdecydujesz, zadzwoń, numer, który ode mnie dostałaś, jest cały czas aktualny. Aha, jeszcze jedno, zapisz sobie moją komórkę, jakbyś chciała napisać.

Kiedy wyjęłam smartfona, uśmiechnął się.
- 2-563-576-0874 – wyrecytował spokojnie numer, czekając, aż zapiszę go sobie. Wygrzebałam z torby telefon, starając się, by nie zauważył, że jedna z dłoni najzwyczajniej w świecie drży. Czy ja się muszę cały czas tak zawstydzać?
- Zadzwonię do ciebie. – natychmiast wybrałam numer, czekając, aż jego czarny Blackberry leżący na stole się rozdzwoni.
- Mam, dziękuję. – zerknął na ekran, uśmiechając się.
- Jasne. Lubisz taką pracę, bycie fotografowanym?
- Oczywiście. Czasem fotograf ma wizję, czasem ty sama pragniesz zobaczyć coś innego na zdjęciu, a ja uwielbiam być plastyczny. Czuję, że muszę się zmieniać, dostosowywać, przeobrażać, przybierać maski innych postaci… - Jared rozmarzył się, głęboko oddychając. – Możesz być tym, kim chcesz. To trochę tak, jak z aktorstwem. Możesz wczuć się w rolę całym sercem. – ujął filiżankę w długie palce, wypijając herbatę i dolewając świeżej z czajniczka. – A ty?
- To ciekawe zajęcie, mogę przedstawić obraz takim, jakim go widzę, lub tak, jak tego pragnę.

Długowłosy zerknął na zegarek, prawie niezauważalnie się krzywiąc.
- Coś się stało?
- Bardzo chciałbym zostać dłużej, ale muszę jechać na spotkanie z moją asystentką. W każdy poniedziałek ustalamy z nią tygodniowy plan pracy, więc nie mogę pozwolić sobie na zwłokę.
- Zarządzanie imperium nie jest łatwe, prawda?
- To wymaga doświadczenia i odpowiedzialności, ale wszystkiego można się nauczyć. No i oczywiście należy wykorzystywać talenty ludzi, którzy dla ciebie pracują, to bardzo ułatwia sprawę. – wypił kilkoma łykami resztę herbaty, dokończył ciasteczko, ja dokończyłam kawę, złapałam z fotela moją torbę i narzuciłam ją na ramię.

- Nia, czy mogłabyś pokazać mi, jak stąd wyjść na parking? W tym labiryncie prędzej się zgubię, niż wyjdę na czas. Wcześniej przeprowadziła mnie twoja nauczycielka, ale nie przyglądałem się zbyt dokładnie, którędy szliśmy.
Uśmiechnęłam się, słysząc bezradność, pobrzmiewającą w jego głosie.
- Jasne.

Kiedy minęliśmy krętą klatkę schodową, windy, wcześniej przepuszczając jedną ze studentek, poruszających się na wózku, kilka par szerokich drzwi i przechodząc przez jeden z łączników, a następnie wychodząc na korytarz, z którego po schodkach wyszliśmy na słoneczne patio, porośnięte kwiatami, drzewami i ze stojącą fontanną, cicho szumiącą w samym centrum placu, Jared się uśmiechnął, zwalniając kroku. Widać było, że podoba mu się to miejsce, ale już po chwili dogonił mnie, truchtając, kiedy odeszłam w stronę kilku kolumienek, prowadzących ku prześwitowi, wychodzącemu na główny plac i parking, na którym stało kilka aut, w tym znany mi już biały Mercedes. Kiedy podeszliśmy do auta, uśmiechnął się.
- Jeszcze raz ci dziękuję. Czy mogę? – przysunął się do mnie z szeroko otwartymi ramionami. Kiwnęłam mu głową, wyrażając zgodę na to, żeby zbliżył się do mnie, po czym przytuliłam go po przyjacielsku, ale pozostawiając między nami wyraźną granicę w sposobie dotyku.


Widząc, jak zapalają się przednie światła, odsunęłam się na chodnik, patrząc, jak ostrożnie wyjeżdża z parkingu. Kiedy skupiłam spojrzenie na jednej z chmur, usłyszałam klakson i opuszczając głowę, zobaczyłam, jak unosi w moją stronę rękę w geście pożegnania. Ja skinęłam mu głową i wróciłam na patio – wychodząc przeciwległym wyjściem mogłam najszybciej dostać się na przystanek autobusowy.
-------------------------------
Gdyby nie pewna osoba, bloggerka, myślę, że dobrze Wam znana, czekalibyście na ten rozdział w nieskończoność. Cassandra, dzięki za popędzenie mnie do pracy - ten rozdział jest dla Ciebie :)

Jutro wracam do Polski, spędzę pół dnia w podróży, więc będę mogła poskładać (w samolocie) w zgrabną całość to, co udało mi się naskrobać przez cały ten czas... Nie próżnowałam, w wolnych chwilach nazbierało się dość dużo stron...
Proszę o słówko lub nawet dwa :)
Buziaki,
S.

11 komentarzy:

  1. Bardzo mi się podoba to opowiadanie. Czyta się wszystko lekko i przyjemnie. Czekam na kolejny. Weny. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :)
      Mam nadzieję,że nadal będzie się podobało :)
      S.

      Usuń
  2. To, co piszesz, baaardzo mnie wciągnęło i kiedy widzę, że coś dodałaś, od razu mam banana na twarzy. :D Świetnie piszesz, proszę, nie przestawaj. ;)
    Życzę weny, dużo weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :D
      Bardzo się cieszę, że mogę sprawić ci tyle radości :)
      Dopóki będzie tylko to możliwe, będę pisała, obiecuję :)
      S.

      Usuń
  3. Świetny rozdział, jedyne do czego mogę się przyczepić to błąd w tytule. Wydaje mi się, że powinno być "I've been waiting for you" (przepraszam, klasa lingwistyczna zamienia mnie w perfekcjonistkę jeśli chodzi o angielski). Prócz tego jest idealnie, czekam na kolejny ;)
    Życzę weny i miłej podróży,
    C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, zapomniałam jeszcze dodać, że opublikowałam nowy rozdział na Erase This Face, zapraszam ;)

      Usuń
    2. Dzięki za uwagę, ja tak czepiam się każdego, kto mówiąc lub pisząc po hiszpańsku robi błędy ;)
      Podróż przeżyłam bez większych komplikacji :)
      Pozdrawiam,
      S.

      Usuń
    3. A No i oczywiście dziękuję bardzo za dedykacje <3

      Usuń

Czytasz? Proszę, skomentuj, to naprawdę pomaga :)