- Jesteś strasznie drobna. – przytulił mnie do siebie, obejmując
w talii. – Taka drobniutka… - powtórzył z rozmarzeniem w głosie.
- Chodź, musimy to wszystko wynieść. – natychmiast
zareagowałam nieco chłodniejszym tonem, wydostając się z jego objęć i łapiąc
naraz zapięty plecak, leżący na krześle i skórzaną kurtkę, którą narzuciłam na
ramiona, nim założyłam na nie plecak. Co on tak właściwie sądził…
- Wezmę twoją walizkę. – podszedł do łóżka, już biorąc ją w
powietrze, kiedy zaprotestowałam.
- Nie. Nie chcę, żebyś zrobił sobie krzywdę, jest ciężka.
- Nia, nie martw się o mnie, jestem silny, chociaż może się
tak nie wydaje. – uniósł torbę tak, jakby ważyła tyle, co piórko, wychodząc do
salonu. – Widzisz? – uśmiechnął się. – Wzięłaś wszystko? Na parapecie widziałem
drzewko bonsai.
- Moja roślinka! – natychmiast zawróciłam się do sypialni,
zabierając z parapetu moją ukochaną zieleninę. Może i bonsai było maleńkie, ale
nauczyłam się dzięki dbaniu o nie delikatności. – Dziękuję. – cicho się
odezwałam, kiedy wychodziliśmy na klatkę schodową, po czym zamknęłam za sobą
drzwi na klucz. W sumie, to zamknięcie było w pewien sposób symboliczne:
kończyłam pewny etap w życiu, zaczynałam nowy, zmieniałam miejsce zamieszkania…
Kiedy zeszliśmy na dół, podeszłam do drzwi jednego z czterech mieszkań na parterze,
zajmowanego przez dozorcę, pukając. Po chwili otworzył mi drzwi starszy,
posiwiały mężczyzna, uśmiechając się.
- Dzień dobry, oddaję klucze, pan Williams wspomniał, że
przyjedzie je odebrać. I jeszcze raz dziękuję za wszystko.
- Oczywiście. Powodzenia, moja droga. Do widzenia. – skinął
mi głową, po chwili zamykając za sobą drzwi. Wychodząc z budynku, oddałam
niewielką doniczkę długowłosemu i usłyszałam, jak Jared zamyka bagażnik
Mercedesa, a chwilę później przechodzi na stronę pasażera i otwiera przede mną drzwi,
po czym wsiada za kierownicę i przekręca kluczyki w stacyjce. Kiedy wskoczyłam
do auta, zapinając pas i kładąc swój plecak pod nogami, cicho się odezwał.
- Czasami jest taki moment, żeby się rozejrzeć i zrobić krok
naprzód, zmienić się i przeobrazić w jeszcze lepszą wersję samego siebie.
- To twój cytat?
- Kiedyś powiedziałem coś podobnego dziennikarzom, a teraz
krąży w Sieci razem z innymi moimi słowami, mając dla wielu osób siłę,
porównywalną z jakąś świętością. Nigdy nie sądziłem, że słowa, które wypowiem,
będą tak ważne dla kogoś innego. Cieszy mnie to jednak, ponieważ mam świadomość, że dzięki temu, co robię i jak żyję, świat może być jeszcze lepszy. – zerknął w lusterko wsteczne, sprawdzając,
czy nikt nie jedzie ulicą, po czym wyjechał do przodu, ostrożnie wykręcając
koła, tak, by nie uderzyć w auto, stojące przed nim.
Był dobrym kierowcą, omijając popołudniowe korki, które
każdego dnia tworzyły się w mieście i już po kilkunastu minutach wjeżdżając do
znajomej mi dzielnicy nieopodal wzgórz. Kiedy zaparkował pod białym domem, z
wnętrza wyszła starsza ode mnie kobieta, patrząc na samochód. Jared wysiadł,
pozostawiając mnie w środku, podchodząc do niej, witając się, po czym zamienił
z nią kilka słów. Ciemnowłosa uśmiechnęła się, po czym podeszła, kiedy Jared
otworzył mi drzwi, więc uniosłam plecak, wysiadając na zalany betonem podjazd.
- Emma
Ludbrook, witaj w The Hive. To
ze mną rozmawiałaś, jestem asystentką Jareda. Miło mi cię poznać.
- Nia Fallon. – podała mi dłoń, którą uścisnęłam. – Jared
wspominał o pani. – słysząc to, Emma spojrzała na niego pytająco.
- Tak, mówiłem pobieżnie o tobie jakiś czas temu. – Jared
pokiwał głową, wychylając się zza otwartego bagażnika, wyciągając z niego moje
walizki.
- Proszę pani? – zwróciłam się do Emmy, patrzącej na mnie i
Jareda uważnie, przez co czułam się nieco tak, jakbym była prześwietlana.
Usłyszałam głośny, pełen radości śmiech, a po chwili Jared znalazł się przy
moim boku, kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Nia, Nia… W The Hive
jesteśmy jak rodzina, wszyscy zwracamy się do wszystkich po imieniu.
- Tak, to prawda. Proszę, po prostu Emma. – pokiwała głową,
przytakując Jaredowi. – Chodź, pokażę ci twoje nowe miejsce pracy. –
poprowadziła mnie do budynku, pozostawiając Jaya przy samochodzie. Zerkając za
siebie przez ramię zauważyłam, jak uśmiechnął się do mnie, lekko unosząc rękę w
moją stronę.
Kiedy weszłyśmy przez otwarty, przestronny i niezwykle jasny
salon, moim oczom ukazały się przeszklone drzwi, za którymi stało kilka biurek,
a na każdym komputer. Przy dwóch siedzieli ludzie: mężczyzna, wyglądający jak
mieszkaniec Bliskiego Wschodu i ciemnowłosa, krótko obcięta kobieta.
- Yasir, Diana, poznajcie Nię, naszego nowego fotografa. –
zaraz po wejściu Emma zaanonsowała nasze przybycie, podchodząc do siedzących.
- Nia. – uścisk dłoni mężczyzny był… konkretny. Naprawdę, z
czystym sumieniem mogłam powiedzieć, że nie przypominał śniętej ryby.
- Yasir. To Diana, pracujemy razem.
- Nia.
- Diana. Miło mi cię poznać, tu jest miejsce dla ciebie. –
wskazała na biurko, stojące dokładnie naprzeciwko. Oprócz komputera stała na
nim niewielka roślinka przypominająca paprotkę. – Jared wspominał, że robisz
naprawdę dobre zdjęcia.
- To coś, co lubię robić, może dlatego wyglądają całkiem
dobrze? – odparłam, rumieniąc się.
- Nie bądź taka skromna. Jeśli masz talent, powinnaś go
wykorzystywać do granic możliwości, a tu na pewno szybko zostaną znalezione dla
ciebie takie.
- Ale tu fajnie… - usiadłam na krześle, obracając się
dookoła własnej osi. – Tak nowocześnie. Podoba mi się.
- To nasza kwatera główna, praktycznie centrum wszechświata.
Myślę, że będziemy spędzać tu razem naprawdę dużo czasu.
Nagle w pomieszczeniu pojawił się Jared.
- Mogę już zabrać mój skarb? – wyszczerzył się do wszystkich
obecnych, a ja, słysząc to porównanie, natychmiast zrobiłam się czerwona,
starając się skryć przed spojrzeniem długowłosego. - Nie wstydź się. – skarcił
mnie łagodnie, przykucając przy mnie, tak, bym spojrzała w jego oczy. – Nie
masz czego, posiadasz ten cudowny talent, czy tego chcesz, czy nie, więc mam
powód, by cię tak nazywać. – kiedy się podniósł, uniósł wysoko ręce,
przeciągając się. – Chodź, pokażę ci twoją sypialnię i resztę domu. – podał mi
dłoń, kiedy wstawałam z nader wygodnego fotela. Kiedy zerknęłam za siebie,
zobaczyłam Dianę, szepczącą coś do Emmy.
Pierwsze plotki… od
samego początku musiałam mieć pod górkę. Cóż, takie życie.
Kiedy wyszliśmy z biura, wskazał mi szeroko otwarte drzwi,
wykonane ze szkła, przez które widać było błękitny basen, na powierzchni
którego pływały różne dmuchane zwierzęta we wszystkich kolorach tęczy. Hmmm…
czyżby były tu również dzieci? Mogłabym być nianią, oprócz tego, że robiłabym
zdjęcia.
- Jeśli tylko chcesz, możesz z niego korzystać popołudniami.
– uśmiechnął się, widząc błysk w moich oczach. Bardzo lubiłam pływać, ale od
dawna tego nie robiłam z bardzo prozaicznego powodu: braku czasu. Kiedy uśmiech
rozjaśnił jego twarz, poczułam, że jestem w miejscu, w którym powinnam być już
od dawna – jak w domu. – Idziemy dalej? – z uśmiechem wskazał na schody. – Aha,
jeszcze jedno. – machnął dłonią w kierunku drzwi z ciemną szybą, odbijającą
światło – Tam jest nasze studio.
- Jasne. – dałam się poprowadzić na górę, gdzie przy jednej
ze ścian stała ogromna, biała perkusja, dookoła której zamontowane były
mikrofony, pianino bez jednej z osłon, dzięki czemu widać było wszystkie
wykonane z jasnego drewna młoteczki, ściany, wymalowane markerami, całe w
napisach, jak pokój małego dziecka; na jednej z nich wisiała fototapeta z
różnymi słowami, zapisanymi w rzędach. Stało w nim kilka stołków i długa, nieco
wyblakła, niebieska kanapa, umiejscowiona blisko stołu ze szklanym blatem. Na
podłodze stał posążek Buddy, trzymający tabliczkę z dużym, czerwonym napisem
„evil”, obok niego stos ramek ze złotymi płytami, które minęliśmy jakby nigdy
nic, a na podłodze przy jednej ze ścian leżał fragment najprawdziwszych dyb,
wyglądających na bardzo stare.
Kombinacja dekoracji: zdjęć, rysunków, grafik, wydruków i
całej masy najdziwniejszych przedmiotów sprawiała, że czułam się trochę jak w
szkolnym magazynie, w którym zbieraliśmy akcesoria do różnych sesji, ale o
dziwo w całym tym szalonym zbiorowisku panował porządek i dziwny, ale oczywisty
w zrozumieniu ład.
Jared widział, jak chętnie przyglądam się różnym dekoracjom
i przedmiotom, stojącym dookoła, jednak kiedy zrobiłam kilka kroków w stronę
perkusji, podszedł natychmiast, interweniując w momencie, gdy chciałam dotknąć
jednego z lśniących talerzy palcami.
- Jedna rada: jeśli nie ma w domu Shanna, lepiej nie ruszaj
Christiny.
- Christiny? – wyjąkałam – To ta perkusja ma imię?
- Oczywiście. Kiedy masz jakąś rzecz od kilku lat, na pewno
czujesz z nią więź. To samo dotyczy bębnów Shannona, jeśli nie wyrazi zgody,
nikt nie ma prawa dotykać jego rzeczy, a bębnów w szczególności. Nie chcesz
wiedzieć, jak to się może skończyć…
- Przepraszam, nie wiedziałam.
- Mogłaś. Nic się nie stało. – objął mnie ramieniem,
prowadząc w drugą stronę. Nagle gwałtownie się zatrzymałam, widząc długi,
prostokątny, pomalowany na czarno i najprawdopodobniej pokryty lakierem
przedmiot, udekorowany delikatnymi złoceniami, który przywiódł mi na myśl nic
innego, a tylko… trumnę. Z zakłopotaniem spojrzałam na konstrukcję, na której
stało kilka czaszek.
- A, trumna. – lekko uniósł kąciki ust w półuśmiechu – Przez
jakiś czas służyła mi za łóżko.
Kiedy spojrzałam na niego wielkimi oczyma, przypominając
sobie, co jeszcze jakiś czas temu mówiła Olga, wyszczerzył się w moją stronę.
- Nie żartuję. Wewnątrz jest naprawdę wygodna, choć… nieco
ekscentryczna. A teraz służy mi jako jedna z wielu półek.
- Tak, to… dobre słowo. – odparłam, niezbyt przekonana.
- Jeśli chcesz, sama możesz sprawdzić, jak się w niej śpi,
tylko zabiorę z niej te czaszki. – kiedy zobaczył w moim wzroku przerażenie,
dorzucił – Spokojnie, są gipsowe. Myślisz, że trzymałbym w domu ludzkie
czaszki? – wziął jedną do ręki, podając mi. – Sama sprawdź.
Kiedy delikatnie potarłam ją palcem, została na nim
cieniutka warstewka białego pyłu.
- Rzeczywiście. – oddałam mu odlew, głęboko oddychając.
- Nie ma strachu. Chodź, bo zawału mi tu jeszcze dostaniesz,
a tego zdecydowanie bym nie chciał. – kiedy odstawił czaszkę na jej miejsce, poprowadził
mnie w stronę schodów, po których ochoczo weszłam, chcąc zostawić za sobą
wiedzę na temat trumny. Cóż, najwyraźniej bardzo się pomyliłam, oceniając
wszystko na pierwszy rzut oka. Albo… Jared specjalnie się krygował podczas
mojej pierwszej wizyty u niego?
- Witam na najwyższym piętrze, czysto mieszkalnym. Jest tu
sypialnia moja, twoja, pokój gościnny, wszystkie z łazienkami; kuchnia, pokój
gospodarczy, pokój na instrumenty, których aktualnie nie potrzebuję i taras. –
kiedy szliśmy korytarzem, wskazywał na kolejne drzwi. – Zaniosłem już twoje rzeczy
do pokoju, więc jeśli chcesz, zostawię cię, żebyś mogła się rozpakować. Chociaż
w sumie… chodź, pokażę ci moją sypialnię. – dotknął klamki ostatniego pokoju po
prawej, stojąc przed szklanymi drzwiami, prowadzącymi na taras.
Uśmiechnęłam się, słysząc jego słowa. Zobaczymy, co takiego
ukrywa Jay w swojej gawrze. Wiem, może porównanie go do niedźwiedzia nieco do
niego nie pasuje, zważając na to, jak jest szczuplutki. Kiedy otworzył szeroko
drzwi, wpuszczając mnie, zobaczyłam jasny pokój z oknami, specyficznie
zainstalowanymi pod kątem prostym w rogu pokoju i przesłoniętymi do połowy roletami.
Naprzeciwko wejścia, przy tej samej ścianie, gdzie zaczynały się okna, stało
duże, dwuosobowe łóżko, wykonane z białego drewna, jednak nie byłam w stanie
zobaczyć jego frontu, zasłoniętego przez stojące przed nim plastikowe pudełka,
wypełnione różnymi przedmiotami. Po lewej stronie znajdowało się dodatkowe
wyjście na taras, więc kiedy zrobiłam krok naprzód, zobaczyłam dwa krzesła i
stolik, umieszczone w rogu. Czyżby Jared lubił jeść śniadania albo robić
cokolwiek innego na świeżym powietrzu?
Po obu stronach łoża, wyłożonego białymi, wyglądającymi na
puszyste poduszkami, przykryte białą kołdrą i do połowy jej długości kocem w
kolorze bakłażana na zajętych przez różne przedmioty szafkach nocnych stały
dwie nowoczesne lampy na wysokich, regulowanych stojakach. W rogu zobaczyłam
stojącą na stojaku gitarę akustyczną, a obok niej zwinięty pokrowiec. Z prawej
strony pokoju znajdowały się kremowe drzwi, wpasowujące się w barwę pokoju,
które, jak zgadywałam, prowadziły do łazienki, a obok nich stały dwie duże
szafy, w tej chwili zamknięte. Na zewnątrz na jednym z wieszaków wisiała
koszula w kratę.
- Fajnie tu.
- Zobaczysz twój pokój, to też będziesz zadowolona. Idziemy?
– kiedy wyszliśmy na korytarz, pokazał mi kolejne kremowe drzwi, które były już
otwarte. Na środku pokoju stała moja walizka, a na białym biurku, umieszczonym naprzeciw
okna z szerokim parapetem, kosz z aparatem i maleńka doniczka z bonsai.
- Przyniosłem twoje rzeczy, kiedy Emma zabrała cię do biura.
Mam nadzieję, że będzie ci tu wygodnie.
- Jeszcze raz dziękuję za pomoc. – skinęłam głową,
rozglądając się. Wyglądało na to, że ktoś (czyżby Jared?) wcześniej przygotował
sypialnię, świeżą pościel i postawił w wykonanym z rżniętego szkła wazonie
bukiet kwiatów, pięknie pachnących ogrodem i czymś, co przywodziło na myśl
miód. Po lewej stronie znajdowały się otwarte drzwi do łazienki, a po prawej
szafa albo dwie, połączone ze sobą.
- Nie ma sprawy. Zostawię cię, rozpakuj się, jeśli chcesz,
odpocznij, a później… Zobaczymy. Proszę, czuj się jak u siebie. – wyszedł z
pokoju, zamykając za sobą drzwi, a ja w tym momencie zdjęłam z siebie plecak i
opadłam na miękki materac, pokryty kołdrą i nieco ciemniejszym kocem, co u
Jareda, kładąc się na plecach jeszcze w kurtce.
Gdzie ja trafiłam?
------------------------------
Dwa w jednym, połączyłam ze sobą rozdziały, ponieważ nie mogłam trzymać Was w takim napięciu :)
Poza tym musiałam zrobić to właśnie tak, gdyż w poniedziałek zaczynam studia i podejrzewam, że będę mogła publikować kolejne rozdziały ku ogólnej rozpaczy nieco rzadziej...
Jak zawsze uśmiecham się pięknie, prosząc Was o słówko opinii :)
S.
Poza tym musiałam zrobić to właśnie tak, gdyż w poniedziałek zaczynam studia i podejrzewam, że będę mogła publikować kolejne rozdziały ku ogólnej rozpaczy nieco rzadziej...
Jak zawsze uśmiecham się pięknie, prosząc Was o słówko opinii :)
S.
Nia się podoba Jaredowi, teraz jestem tego prawie pewna. Muszę przyznać że rozkręciłaś się. Chwała Ci za to że główna bohaterka nie jest taka głupiutka i nie rzuca się Jaredowi od razu w ramiona. Widać że zależy jej na pracy. Całe opowiadanie czyta się lekko i przyjemnie. Czekam na kolejne :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńKolejny rozdział niedługo :)
S.
No no no... Jest cudownie :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się coraz bardziej, Nia jest naprawdę świetną postacią, bardzo ją lubię. O Jaredzie nawet nie wspominam, jest cholernym ideałem XDD
Aw, kochane było to, jak powiedział, że w The Hive wszyscy zwracają się do siebie po imieniu i że są jak rodzina, to było naprawdę urocze :"")
No i opisy... Mistrzostwo! Czułam się jak w tym domu, uch, co ja bym dała, żeby mieszkać w takim miejscu :c
Jak zawsze; życzę dużo weny i pomysłów, przesyłam również trochę słoneczka, bo nie wiem jak tam u Ciebie, ale u mnie pogoda fatalna XDD
pozdrawiam! <3
Dzięki za komentarz :)
UsuńChyba każdy Echelon chciałby mieszkać w The Lab - to miejsce jest przepiękne :)
Oddaję słoneczko, bo tu nie mogę narzekać :) Mam ciche nadzieje, że tobie przyda się bardziej ;)
S.
:)
OdpowiedzUsuńS.