czwartek, 11 września 2014

What a journey

Nie czekałam długo, już po kwadransie usłyszałam pukanie do drzwi, więc podeszłam, wcześniej zerkając przez wizjer, czy aby na pewno po drugiej stronie znajduje się Jared. Widząc go, stojącego przed drzwiami i trzymającego pod pachą jakąś teczkę, lekko się uśmiechnęłam, przekręcając zamek i otwierając je przed nim.

- Witaj. – przeszedł przez próg, przytulając mnie, co zdecydowanie nie było dla mnie nowością. W Hiszpanii znajomi, a nawet znajomi znajomych tulili się na powitanie, składali sobie całusy na policzkach, koniecznie jeden za drugim, a wyraziste okazywanie sobie sympatii było na porządku dziennym. Cóż, nie sądziłam, że w Stanach zastanę kiedykolwiek podobną sytuację.
- Cześć. – moje policzki przybrały kolor wyrazistego różu, kiedy ode mnie się odsunął. – Zapraszam. – wskazałam czekającą, ciemnoczerwoną kanapę, wyraźnie odróżniającą się kolorem od pozostałej części pokoju.

Kiedy usiedliśmy na sofie, natychmiast wyciągnął z teczki kilka kartek, rozkładając je na stole.
- Napijesz się soku? – jak przystało na dobrą gospodynię, zaproponowałam mu napój.
- Z chęcią, dziękuję. – słysząc to, wlałam do szklanek pomarańczowy płyn, biorąc je w ręce i podając mu jedną.
- Proszę, częstuj się. – natychmiast pociągnął łyk. – Może i nie będzie tak dobry, jak twoje smoothie, ale…
- Nieważne. I tak dziękuję. – machnął ręką. - A wracając do naszej rozmowy… Nie wyobrażam sobie, żebyś zaczęła pracę dla kogoś innego, niż mnie. – ostatnie słowo wyraźnie zaakcentował, wpatrując się we mnie tym hipnotycznym, jasnobłękitnym spojrzeniem. – Przywiozłem ze sobą umowę, ponieważ nie chcę, żeby konkurencja podebrała mi ciebie i twój talent. Jesteś jak diament, który potrzebuje tylko jubilera, który go odpowiednio wypoleruje.

Słysząc te słowa, momentalnie się rozpłynęłam. Święta Eulalio, ale on potrafi mówić… Cóż, artyści tak mają, że najczęściej przekładają swoje odczucia na słowa w sposób niezwykle poetycki. Tym bardziej muzycy.

- Co prawda moja asystentka początkowo zaprotestowała, jednak ja wiem swoje i uważam, że to będzie doskonały sposób na to, byś rozwinęła swoje naprawdę ogromne umiejętności.
- Mówisz o stażu? – napiłam się soku, starając się jednocześnie przepłukać wyschnięte gardło.
- Nie, żaden dziecinny – w tym momencie prychnął - staż nawet nie wchodzi w grę. Proponuję ci umowę o pracę ze stałym wynagrodzeniem, pakietem socjalnym oraz opieką medyczną. Oczywiście dodam do tego pokrycie kosztów wszelkich wydatków służbowych.

Słuchałam Jareda z niedowierzaniem. Przepracowałam na chyba mniej, niż pół etatu zaledwie kilka miesięcy, stając za kasą w sklepiku znajomych w Madrycie, tylko po to, żeby sobie dorobić; nie mam kompletnie doświadczenia poza tym, które nabrałam, bawiąc się aparatem i na kursie, a poza tym stoję przed perspektywą tak poważnej decyzji. W sytuacji, do jakiej jednak doszło, nie mogłam jednak nie zgodzić się na podaną mi, tak bardzo pomocną dłoń.
- Jesteś pewien, że to dobra decyzja?
- Bardziej niż w stu procentach. – pokiwał głową. – Myślę, że mogę ci wytłumaczyć, co podpiszemy, o ile oczywiście tego chcesz.
- Tak. – pokiwałam głową z większym przekonaniem, niż na samym początku.

- Pierwsza część umowy to dane moje i twoje, krótki opis stanowiska, na jakim będziesz pracowała i lista twoich obowiązków oraz praw. W związku z tym, że prawo ogranicza podpisywanie umów dla niektórych zawodów, w tym tak zwanych „wolnych strzelców”, czyli między innymi fotografów, w dokumentach widnieje zapis o pracy na stanowisku medialnym w The Hive, mojej firmie, ale obowiązki wykonywać będziesz w moim najbliższym otoczeniu i to mnie jako przełożonemu będziesz bezpośrednio podlegała. Wszystko jasne?
- Prawie… - mruknęłam.
- Pytaj, jestem tu po to, żeby rozwiać wszelkie twoje wątpliwości.
- Czy to legalne? A okres próbny? Co zrobimy, jeśli nie spełnię twoich oczekiwań?

W odpowiedzi zobaczyłam szeroki uśmiech.

- Oczywiście, że tak; wszystko jest w pełni zgodne z prawem. To moja firma, ja w niej rządzę i mam prawo zatrudniać kogo mi się żywnie podoba. Co do próby, uważam, że jest zupełnie zbędna. Wiem, jak pracujesz i wiem też, że doskonale będziesz pasowała do reszty mojego wyjątkowego zespołu. Kontynuować?
- Jasne.
- Dalej masz informacje o zachowaniu tajemnicy zawodowej, jest to coś, czego oczekuję i wymagam od każdego z moich współpracowników, zarówno tych nowych, jak i tych, których już znam. Pracujemy w wyjątkowym  miejscu, w wyjątkowych warunkach, więc zależy mi na tym, żeby każdy doskonale zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Taką klauzulę poufności znajdziesz w każdej umowie o pracę, czy to u mnie, czy w jakiejś gazecie, czy nawet przy pojedynczej sesji, o ile osoba fotografowana tego zażąda. Oczywiście złamanie tego punktu wiąże się z konsekwencjami prawnymi.

- Znasz się na tym… - dorzuciłam. O nie, nie chciałabym w żaden sposób wpakować się w kłopoty prawne. Tylko sądów mi brakowało. Zagłębiłam się w wszystkie wypisane drobnym druczkiem punkty, zapoznając się dokładnie z treścią umowy. Nie podpiszę przecież czegoś, czego kompletnie nie rozumiem. Mile zaskoczył mnie fakt, że zostały wpisane tam moje oba nazwiska, co rozwiało moje wątpliwości o obecności Jareda podczas absolutorium. Inaczej nie znałby go. Znalazłam sporo adnotacji, pisanych prawniczym żargonem z różnymi odniesieniami do kodeksów, jednakże mniej więcej wiedziałam, na co się piszę. Tym, co zaskoczyło mnie szczególnie, była lista uprawnień, jakie zyskiwałam, rozpoczynając karierę zawodową. Urlopy, premie, wszelkiego typu uregulowania dotyczące czasu pracy, zwolnień lekarskich, opieki zdrowotnej…
- Jared?
- Tak? – długowłosy wpatrzony był we mnie, czytającą dokładnie wszystkie strony.
- Czemu to wszystko jest tak dokładnie zaznaczone? Każdy drobiazg…
- Już ci tłumaczę: dawniej pracowałem dla innych, a teraz, kiedy działam na własny rachunek, pragnę mieć zapewnione stuprocentowe bezpieczeństwo. Chodzi o ochronę prawną obu stron w razie jakiegokolwiek konfliktu.
- To zrozumiałe. Myślę, że nie mam więcej pytań. Masz może coś do pisania? – uśmiechnęłam się najszerzej, jak tylko umiałam.
- Oczywiście. – wyciągnął z kieszeni czarne pióro, otwierając skuwkę i podając mi je. – Podpisz tu. – wskazał mi palcem miejsce na ostatniej stronie. – No i jeszcze to i to. – wyciągnął dodatkowe kartki.
- Co to jest?
- Drugi egzemplarz umowy i NDA.
- NDA?
- To skrót, chodzi o klauzulę poufności, muszę mieć ją w dwóch egzemplarzach do akt.

- Tak dobrze? – podpisałam dokumenty, oddając pióro jego właścicielowi z uśmiechem. Cóż, panno Fallon, oficjalnie weszła pani na ścieżkę legalnej, pełnoetatowej pracy, praw pracowniczych, podatku dochodowego i fiskusa. – moja dobra znajoma podświadomość, ubrana w sędziowską togę, ściągnęła z półki kodeks cywilny, otwierając go, przeglądając i wskazując palcem na konkretne artykuły.

- Pięknie. Gratuluję, od dziś pracujesz dla mnie. – podał mi dłoń, ściskając ją delikatnie. - Wspaniale, że się zgodziłaś. Gdzie mieszkasz?
- Chwilowo jeszcze tutaj, ale jeśli nie zapłacę do końca tygodnia rachunków za media i czynszu z góry za ten i kolejny miesiąc, wyląduję ze wszystkim na ulicy.
- Myślę, że znam rozwiązanie twojego problemu. – szelmowski uśmiech rozjaśnił jego twarz. – W moim domu jest sporo miejsca, więc spokojnie możesz się do mnie przenieść aż do momentu, kiedy znajdziesz coś własnego.
- Jesteś naprawdę wspaniałomyślny, ale nie mogę się na to zgodzić. Naprawdę, „pracuję” – w tym miejscu narysowałam w powietrzu cudzysłów - u ciebie - zaledwie od kilku minut, a ty proponujesz mi już przeprowadzkę. Nawet nie znamy się zbyt dobrze.

- Masz moją gwarancję nietykalności. Obiecuję. Poza tym główna siedziba The Hive mieści się w moim domu, więc chyba tak będzie ci wygodniej, bo będziesz miała o wiele bliżej do pracy, szczególnie, że nie ma w pobliżu przystanków autobusowych, a jakoś wątpię w to, że masz tu samochód. – zaśmiał się, zbierając strony do teczki, którą ze sobą przywiózł. – Na co jeszcze czekasz? Pakuj się. – machnął dłonią w stronę szeroko otwartych drzwi do mojej sypialni.

----------------------------------------
Dotrzymuję danego słowa i przedstawiam Wam nowy rozdział po krótkiej, acz bardzo owocnej przerwie. Jared wrócił, mamy też malutką... (chociaż w sumie nie taką maleńką) rewolucję. 
Zdążyłam nieźle się zainspirować, więc będzie jeszcze działo się naprawdę sporo :)
Jak zwykle, proszę o słówko lub dwa,
S.

10 komentarzy:

  1. :)- wyraża więcej niż tysiąc słów

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaaa! Jak genialnie.wszystko sie rozkreca bardzo bardzo chce znac dalszą część. Weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedługo kolejny fragment :)
      To też zależy od liczby czytelników i komentarzy ;)
      S.

      Usuń
  3. Brak mi słów to napiszę po prostu asdffghjjkl haha :D cudowna jesteś!
    @shinodofremia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie :3
      Bardzo się cieszę, że ci się podoba :)
      S.

      Usuń
  4. Od pierwszego pojawienia się Jareda przeraża mnie jego osoba :D Zaproszenie do domu, oferta pracy, teraz przeprowadzka? Ten facet jest zbyt ufny :P Podejrzewam, że takie wspólne mieszkanie wprowadzi trochę komplikacji do układu szef-pracownik. Liczę na Twoją wenę ;)
    Pozdrawiam :)

    P.S
    Tak wiem, nie komentowałam ostatnich rozdziałów, ale czytam na bieżąco. Ostatnio ciężko u mnie z motywacją do napisania czegokolwiek, łącznie z komentarzami. Wybacz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jared jest nie tyle ufny, co odgrywa chwilowo rolę rycerza na gniadoszu :) (bo biały koń jest przereklamowany :p )
      Komplikacje na pewno się pojawią :)
      Dzięki za choć parę słów, nie obrażam się :)
      S.

      Usuń
  5. Nieźle! Nareszcie pojawia się Jared i czuję, że tak szybko się go nie pozbędziemy XD
    Kochany Dziadu, proponuje Nii mieszkanie u siebie, niech bierze bez zastanawiania! To w końcu nie byle co... :D
    Cóż, jest świetnie, zaczyna sie coś dziać. Mam nadzieję też, że akcja nie potoczy się ZBYT szybko i za nią nadążymy XD
    Dużo weny, jeszcze więcej natchnienia, pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozostawmy decyzję Nii. Jay od tej pory będzie obecny w jej amerykańskim życiu stale, więc żeby nie zapeszyć, powiem tylko, że akcji będzie na pewno tyle,że nadążysz i nikt się przy tym nie znudzi ;)
      Dzięki, że zajrzałaś :3
      S.

      Usuń

Czytasz? Proszę, skomentuj, to naprawdę pomaga :)