Nie czekałam długo, już po kwadransie usłyszałam pukanie do
drzwi, więc podeszłam, wcześniej zerkając przez wizjer, czy aby na pewno po
drugiej stronie znajduje się Jared. Widząc go, stojącego przed drzwiami i
trzymającego pod pachą jakąś teczkę, lekko się uśmiechnęłam, przekręcając zamek
i otwierając je przed nim.
- Witaj. – przeszedł przez próg, przytulając mnie, co
zdecydowanie nie było dla mnie nowością. W Hiszpanii znajomi, a nawet znajomi
znajomych tulili się na powitanie, składali sobie całusy na policzkach,
koniecznie jeden za drugim, a wyraziste okazywanie sobie sympatii było na
porządku dziennym. Cóż, nie sądziłam, że w Stanach zastanę kiedykolwiek podobną
sytuację.
- Cześć. – moje policzki przybrały kolor wyrazistego różu,
kiedy ode mnie się odsunął. – Zapraszam. – wskazałam czekającą, ciemnoczerwoną
kanapę, wyraźnie odróżniającą się kolorem od pozostałej części pokoju.
Kiedy usiedliśmy na sofie, natychmiast wyciągnął z teczki
kilka kartek, rozkładając je na stole.
- Napijesz się soku? – jak przystało na dobrą gospodynię,
zaproponowałam mu napój.
- Z chęcią, dziękuję. – słysząc to, wlałam do szklanek
pomarańczowy płyn, biorąc je w ręce i podając mu jedną.
- Proszę, częstuj się. – natychmiast pociągnął łyk. – Może i
nie będzie tak dobry, jak twoje smoothie, ale…
- Nieważne. I tak dziękuję. – machnął ręką. - A wracając do
naszej rozmowy… Nie wyobrażam sobie, żebyś zaczęła pracę dla kogoś innego, niż
mnie. – ostatnie słowo wyraźnie zaakcentował, wpatrując się we mnie tym
hipnotycznym, jasnobłękitnym spojrzeniem. – Przywiozłem ze sobą umowę, ponieważ
nie chcę, żeby konkurencja podebrała mi ciebie i twój talent. Jesteś jak
diament, który potrzebuje tylko jubilera, który go odpowiednio wypoleruje.
Słysząc te słowa, momentalnie się rozpłynęłam. Święta
Eulalio, ale on potrafi mówić… Cóż, artyści tak mają, że najczęściej
przekładają swoje odczucia na słowa w sposób niezwykle poetycki. Tym bardziej muzycy.
- Co prawda moja asystentka początkowo zaprotestowała,
jednak ja wiem swoje i uważam, że to będzie doskonały sposób na to, byś
rozwinęła swoje naprawdę ogromne umiejętności.
- Mówisz o stażu? – napiłam się soku, starając się
jednocześnie przepłukać wyschnięte gardło.
- Nie, żaden dziecinny – w tym momencie prychnął - staż nawet nie wchodzi w
grę. Proponuję ci umowę o pracę ze stałym wynagrodzeniem, pakietem socjalnym
oraz opieką medyczną. Oczywiście dodam do tego pokrycie kosztów wszelkich wydatków
służbowych.
Słuchałam Jareda z niedowierzaniem. Przepracowałam na chyba
mniej, niż pół etatu zaledwie kilka miesięcy, stając za kasą w sklepiku
znajomych w Madrycie, tylko po to, żeby sobie dorobić; nie mam kompletnie
doświadczenia poza tym, które nabrałam, bawiąc się aparatem i na kursie, a poza
tym stoję przed perspektywą tak poważnej decyzji. W sytuacji, do jakiej jednak
doszło, nie mogłam jednak nie zgodzić się na podaną mi, tak bardzo pomocną dłoń.
- Jesteś pewien, że to dobra decyzja?
- Bardziej niż w stu procentach. – pokiwał głową. – Myślę,
że mogę ci wytłumaczyć, co podpiszemy, o ile oczywiście tego chcesz.
- Tak. – pokiwałam głową z większym przekonaniem, niż na
samym początku.
- Pierwsza część umowy to dane moje i twoje, krótki opis
stanowiska, na jakim będziesz pracowała i lista twoich obowiązków oraz praw. W
związku z tym, że prawo ogranicza podpisywanie umów dla niektórych zawodów, w
tym tak zwanych „wolnych strzelców”, czyli między innymi fotografów, w
dokumentach widnieje zapis o pracy na stanowisku medialnym w The Hive, mojej firmie, ale obowiązki
wykonywać będziesz w moim najbliższym otoczeniu i to mnie jako przełożonemu będziesz
bezpośrednio podlegała. Wszystko jasne?
- Prawie… - mruknęłam.
- Pytaj, jestem tu po to, żeby rozwiać wszelkie twoje wątpliwości.
- Czy to legalne? A okres próbny? Co zrobimy, jeśli nie
spełnię twoich oczekiwań?
W odpowiedzi zobaczyłam szeroki uśmiech.
- Oczywiście, że tak; wszystko jest w pełni zgodne z prawem. To moja firma, ja w niej rządzę i mam
prawo zatrudniać kogo mi się żywnie podoba. Co do próby, uważam, że jest
zupełnie zbędna. Wiem, jak pracujesz i wiem też, że doskonale będziesz pasowała
do reszty mojego wyjątkowego zespołu. Kontynuować?
- Jasne.
- Dalej masz informacje o zachowaniu tajemnicy zawodowej,
jest to coś, czego oczekuję i wymagam od każdego z moich współpracowników,
zarówno tych nowych, jak i tych, których już znam. Pracujemy w wyjątkowym miejscu, w wyjątkowych warunkach, więc zależy
mi na tym, żeby każdy doskonale zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Taką
klauzulę poufności znajdziesz w każdej umowie o pracę, czy to u mnie, czy w
jakiejś gazecie, czy nawet przy pojedynczej sesji, o ile osoba fotografowana
tego zażąda. Oczywiście złamanie tego punktu wiąże się z konsekwencjami
prawnymi.
- Znasz się na tym… - dorzuciłam. O nie, nie chciałabym w
żaden sposób wpakować się w kłopoty prawne. Tylko sądów mi brakowało.
Zagłębiłam się w wszystkie wypisane drobnym druczkiem punkty, zapoznając się
dokładnie z treścią umowy. Nie podpiszę przecież czegoś, czego kompletnie nie
rozumiem. Mile zaskoczył mnie fakt, że zostały wpisane tam moje oba nazwiska,
co rozwiało moje wątpliwości o obecności Jareda podczas absolutorium. Inaczej
nie znałby go. Znalazłam sporo adnotacji, pisanych prawniczym żargonem z różnymi
odniesieniami do kodeksów, jednakże mniej więcej wiedziałam, na co się piszę.
Tym, co zaskoczyło mnie szczególnie, była lista uprawnień, jakie zyskiwałam,
rozpoczynając karierę zawodową. Urlopy, premie, wszelkiego typu uregulowania
dotyczące czasu pracy, zwolnień lekarskich, opieki zdrowotnej…
- Jared?
- Tak? – długowłosy wpatrzony był we mnie, czytającą
dokładnie wszystkie strony.
- Czemu to wszystko jest tak dokładnie zaznaczone? Każdy
drobiazg…
- Już ci tłumaczę: dawniej pracowałem dla innych, a teraz,
kiedy działam na własny rachunek, pragnę mieć zapewnione stuprocentowe
bezpieczeństwo. Chodzi o ochronę prawną obu stron w razie jakiegokolwiek
konfliktu.
- To zrozumiałe. Myślę, że nie mam więcej pytań. Masz może
coś do pisania? – uśmiechnęłam się najszerzej, jak tylko umiałam.
- Oczywiście. – wyciągnął z kieszeni czarne pióro,
otwierając skuwkę i podając mi je. – Podpisz tu. – wskazał mi palcem miejsce na
ostatniej stronie. – No i jeszcze to i to. – wyciągnął dodatkowe kartki.
- Co to jest?
- Drugi egzemplarz umowy i NDA.
- NDA?
- To skrót, chodzi o klauzulę poufności, muszę mieć ją w
dwóch egzemplarzach do akt.
- Tak dobrze? – podpisałam dokumenty, oddając pióro jego
właścicielowi z uśmiechem. Cóż, panno Fallon, oficjalnie weszła pani na ścieżkę
legalnej, pełnoetatowej pracy, praw pracowniczych, podatku dochodowego i
fiskusa. – moja dobra znajoma podświadomość, ubrana w sędziowską togę, ściągnęła z półki
kodeks cywilny, otwierając go, przeglądając i wskazując palcem na konkretne
artykuły.
- Pięknie. Gratuluję, od dziś pracujesz dla mnie. – podał mi
dłoń, ściskając ją delikatnie. - Wspaniale, że się zgodziłaś. Gdzie mieszkasz?
- Chwilowo jeszcze tutaj, ale jeśli nie zapłacę do końca
tygodnia rachunków za media i czynszu z góry za ten i kolejny miesiąc, wyląduję
ze wszystkim na ulicy.
- Myślę, że znam rozwiązanie twojego problemu. – szelmowski
uśmiech rozjaśnił jego twarz. – W moim domu jest sporo miejsca, więc spokojnie
możesz się do mnie przenieść aż do momentu, kiedy znajdziesz coś własnego.
- Jesteś naprawdę wspaniałomyślny, ale nie mogę się na to
zgodzić. Naprawdę, „pracuję” – w tym miejscu narysowałam w powietrzu cudzysłów
- u ciebie - zaledwie od kilku minut, a ty proponujesz mi już przeprowadzkę.
Nawet nie znamy się zbyt dobrze.
- Masz moją gwarancję nietykalności. Obiecuję. Poza tym
główna siedziba The Hive mieści się w
moim domu, więc chyba tak będzie ci wygodniej, bo będziesz miała o wiele bliżej
do pracy, szczególnie, że nie ma w pobliżu przystanków autobusowych, a jakoś
wątpię w to, że masz tu samochód. – zaśmiał się, zbierając strony do teczki,
którą ze sobą przywiózł. – Na co jeszcze czekasz? Pakuj się. – machnął dłonią w
stronę szeroko otwartych drzwi do mojej sypialni.
----------------------------------------
Dotrzymuję danego słowa i przedstawiam Wam nowy rozdział po krótkiej, acz bardzo owocnej przerwie. Jared wrócił, mamy też malutką... (chociaż w sumie nie taką maleńką) rewolucję.
Zdążyłam nieźle się zainspirować, więc będzie jeszcze działo się naprawdę sporo :)
Jak zwykle, proszę o słówko lub dwa,
S.
S.
:)- wyraża więcej niż tysiąc słów
OdpowiedzUsuńTo też racja ;)
UsuńS.
Aaaaaa! Jak genialnie.wszystko sie rozkreca bardzo bardzo chce znac dalszą część. Weny
OdpowiedzUsuńNiedługo kolejny fragment :)
UsuńTo też zależy od liczby czytelników i komentarzy ;)
S.
Brak mi słów to napiszę po prostu asdffghjjkl haha :D cudowna jesteś!
OdpowiedzUsuń@shinodofremia
Dzięki wielkie :3
UsuńBardzo się cieszę, że ci się podoba :)
S.
Od pierwszego pojawienia się Jareda przeraża mnie jego osoba :D Zaproszenie do domu, oferta pracy, teraz przeprowadzka? Ten facet jest zbyt ufny :P Podejrzewam, że takie wspólne mieszkanie wprowadzi trochę komplikacji do układu szef-pracownik. Liczę na Twoją wenę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
P.S
Tak wiem, nie komentowałam ostatnich rozdziałów, ale czytam na bieżąco. Ostatnio ciężko u mnie z motywacją do napisania czegokolwiek, łącznie z komentarzami. Wybacz.
Jared jest nie tyle ufny, co odgrywa chwilowo rolę rycerza na gniadoszu :) (bo biały koń jest przereklamowany :p )
UsuńKomplikacje na pewno się pojawią :)
Dzięki za choć parę słów, nie obrażam się :)
S.
Nieźle! Nareszcie pojawia się Jared i czuję, że tak szybko się go nie pozbędziemy XD
OdpowiedzUsuńKochany Dziadu, proponuje Nii mieszkanie u siebie, niech bierze bez zastanawiania! To w końcu nie byle co... :D
Cóż, jest świetnie, zaczyna sie coś dziać. Mam nadzieję też, że akcja nie potoczy się ZBYT szybko i za nią nadążymy XD
Dużo weny, jeszcze więcej natchnienia, pozdrawiam :3
Pozostawmy decyzję Nii. Jay od tej pory będzie obecny w jej amerykańskim życiu stale, więc żeby nie zapeszyć, powiem tylko, że akcji będzie na pewno tyle,że nadążysz i nikt się przy tym nie znudzi ;)
UsuńDzięki, że zajrzałaś :3
S.