niedziela, 9 listopada 2014

For a mother, my brother and me... and maybe also you?

Jared nacisnął dzwonek przy drzwiach, który wybrzmiał wewnątrz domu. Parę minut później otworzyła nam starsza kobieta o szaro – srebrnych włosach, uśmiechając się do nas. Z jej twarzy i oczu widać było idealne podobieństwo do Jareda, jakby ten został z niej zdarty żywcem. To, co mnie szczególnie cieszyło, to fakt, że wyglądała na czułą osobę.

- Jesteście, cudownie! – przywitała nas, szeroko się uśmiechając.
- Cześć, mamo. – Jay pocałował kobietę w dwa policzki, przytulając ją do siebie. – Jak się czujesz?
- Bardzo dobrze, dziękuję. Czyżby ta urocza młoda dama to Nia? – zwróciła się w moim kierunku, szeroko uśmiechając.
- Tak, proszę, poznaj Nię Fallon Garcię, naszą nową fotograf. Nia, to moja mama, Constance Leto.
- Jest mi bardzo miło panią poznać. – skinęłam głową, witając się, jednak już po chwili zostałam zgarnięta wprost w ramiona matki Jareda i wyściskana. To było aż dziwne, gdyż nie spodziewałam się, że choć odrobinę, jednakże jeszcze niższa ode mnie osoba będzie w stanie objąć mnie z taką siłą.

- Wszyscy i tak mówią do mnie Connie, więc się nie przejmuj oficjalnymi formami. Zapraszam do środka, chodźcie do stołu. Czego się napijecie? Wody, soku, herbaty, a może domowej lemoniady?
- Mamo, nie musiałaś tak się starać, ale skoro już, to ja poproszę lemoniadę. – Jared uśmiechnął się, ściągając w przedpokoju buty i natychmiast odstawiając je na półkę.
- A ty, Niu, czego się napijesz? Śmiało, nie wstydź się, zapraszam. – Constance szeroko się uśmiechnęła.
- Wody, jeśli można, to niegazowanej. – natychmiast powtórzyłam gest Jareda, zsuwając ze stóp buty.
- Oczywiście, moja droga. – odwróciła się, znikając w korytarzu.

Rozglądałam się dookoła, zachwycając prostotą wnętrza. Nie było aż tak surowe, jak to u Jareda, jednakże udekorowane nowocześnie i rzecz jasna ze smakiem, więc kiedy Jared zaprowadził mnie do otwartej i połączonej z kuchnią jadalni, gdzie na czarnym, wykonanym z połączenia szkła i kamienia stole były przygotowane już trzy nakrycia, uśmiechałam się szeroko.

- Usiądźcie, proszę. Mam nadzieję, że to, co przygotowałam, będzie wam smakowało. – Constance postawiła przed nami pełne szklanki.
- Mamo, poczekaj. – Jared odsunął dla mnie krzesło, sam jednak nie usiadł, pytając – Pomogę ci przynieść talerze, dobrze?
- Nie musisz, wszystko czeka już w kuchni, usiądź i nie myśl za wiele. Dziś to ja zaopiekuję się waszą dwójką.
Jared opadł na krzesło obok, mając na twarzy minę niezbyt zadowolonego z takiego obrotu sprawy człowieka.
- Myślałem, że będę mógł pomóc mamie, ale najwyraźniej się przeliczyłem. Cóż, to jej decyzja i nie zamierzam na nią wpływać. – uśmiechnął się z lekka zagadkowo.

Kiedy Constance wniosła talerze, stawiając porcje najpierw przed nami, a później przed sobą. Jay widząc, jaką różnicę w ilości zaserwowała jemu, złapał się za głowę.
- Mamo! Sama jesz jak ptaszek, przecież powinnaś o siebie dbać, a nam nakładasz porcje jak dla trzech osób.
Co prawda, to prawda: mój talerz również był pełniutki i wątpiłam, czy uda mi się zjeść wszystko, ponieważ nie miałam żołądka monstrualnych rozmiarów. Nie chciałam walczyć od początku, ale przez moment miałam ochotę zamienić talerze.
- Przygotowałam coś, co powinno smakować również tobie, Niu. To seitan z warzywami i makaronem ryżowym, w sam raz dla wszystkich.
- Seitan! – oczy Jareda zalśniły. – Wiesz, jak mi dogodzić. Dziękuję.

Widziałam, jak wyraz twarzy Constance łagodnieje,a matczyna miłość przepełnia całą jej drobną osobę.
- Smacznego. – moje dobre maniery wzięły nad wszystkim górę, manifestując swoją obecność.
- Dziękujemy. I nawzajem. – Jared z mamą odparli chórem.
Powoli jedliśmy, obserwując się ukradkiem, aż po wszystkim Constance przełamała ciszę, zbierając talerze. – Jared wspominał mi już od dawna, że ma w planach zatrudnienie kogoś nowego do swojej firmy. Jak ci się w niej podoba? Zaraz mi powiesz, tylko wrócę.

Czekałam z odpowiedzią na powrót mamy Jareda. Te kilkanaście sekund sprawiło, że mogłam zastanowić się nad sensem zdań, które chciałam wypowiedzieć.
- Minęło bardzo mało czasu, więc nie wiem, czy mogę być już naprawdę obiektywna. Poza pewnymi wpadkami – tu zerknęłam wymownie na Jareda, wspominając w myślach naszą pierwszą wieczorną sesję – myślę, że nasza współpraca będzie zapowiadała się całkiem nieźle. Mam nadzieję, że dostanę szansę na to, żeby móc się dalej rozwijać.
- Na pewno. Komu jak komu, ale mojemu synowi możesz w tych kwestiach w pełni ufać. Nie raz i nie dwa udowadniał już, że nawet w najtrudniejszych momentach potrafi wygrać z przeciwnościami losu i myślę, że na pewno możesz zawsze ufać jego słowom.

Jared siedział cicho, słuchając naszej rozmowy i w ostatniej chwili, kiedy Connie dodała – Pamiętaj, że zawsze możesz również poprosić o pomoc, nie musisz walczyć ze wszystkim sama. – pokiwał energicznie głową. Przecież… Czyżby Constance nie wiedziała, że już otrzymałam od Jareda ogromną pomoc i nie wiem, jak mam mu za nią dziękować… Spojrzałam na niego pytająco, na co tylko lekko uniósł kącik ust w półuśmiechu. Tak, jakby nie chciał zostać zauważonym w jakiś sposób.

- Jared, jak tam praca nad twoim filmem? – kobieta postanowiła oderwać uwagę ode mnie, wypytując syna, podczas gdy przechodziliśmy do salonu.
- Myślę, że na Święto Dziękczynienia ze wszystkim zdążymy, o ile Stephanie uda się znaleźć brakujący fragment moich nagranych pamiętników z Europy. Jeśli nie, może być ciężko, bo jest tam sporo fajnych elementów, noce tematyczne, krwawa noc…
- Krwawa noc? – popatrzyłam na Jareda z niedowierzaniem. Czyżby kolejny z szalonych pomysłów.
- Tak, kilka lat temu zaraz po powrocie z rozdania nagród MTV w Australii, na którym graliśmy, przyszedł mi do głowy pomysł, żeby powtórzyć całe to wydarzenie, ale w trasie. Na jeden z koncertów - chyba w Mediolanie – dodał - ubraliśmy się na biało, wysmarowaliśmy sztuczną krwią i stąd wzięła się nazwa „krwawa noc”. Widownia na wieść o tym oszalała: widzieliśmy dziewczyny w wampirzych sukniach balowych, mężczyzn w smokingach, upapranych farbą… Tomo też wtedy zabrudził swój wyjściowy frak sztuczną krwią, za co Vicki strasznie go zrugała. – uśmiechnął się szeroko. - Szkoda tylko, że nie trafiliśmy na Halloween, bo moglibyśmy mieć z tego powodu jeszcze więcej frajdy, móc postraszyć ludzi.
- Jeszcze zobaczysz, że Jared miewa takie szalone pomysły.
- Zdążyłam się zorientować. – uśmiechnęłam się ciepło do Constance. – Widziałam parę starych zdjęć w biurze.
- Podobały ci się?

To ewidentnie był test, jak oceniam swoje i cudze umiejętności, jak po części oceniam siebie. Starałam się wrócić pamięcią do części z nich, by móc znaleźć jakieś porównanie, lecz nigdy chyba nie zdarzyło mi się dobrze oceniać; po części dlatego również nie mogłam być taką nauczycielką, jak profesor Stellar. Nie umiałabym być taka, jak ona w stosunku do swoich studentów.

- Nie ukrywam, że bardzo, choć nie gustuję w stylu niektórych. – miałam na myśli nieco (to za mało powiedziane – bardzo) zwariowane ujęcia Jareda na zwyczajnym, białym tle. Na przykład to z lampką, na którym Jared przykładał sobie jej wtyczkę do głowy. – Było tam… kilka kwiatków.
- To pewnie fotki od Terry’ego. Za każdym razem, kiedy jestem z jakiegoś powodu w Nowym Jorku, spotykamy się na zdjęciach. – uśmieszek na twarzy długowłosego był w jakiś sposób podpowiedzią dla mnie.
- Nie martw się, moja droga, ja również nie gustuję w tych zdjęciach. Są krzykliwe, nie wiem, czemu ten fotograf postawił sobie za cel ośmieszać wszystko, co się rusza, włącznie z moim synem.
- Mamo! – Jared zaprotestował. – To tylko zabawa aparatem. Gdybym nie wiedział, jak i co Terry zamierza robić, nawet nie stanąłbym mu przed obiektywem.

Terry, Terry… kto ze znanych fotografów ma tak na imię? Siedziałam, krzyżując nogi w kostkach i zastanawiając się. Nowy Jork, ironizuje, fotograf gwiazd… Richardson! Terry Richardson, podejrzewany o relacje innego pokroju z modelkami i piosenkarkami… Że też trafiło na Jareda. Cóż, spełniał jego wymagania: po części zwariowany, sławny, wyglądający jak grecki młody bóg… Ten ostatni wniosek byłam w stanie wyciągnąć z faktu, że czytałam co nieco o zespole, niedużo, ale komentarze na jego temat momentami brzmiały tak, jakby nikt nie wiedział, jaki Jared jest w rzeczywistości i na co dzień. Cóż, nie wątpiłam w to, że ma wiele różnych oblicz, ale z wieloma nie miałam jeszcze do czynienia.

W zamyśleniu nie zauważyłam, jak Connie wnosi do salonu niewielką paterę pełną kulistych, białych ciasteczek.
- Mam nadzieję, że zmieścicie jeszcze deser. Ciasteczka są jeszcze letnie, upiekłam je jakąś godzinę temu. Niu, czy mogłabyś mi pomóc?

- Oczywiście. – momentalnie podniosłam się z miejsca, idąc za mamą Jareda. Przeszłyśmy korytarzem do przestronnej kuchni, umeblowanej surowo, ale jednocześnie bardzo stylowo.
- Czy możesz wstawić wodę? – wskazała mi czarny czajnik elektryczny, stojący nieopodal lśniącej lodówki, na której przyczepione były magnesami różnokolorowe karteczki z notatkami. – Czego się napijesz, kawy, herbaty?
- Nie ma sprawy, pani Leto. – wlałam wodę, nastawiając urządzenie. – Jeśli to nie jest problem, poproszę o kawę.
- Nawiązując do mojego wcześniejszego pytania: byłam szczerze zainteresowana tym, jak znalazłaś się w otoczeniu Jareda, ponieważ znam go i wiem, że niezwykle rzadko decyduje się na takie posunięcia. Opowiadał mi o twoich zdolnościach, więc nie wątpię, że zdążyłaś sobie nimi zaskarbić w jakiś sposób artystyczną stronę jego serca. Którą kawę wolisz: espresso, cappuccino, latte?
- Poproszę cappuccino. – słysząc to, odwróciła się do ekspresu, wstawiając do niego filiżankę i naciskając na kilka przycisków, a kuchnia wypełniła się pięknym, moim ukochanym, lekko ziemistym zapachem świeżo mielonych ziaren kawy. Zaraz później kliknął przycisk czajnika, a ja wlałam gorącą wodę do czajniczka, w którym czekała już porcja herbaty w sitku.

Constance przygotowała talerzyki deserowe i sporą tacę, na której stanęła cała nowoczesna zastawa. Było tego o dziwo całkiem sporo, więc ostrożnie podniosłam tacę, pomagając jej wynieść wszystko ostrożnie na stolik w salonie. Kiedy weszłyśmy, Jared z wymalowanym na twarzy wyrazem najwyższego skupienia akurat przeglądał coś na ekranie telefonu, kciukami wypisując coś na dotykowej klawiaturze iPhone’a.

- Jared, czy możesz przy mnie nie używać tego telefonu? Zawsze, kiedy spuszczam cię ze wzroku u mnie, od razu wyciągasz z kieszeni telefon, a kiedy ci się uda i znikam na dłużej, a jest z tobą Shannon, natychmiast bierzecie tablet. Pokolenie elektroniczne… Czasem nie mam na was siły. - Constance tonem nie znoszącym sprzeciwu natychmiast podeszła do niego, zerkając mu przez ramię. – Twitter. Oczywiście, mogłam się tego spodziewać.
- Mamo, muszę przecież zajrzeć na strony.
- Może lepiej w domu. Teraz spędzamy czas wspólnie i nie chcę widzieć cię z wzrokiem wlepionym w ekran.
- Dobrze. – z ledwo ukrywanym niezadowoleniem Jared schował telefon do kieszeni, uśmiechając się do mnie. Skinęłam do niego głową ze zrozumieniem, rozstawiając talerzyki.
- Częstujcie się. – Constance zachęciła nas ciepło do spróbowania jej wypieku. – Nia, na pewno będziesz zadowolona. – uśmiechnęła się.
- Nie musi się pani o to martwić. – również odpowiedziałam uśmiechem. Siedzieliśmy tak przez jakiś czas, rozmawiając w bardzo swobodnym tonie.
- Przepraszam, gdzie tu jest łazienka? – przechylając się na fotelu, cicho zapytałam się Jareda, siedzącego obok mnie.
- W korytarzu, pierwsze drzwi po lewej.

- Za chwileczkę wrócę. – odsunęłam krzesło, wstając i wychodząc z salonu, w którym siedzieliśmy, popijająckawę, herbatę i pogryzając upieczone przez Constance popołudniowe ciasteczka kokosowe. Cóż, matka Jareda  była bardzo ciepłą i uczuciową osobą, od razu traktując mnie jak członka rodziny.
Kiedy wyszłam z toalety, usłyszałam ściszone głosy. Ucieszyło mnie to, że drzwi były wytłumione, więc nie było słychać, jak je zamykam, w dodatku wyłożona w korytarzu wykładzina również ułatwiała mi zadanie.

- …wiesz, mamo, bardzo mi się podoba. Jedyne, co mnie martwi, to ta różnica… Czasu. – dodał nieco ciszej. – Nie wiem, jak zareagują na to inni.
- Synu, dobrze wiesz, co powinieneś zrobić. Sam przecież tyle razy powtarzasz wszystkim, żeby iść za głosem serca.
- Ale nie wiem, czy to dobrze, tak szybko… Nie wiem, czy nawet powinienem Nii cokolwiek proponować. Zaczynam wątpić we własne słowa, choć wydaje się to niewiarygodne. - Jared brzmiał tak, jakby coś go gnębiło. Stojąc w korytarzu i nasłuchując, zastanawiałam się, o czym dokładnie rozmawiają.
- Posłuchaj mnie uważnie: ona wydaje mi się bardzo mądrą, młodą i doświadczoną kobietą, a z twoich opowieści wynika, że naprawdę ci na niej zależy.

Rozmawiają o mnie? Ups… Wycofałam się kilka kroków, żeby nie zorientowali się, że ich podsłuchuję.
- Naprawdę, wiek nie gra roli, pamiętaj, pięć, osiem, nawet dziesięć, piętnaście czy dwadzieścia lat nie zrobi żadnej różnicy. Jeśli czujesz, że jest dla ciebie ważna, powiedz jej to. Bądź szczęśliwy, tego pragnie każda matka dla swojego dziecka.

Wciągnęłam powietrze, zastanawiając się nad słowami, które usłyszałam, jednak nie chcąc, by fakt, że podsłuchiwałam wydał się, więc z uśmiechem na twarzy wróciłam do salonu, starając się przybrać maskę kompletnej nieświadomości i zadowolenia.
- Już jestem. – Jared, widząc mnie, odsunął krzesło, uśmiechając się.
- Wszystko w porządku?
- Tak, dziękuję. Przepraszam, czy mogłabym dostać od pani przepis na te ciasteczka? Są wspaniałe. – wskazałam na paterę, na której leżało jeszcze kilka.
- Oczywiście, jest bardzo prosty. To wegańskie kokosanki, napiszę ci dokładną listę składników, kiedy będziecie się zbierali.
- Mamo, ty wiesz najlepiej, co mi smakuje. A że Nia dzieli mój gust… - uśmiechnął się szeroko w moją stronę, jak zwykle powodując przyspieszenie akcji mojego serca i biorąc do ręki kolejną kuleczkę.

Kiedy przyszło nam się pożegnać, Constance długo nie wypuszczała z objęć zarówno mnie, jak i Jareda. Dostałam od niej obiecany przepis, napisany odręcznie na niewielkiej kartce z papeterii w drobne, błękitne kwiatki. Connie miała przepiękny charakter pisma, lekko zawijającego się na krawędziach.

- Mam nadzieję, że jeszcze do mnie przyjedziecie. Koniecznie wspólnie.

- Jeszcze raz dziękujemy za wszystko. – Jared uśmiechnął się promiennie do mamy, jeszcze raz ją przytulając. Był taki szczęśliwy. Cóż, on miał swoją rodzinę blisko, a ja nie; on nie musiał walczyć o akceptację w nowym miejscu, ja tak. Najważniejszym było jednak to, że nie musiał martwić się o to, że z dnia na dzień może stracić wszystko, nad czym tak długo pracował, co stworzył, wybudował od podstaw. Ja niestety tak: wystarczył jeden ruch i wszystko mogło prysnąć, jak mydlana bańka.

--------------------------------------------
Korzystając z długiego weekendu, postanowiłam uraczyć Was kolejnym rozdziałem.
Enjoy.
No i jak zwykle, proszę o Wasze opinie, słowa komentarza czy cokolwiek innego uznacie za stosowne - to pomaga ;)
S.

6 komentarzy:

  1. Jared tak samo uzależniony od Twittera jak ja...ale do rzeczy.
    Fajny, lekki, przyjemny rozdział. Constance zawsze jest pokazana jako przemiła osoba i szczerze mówiąc, nie wyobrażam jej sobie inaczej, wiec chyba w tym fanfiction nie przekłamują. Podobała mi się tez rozmowa, ktora podsluchala Nia. No nic, ciekawe,jak to się potoczy :)
    Weny!
    Pozdrawiam, C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uzależnienie od TT? Klasyk, również w moim wypadku :)
      Ja też uwielbiam Constance, zawsze, kiedy oglądam jej zdjęcia z Jayem i Shannim oraz te fragmenty z Artifact, w których mówi o chłopakach, serce mi mięknie.
      A o Nii... to się wyjaśni #soon.
      S.

      Usuń
  2. Wspaniały rozdział, cały czytałam z szerokim uśmiechem na twarzy, aż się człowiekowi miło na sercu robi. Za każdym razem, gdy pisałaś o Jaredzie i Nii, widziałam jego wyraz twarzy, taki sympatyczny i rozanielony. :) Może i jestem niepoprawną romatyczką, ale mam nadzieję, że Nia odwzajemni uczucia Jareda.
    + przestałam czytać wiele ff ostatnio, albo ludzie przestali pisać, ale wydaje mi się, że to jest moim ulubionym w tym momencie. Mam więc nadzieję, że będziesz pisać jeszcze częściej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za te słowa :)
      Bardzo się cieszę, że chwilowo trzymam się na szczycie Twojej listy.
      A co do Jareda i Nii... sprawa tej dwójki cały czas stoi pod wielkim znakiem zapytania.
      S.

      Usuń

Czytasz? Proszę, skomentuj, to naprawdę pomaga :)