Jared nacisnął dzwonek przy drzwiach, który wybrzmiał
wewnątrz domu. Parę minut później otworzyła nam starsza kobieta o szaro –
srebrnych włosach, uśmiechając się do nas. Z jej twarzy i oczu widać było
idealne podobieństwo do Jareda, jakby ten został z niej zdarty żywcem. To, co
mnie szczególnie cieszyło, to fakt, że wyglądała na czułą osobę.
- Jesteście, cudownie! – przywitała nas, szeroko się
uśmiechając.
- Cześć, mamo. – Jay pocałował kobietę w dwa policzki,
przytulając ją do siebie. – Jak się czujesz?
- Bardzo dobrze, dziękuję. Czyżby ta urocza młoda dama to Nia? – zwróciła
się w moim kierunku, szeroko uśmiechając.
- Tak, proszę, poznaj Nię Fallon Garcię, naszą nową fotograf. Nia,
to moja mama, Constance Leto.
- Jest mi bardzo miło panią poznać. – skinęłam głową,
witając się, jednak już po chwili zostałam zgarnięta wprost w ramiona matki
Jareda i wyściskana. To było aż dziwne, gdyż nie spodziewałam się, że choć odrobinę, jednakże jeszcze
niższa ode mnie osoba będzie w stanie objąć mnie z taką siłą.
- Wszyscy i tak mówią do mnie Connie, więc się nie przejmuj
oficjalnymi formami. Zapraszam do środka, chodźcie do stołu. Czego się
napijecie? Wody, soku, herbaty, a może domowej lemoniady?
- Mamo, nie musiałaś tak się starać, ale skoro już, to ja
poproszę lemoniadę. – Jared uśmiechnął się, ściągając w przedpokoju buty i
natychmiast odstawiając je na półkę.
- A ty, Niu, czego się napijesz? Śmiało, nie wstydź się, zapraszam. –
Constance szeroko się uśmiechnęła.
- Wody, jeśli można, to niegazowanej. – natychmiast
powtórzyłam gest Jareda, zsuwając ze stóp buty.
- Oczywiście, moja droga. – odwróciła się, znikając w
korytarzu.
Rozglądałam się dookoła, zachwycając prostotą wnętrza. Nie
było aż tak surowe, jak to u Jareda, jednakże udekorowane nowocześnie i rzecz
jasna ze smakiem, więc kiedy Jared zaprowadził mnie do otwartej i połączonej z
kuchnią jadalni, gdzie na czarnym, wykonanym z połączenia szkła i kamienia
stole były przygotowane już trzy nakrycia, uśmiechałam się szeroko.
- Usiądźcie, proszę. Mam nadzieję, że to, co przygotowałam,
będzie wam smakowało. – Constance postawiła przed nami pełne szklanki.
- Mamo, poczekaj. – Jared odsunął dla mnie krzesło, sam
jednak nie usiadł, pytając – Pomogę ci przynieść talerze, dobrze?
- Nie musisz, wszystko czeka już w kuchni, usiądź i nie myśl
za wiele. Dziś to ja zaopiekuję się waszą dwójką.
Jared opadł na krzesło obok, mając na twarzy minę niezbyt
zadowolonego z takiego obrotu sprawy człowieka.
- Myślałem, że będę mógł pomóc mamie, ale najwyraźniej się
przeliczyłem. Cóż, to jej decyzja i nie zamierzam na nią wpływać. – uśmiechnął
się z lekka zagadkowo.
Kiedy Constance wniosła talerze, stawiając porcje najpierw
przed nami, a później przed sobą. Jay widząc, jaką różnicę w ilości zaserwowała
jemu, złapał się za głowę.
- Mamo! Sama jesz jak ptaszek, przecież powinnaś o siebie
dbać, a nam nakładasz porcje jak dla trzech osób.
Co prawda, to prawda: mój talerz również był pełniutki i
wątpiłam, czy uda mi się zjeść wszystko, ponieważ nie miałam żołądka
monstrualnych rozmiarów. Nie chciałam walczyć od początku, ale przez moment
miałam ochotę zamienić talerze.
- Przygotowałam coś, co powinno smakować również tobie, Niu.
To seitan z warzywami i makaronem ryżowym, w sam raz dla wszystkich.
- Seitan! – oczy Jareda zalśniły. – Wiesz, jak mi dogodzić. Dziękuję.
Widziałam, jak wyraz twarzy Constance łagodnieje,a matczyna miłość przepełnia całą
jej drobną osobę.
- Smacznego. – moje dobre maniery wzięły nad wszystkim górę,
manifestując swoją obecność.
- Dziękujemy. I nawzajem. – Jared z mamą odparli chórem.
Powoli jedliśmy, obserwując się ukradkiem, aż po wszystkim Constance
przełamała ciszę, zbierając talerze. – Jared wspominał mi już od dawna, że ma w
planach zatrudnienie kogoś nowego do swojej firmy. Jak ci się w niej podoba?
Zaraz mi powiesz, tylko wrócę.
Czekałam z odpowiedzią na powrót mamy Jareda. Te kilkanaście
sekund sprawiło, że mogłam zastanowić się nad sensem zdań, które chciałam
wypowiedzieć.
- Minęło bardzo mało czasu, więc nie wiem, czy mogę być już
naprawdę obiektywna. Poza pewnymi wpadkami – tu zerknęłam wymownie na Jareda,
wspominając w myślach naszą pierwszą wieczorną sesję – myślę, że nasza
współpraca będzie zapowiadała się całkiem nieźle. Mam nadzieję, że dostanę
szansę na to, żeby móc się dalej rozwijać.
- Na pewno. Komu jak komu, ale mojemu synowi możesz w tych
kwestiach w pełni ufać. Nie raz i nie dwa udowadniał już, że nawet w
najtrudniejszych momentach potrafi wygrać z przeciwnościami losu i myślę, że na
pewno możesz zawsze ufać jego słowom.
Jared siedział cicho, słuchając naszej rozmowy i w ostatniej
chwili, kiedy Connie dodała – Pamiętaj, że zawsze możesz również poprosić o
pomoc, nie musisz walczyć ze wszystkim sama. – pokiwał energicznie głową.
Przecież… Czyżby Constance nie wiedziała, że już otrzymałam od Jareda ogromną
pomoc i nie wiem, jak mam mu za nią dziękować… Spojrzałam na niego pytająco, na
co tylko lekko uniósł kącik ust w półuśmiechu. Tak, jakby nie chciał zostać
zauważonym w jakiś sposób.
- Jared, jak tam praca nad twoim filmem? – kobieta
postanowiła oderwać uwagę ode mnie, wypytując syna, podczas gdy przechodziliśmy do salonu.
- Myślę, że na Święto Dziękczynienia ze wszystkim zdążymy, o
ile Stephanie uda się znaleźć brakujący fragment moich nagranych pamiętników z
Europy. Jeśli nie, może być ciężko, bo jest tam sporo fajnych elementów, noce
tematyczne, krwawa noc…
- Krwawa noc? – popatrzyłam na Jareda z niedowierzaniem.
Czyżby kolejny z szalonych pomysłów.
- Tak, kilka lat temu zaraz po powrocie z rozdania nagród MTV w Australii,
na którym graliśmy, przyszedł mi do głowy pomysł, żeby powtórzyć całe to
wydarzenie, ale w trasie. Na jeden z koncertów - chyba w Mediolanie – dodał -
ubraliśmy się na biało, wysmarowaliśmy sztuczną krwią i stąd wzięła się nazwa
„krwawa noc”. Widownia na wieść o tym oszalała: widzieliśmy dziewczyny w
wampirzych sukniach balowych, mężczyzn w smokingach, upapranych farbą… Tomo też
wtedy zabrudził swój wyjściowy frak sztuczną krwią, za co Vicki strasznie go zrugała. – uśmiechnął się szeroko. -
Szkoda tylko, że nie trafiliśmy na Halloween, bo moglibyśmy mieć z tego powodu
jeszcze więcej frajdy, móc postraszyć ludzi.
- Jeszcze zobaczysz, że Jared miewa takie szalone pomysły.
- Zdążyłam się zorientować. – uśmiechnęłam się ciepło do
Constance. – Widziałam parę starych zdjęć w biurze.
- Podobały ci się?
To ewidentnie był test, jak oceniam swoje i cudze
umiejętności, jak po części oceniam siebie. Starałam się wrócić pamięcią do
części z nich, by móc znaleźć jakieś porównanie, lecz nigdy chyba nie zdarzyło
mi się dobrze oceniać; po części dlatego również nie mogłam być taką
nauczycielką, jak profesor Stellar. Nie umiałabym być taka, jak ona w stosunku
do swoich studentów.
- Nie ukrywam, że bardzo, choć nie gustuję w stylu
niektórych. – miałam na myśli nieco (to za mało powiedziane – bardzo)
zwariowane ujęcia Jareda na zwyczajnym, białym tle. Na przykład to z lampką, na którym Jared przykładał sobie jej wtyczkę do głowy. – Było tam… kilka kwiatków.
- To pewnie fotki od Terry’ego. Za każdym razem, kiedy
jestem z jakiegoś powodu w Nowym Jorku, spotykamy się na zdjęciach. – uśmieszek
na twarzy długowłosego był w jakiś sposób podpowiedzią dla mnie.
- Nie martw się, moja droga, ja również nie gustuję w tych
zdjęciach. Są krzykliwe, nie wiem, czemu ten fotograf postawił sobie za cel
ośmieszać wszystko, co się rusza, włącznie z moim synem.
- Mamo! – Jared zaprotestował. – To tylko zabawa aparatem.
Gdybym nie wiedział, jak i co Terry zamierza robić, nawet nie stanąłbym mu
przed obiektywem.
Terry, Terry… kto ze znanych fotografów ma tak na imię?
Siedziałam, krzyżując nogi w kostkach i zastanawiając się. Nowy Jork,
ironizuje, fotograf gwiazd… Richardson! Terry Richardson, podejrzewany o
relacje innego pokroju z modelkami i piosenkarkami… Że też trafiło na Jareda.
Cóż, spełniał jego wymagania: po części zwariowany, sławny, wyglądający jak
grecki młody bóg… Ten ostatni wniosek byłam w stanie wyciągnąć z faktu, że
czytałam co nieco o zespole, niedużo, ale komentarze na jego temat momentami brzmiały
tak, jakby nikt nie wiedział, jaki Jared jest w rzeczywistości i na co dzień.
Cóż, nie wątpiłam w to, że ma wiele różnych oblicz, ale z wieloma nie miałam
jeszcze do czynienia.
W zamyśleniu nie zauważyłam, jak Connie wnosi do salonu niewielką paterę pełną kulistych, białych
ciasteczek.
- Mam nadzieję, że zmieścicie jeszcze deser. Ciasteczka są
jeszcze letnie, upiekłam je jakąś godzinę temu. Niu, czy mogłabyś mi pomóc?
- Oczywiście. – momentalnie podniosłam się z miejsca, idąc
za mamą Jareda. Przeszłyśmy korytarzem do przestronnej kuchni, umeblowanej
surowo, ale jednocześnie bardzo stylowo.
- Czy możesz wstawić wodę? – wskazała mi czarny
czajnik elektryczny, stojący nieopodal lśniącej lodówki, na której przyczepione
były magnesami różnokolorowe karteczki z notatkami. – Czego się napijesz, kawy,
herbaty?
- Nie ma sprawy, pani Leto. – wlałam wodę, nastawiając urządzenie. – Jeśli
to nie jest problem, poproszę o kawę.
- Nawiązując do mojego wcześniejszego pytania: byłam
szczerze zainteresowana tym, jak znalazłaś się w otoczeniu Jareda, ponieważ
znam go i wiem, że niezwykle rzadko decyduje się na takie posunięcia. Opowiadał
mi o twoich zdolnościach, więc nie wątpię, że zdążyłaś sobie nimi zaskarbić w
jakiś sposób artystyczną stronę jego serca. Którą kawę wolisz: espresso,
cappuccino, latte?
- Poproszę cappuccino. – słysząc to, odwróciła się do ekspresu,
wstawiając do niego filiżankę i naciskając na kilka przycisków, a kuchnia
wypełniła się pięknym, moim ukochanym, lekko ziemistym zapachem świeżo mielonych ziaren kawy.
Zaraz później kliknął przycisk czajnika, a ja wlałam gorącą wodę do czajniczka,
w którym czekała już porcja herbaty w sitku.
Constance przygotowała talerzyki deserowe i sporą tacę, na
której stanęła cała nowoczesna zastawa. Było tego o dziwo całkiem sporo, więc
ostrożnie podniosłam tacę, pomagając jej wynieść wszystko ostrożnie na stolik w
salonie. Kiedy weszłyśmy, Jared z wymalowanym na twarzy wyrazem najwyższego
skupienia akurat przeglądał coś na ekranie telefonu, kciukami wypisując
coś na dotykowej klawiaturze iPhone’a.
- Jared, czy możesz przy mnie nie używać tego telefonu?
Zawsze, kiedy spuszczam cię ze wzroku u mnie, od razu wyciągasz z kieszeni
telefon, a kiedy ci się uda i znikam na dłużej, a jest z tobą Shannon,
natychmiast bierzecie tablet. Pokolenie elektroniczne… Czasem nie mam na was siły. - Constance tonem nie
znoszącym sprzeciwu natychmiast podeszła do niego, zerkając mu przez ramię. –
Twitter. Oczywiście, mogłam się tego spodziewać.
- Mamo, muszę przecież zajrzeć na strony.
- Może lepiej w domu. Teraz spędzamy czas wspólnie i nie
chcę widzieć cię z wzrokiem wlepionym w ekran.
- Dobrze. – z ledwo ukrywanym niezadowoleniem Jared schował
telefon do kieszeni, uśmiechając się do mnie. Skinęłam do niego głową ze
zrozumieniem, rozstawiając talerzyki.
- Częstujcie się. – Constance zachęciła nas ciepło do
spróbowania jej wypieku. – Nia, na pewno będziesz zadowolona. – uśmiechnęła
się.
- Nie musi się pani o to martwić. – również odpowiedziałam
uśmiechem. Siedzieliśmy tak przez jakiś czas, rozmawiając w bardzo swobodnym
tonie.
- Przepraszam, gdzie tu jest łazienka? – przechylając się na
fotelu, cicho zapytałam się Jareda, siedzącego obok mnie.
- W korytarzu, pierwsze drzwi po lewej.
- Za chwileczkę wrócę. – odsunęłam krzesło, wstając i
wychodząc z salonu, w którym siedzieliśmy, popijająckawę, herbatę i pogryzając
upieczone przez Constance popołudniowe ciasteczka kokosowe. Cóż, matka Jareda była bardzo ciepłą i uczuciową osobą, od razu
traktując mnie jak członka rodziny.
Kiedy wyszłam z toalety, usłyszałam ściszone głosy.
Ucieszyło mnie to, że drzwi były wytłumione, więc nie było słychać, jak je
zamykam, w dodatku wyłożona w korytarzu wykładzina również ułatwiała mi
zadanie.
- …wiesz, mamo, bardzo mi się podoba. Jedyne, co mnie
martwi, to ta różnica… Czasu. – dodał nieco ciszej. – Nie wiem, jak zareagują
na to inni.
- Synu, dobrze wiesz, co powinieneś zrobić. Sam przecież
tyle razy powtarzasz wszystkim, żeby iść za głosem serca.
- Ale nie wiem, czy to dobrze, tak szybko… Nie wiem, czy
nawet powinienem Nii cokolwiek proponować. Zaczynam wątpić we własne słowa,
choć wydaje się to niewiarygodne. - Jared brzmiał tak, jakby coś go gnębiło.
Stojąc w korytarzu i nasłuchując, zastanawiałam się, o czym dokładnie
rozmawiają.
- Posłuchaj mnie uważnie: ona wydaje mi się bardzo mądrą,
młodą i doświadczoną kobietą, a z twoich opowieści wynika, że naprawdę ci na
niej zależy.
Rozmawiają o mnie? Ups… Wycofałam się kilka kroków, żeby nie
zorientowali się, że ich podsłuchuję.
- Naprawdę, wiek nie gra roli, pamiętaj, pięć, osiem, nawet
dziesięć, piętnaście czy dwadzieścia lat nie zrobi żadnej różnicy. Jeśli czujesz, że jest
dla ciebie ważna, powiedz jej to. Bądź szczęśliwy, tego pragnie każda matka dla
swojego dziecka.
Wciągnęłam powietrze, zastanawiając się nad słowami, które
usłyszałam, jednak nie chcąc, by fakt, że podsłuchiwałam wydał się, więc z
uśmiechem na twarzy wróciłam do salonu, starając się przybrać maskę kompletnej
nieświadomości i zadowolenia.
- Już jestem. – Jared, widząc mnie, odsunął krzesło,
uśmiechając się.
- Wszystko w porządku?
- Tak, dziękuję. Przepraszam, czy mogłabym dostać od pani
przepis na te ciasteczka? Są wspaniałe. – wskazałam na paterę, na której leżało
jeszcze kilka.
- Oczywiście, jest bardzo prosty. To wegańskie kokosanki,
napiszę ci dokładną listę składników, kiedy będziecie się zbierali.
- Mamo, ty wiesz najlepiej, co mi smakuje. A że Nia dzieli
mój gust… - uśmiechnął się szeroko w moją stronę, jak zwykle powodując przyspieszenie
akcji mojego serca i biorąc do ręki kolejną kuleczkę.
Kiedy przyszło nam się pożegnać, Constance długo nie
wypuszczała z objęć zarówno mnie, jak i Jareda. Dostałam od niej obiecany
przepis, napisany odręcznie na niewielkiej kartce z papeterii w drobne,
błękitne kwiatki. Connie miała przepiękny charakter pisma, lekko zawijającego
się na krawędziach.
- Mam nadzieję, że jeszcze do mnie przyjedziecie. Koniecznie
wspólnie.
- Jeszcze raz dziękujemy za wszystko. – Jared uśmiechnął się
promiennie do mamy, jeszcze raz ją przytulając. Był taki szczęśliwy. Cóż, on miał swoją rodzinę blisko, a ja nie; on nie musiał walczyć o akceptację w nowym miejscu, ja tak. Najważniejszym było jednak to, że nie musiał martwić się o to, że z dnia na dzień może stracić wszystko, nad czym tak długo pracował, co stworzył, wybudował od podstaw. Ja niestety tak: wystarczył jeden ruch i wszystko mogło prysnąć, jak mydlana bańka.
--------------------------------------------
Korzystając z długiego weekendu, postanowiłam uraczyć Was kolejnym rozdziałem.
Enjoy.
No i jak zwykle, proszę o Wasze opinie, słowa komentarza czy cokolwiek innego uznacie za stosowne - to pomaga ;)
S.
--------------------------------------------
Korzystając z długiego weekendu, postanowiłam uraczyć Was kolejnym rozdziałem.
Enjoy.
No i jak zwykle, proszę o Wasze opinie, słowa komentarza czy cokolwiek innego uznacie za stosowne - to pomaga ;)
S.
Jared tak samo uzależniony od Twittera jak ja...ale do rzeczy.
OdpowiedzUsuńFajny, lekki, przyjemny rozdział. Constance zawsze jest pokazana jako przemiła osoba i szczerze mówiąc, nie wyobrażam jej sobie inaczej, wiec chyba w tym fanfiction nie przekłamują. Podobała mi się tez rozmowa, ktora podsluchala Nia. No nic, ciekawe,jak to się potoczy :)
Weny!
Pozdrawiam, C.
Uzależnienie od TT? Klasyk, również w moim wypadku :)
UsuńJa też uwielbiam Constance, zawsze, kiedy oglądam jej zdjęcia z Jayem i Shannim oraz te fragmenty z Artifact, w których mówi o chłopakach, serce mi mięknie.
A o Nii... to się wyjaśni #soon.
S.
:)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńS.
Wspaniały rozdział, cały czytałam z szerokim uśmiechem na twarzy, aż się człowiekowi miło na sercu robi. Za każdym razem, gdy pisałaś o Jaredzie i Nii, widziałam jego wyraz twarzy, taki sympatyczny i rozanielony. :) Może i jestem niepoprawną romatyczką, ale mam nadzieję, że Nia odwzajemni uczucia Jareda.
OdpowiedzUsuń+ przestałam czytać wiele ff ostatnio, albo ludzie przestali pisać, ale wydaje mi się, że to jest moim ulubionym w tym momencie. Mam więc nadzieję, że będziesz pisać jeszcze częściej. :)
Dziękuję za te słowa :)
UsuńBardzo się cieszę, że chwilowo trzymam się na szczycie Twojej listy.
A co do Jareda i Nii... sprawa tej dwójki cały czas stoi pod wielkim znakiem zapytania.
S.