Gdy Emma dołączyła do nas, niosąc duży futerał z „zaginioną”
gitarą, Tomo z Shannem siedzieli na stołkach do makijażu przy podświetlanej
toaletce, śmiejąc się i rozmawiając. Jak na komendę oboje opierali łokcie o
blat, niczego nie przeczuwając. Ja natomiast stanęłam w pewnej odległości od
nich, robiąc im kilka zdjęć. Z doświadczenia wiedziałam, że właśnie takie fotki
wychodzą najlepiej. Poza tym, potrzebowałam niewielkiej rozgrzewki. Widziałam,
że byli już gotowi do sesji, a Jared… akurat siedział na drugim stanowisku
makijażystek, gdzie nakładano mu akurat odrobinę pudru. Świecąca twarz na
takich zdjęciach to źle wyglądająca twarz, ale jak to w życiu bywa, udało nam
się znaleźć sposób na to, by wygrać z naturą.
- Shann, Tomo, możecie podejść? Powoli zaczniemy?
Mężczyźni podeszli do mnie z wariackimi uśmiechami na
twarzy. Cóż takiego zdarzyło się w ciągu ostatnich minut, że z wydarzeń, które
w ostateczności mogły sprawić, że wszystko to, co udało nam się zorganizować do
tej pory, mogłoby odejść w zapomnienie.
Ustawiłam mężczyzn na czarnym tle, kiedy podszedł do nas
Jared, ubrany w przeciwieństwie do brata i przyjaciela w bluzie,
przypominającej lekką kurtkę w rozpięty, dwurzędowy płaszcz. Cóż, skórzane
okrycie w jego wypadku byłoby nieco nie na miejscu.
- Tak jak planowaliśmy: Jared na środek, Tomo nieco z boku,
po lewej – Chorwat stanął dość blisko Jareda – a Shannon, po prawej, zaraz za
Jaredem. Poczekajcie, to nie tak. – podeszłam do trójki, która stała jak
wmurowana w podłogę. – Mogę? – zwróciłam się najpierw do Tomo.
- Jasne, rządzisz tutaj.
- Super. – odsunęłam nieco Tomo od Jareda, zaledwie kilka
centymetrów, jednak zdawałam sobie sprawę, że to znacznie zmieni ostateczny
obraz. – Możesz ściągnąć tą grzywkę na twarz? – spojrzałam na dość mocno
zaczesane włosy, które wsunął za ucho. – Tak, żeby zasłaniały prawie pół
twarzy. Dzięki. – widząc, że poprawia się, przeszłam do Jareda. – Proszę,
odwróć się bokiem, ale nie do końca. Twarz w moją stronę, tak jak na fotelu,
pamiętasz chyba; stopy w perspektywie 3/4
i będzie idealnie. No i ręce do kieszeni. Dziękuję. Shann?
Perkusista mrugnął do mnie znacząco.
- Kroczek bliżej, odwróć się tak, jak Jared i na sekundkę – dodałam
– tego nie będzie na zdjęciu – prawą rękę wysuń za niego. – przeszłam za niego,
nieco go przesuwając i chwytając za ramiona, odwróciłam w moją stronę.
- Tak może być? Nie chcę ruszać się z miejsca. – usłyszałam
Tomo, więc zerknęłam na niego zza pleców Shannona, pokazując mu oba kciuki
uniesione do góry.
- Świetnie, o to chodziło. Shannon, pół kroku do przodu.
Jeszcze kilka centymetrów, jeszcze, jeszcze… super. Dziękuję.
Cofnęłam się o kilka kroków, ustawiając aparat na stojaku,
który przywiozłam ze sobą. Wiedziałam, że w takiej wyjątkowej chwili będą
trzęsły mi się ręce, co zresztą widziałam, ujmując w ręce lustrzankę.
Pstrykałam ujęcia jedno za drugim, bez opamiętania. Chciałam, żeby były
idealne.
Kiedy odsunęłam się od aparatu, chłopakom nieco zrzedły
miny.
- Udało się?
- Tak, tak, na pewno. – uśmiechnęłam się do nich
pocieszająco, starając się poprawić morale zarówno sobie, jak i im. – Dalej?
- Jasne.
- Shann, Tomo, macie na chwilę wolne. Proszę, możecie się
przygotować? Jared, zostań jeszcze.
Kiedy przyjaciele oddalili się, J. wzruszył kilka razy
ramionami, odwodząc je od osi i poprawiając płaszcz, który miał na sobie. Po
chwili stanął jeszcze raz, dokładnie w ten sam sposób, w jaki ustawiłam go
wcześniej, lekko się uśmiechając. Wiedział już, że chciałabym poza zdjęciami
grupowymi wykonać trochę fotografii indywidualnych w różnych ujęciach. Ten
uśmiech był szczery: błękitne oczy zalśniły, a on sam odsłonił śnieżnobiałe zęby.
Było przyjemnością patrzeć, jak cieszy się z sytuacji, do jakiej doszło.
Migawka kliknęła kilka razy, kiedy uwieczniałam na kolejnych
cyfrowych fotografiach jego twarz i całe popiersie. Wspólnie wkładaliśmy wiele
serca w te zdjęcia. Dla mnie były one ważne podwójnie: udowadniałam sobie, ale
również zespołowi, że powierzyli zadanie w dobrych rękach.
- Super, dziękuję. Na razie dam ci spokój i zajmę się
Shannonem i Tomo. Im też przyszło w udziale sporo zdjęć.
- Jasne. – uśmiech na jego twarzy sprawił, że w sercu
rozlało mi się ciepło. Wiedziałam, że moja rola jest ważna i Jared całkowicie
mi zaufał. Tak chyba było… już od samego początku, prawda?
Tomo stał w kurtce w słupach światła, strojąc gitarę. Choć
wspominałam mu, że nie będzie musiał grać, znałam go i wiedziałam, że nie
odpuści sobie możliwości pobrzdąkania. Wzmacniacz z wijącym się wokół stóp
Chorwata kablem stał już na swoim miejscu, a ja zerknęłam na mężczyznę,
podchodząc do niego.
- Możemy spróbować?
- Musimy. Jestem szczerze ciekawy efektów. – Tomo przypiął
gitarę do wzmacniacza, bezpiecznie odsuwając się o kilka kroków od niego. Nikt
nie lubi sprzężeń zwrotnych, a te mogą być dla uszu niezwykle irytującym
doświadczeniem.
Przyklęknęłam na jednym kolanie kilka kroków od mężczyzny,
robiąc zdjęcie od dołu i obejmując w ten sposób sylwetkę pod specyficznym
kątem. Na wyświetlaczu mignęła mi jednak wykonana fotografia i skrzywiłam się,
widząc, jak bardzo jest prześwietlona. Krzyknęłam za siebie, chcąc zwrócić
uwagę jednego z techników.
- Jeremy, możesz cofnąć reflektor nad Tomo? Ten. – pokazałam
mu palcem lampę, która mi przeszkadzała. – Bardziej wstecz, w tamtą stronę. –
machnęłam ręką w stronę przeciwległej bramy do tej, którą dostaliśmy się do środka. –
Dzięki.
Przykucnęłam jeszcze raz, robiąc zdjęcia jedno za drugim i
słuchając, jak gra jakiś utwór z zamyśleniem na twarzy. To wyglądało naprawdę
dobrze, ale chciałam zrobić zdjęcie z góry, z podnośnika. Choć nigdy tego nie
próbowałam, czytałam sporo na ten temat i zdjęcia robione z odpowiedniej
wysokości, które miałam okazję zobaczyć w Internecie, wyglądały nadzwyczaj
dobrze, szczególnie te, na których osoba fotografowana była w ruchu. – Tomo? –
odezwałam się nieśmiało, nie chcąc przerywać mu doskonałej zabawy z gitarą,
jednak miałam jeszcze do zrobienia kilkadziesiąt zdjęć, a nie chciałam
przetrzymywać wszystkich w hangarze w nieskończoność.
- Tak? – Tomo natychmiast przestał grać, uśmiechając się. –
Teraz spróbujemy z góry. Chris? – zawołałam asystenta, którego wcześniej prosił
o pomoc Jared. Jako jedyny miał on uprawnienia do sterowania podnośnikiem, a ja
z racji lekkiego strachu wolałam mieć tam kogoś, kto będzie potrafił poradzić
sobie z nim lepiej niż ja. Ze stolika, stojącego obok schodków zabrałam nowy
obiektyw, przypinając go do lustrzanki i chwilkę później, widząc, jak technik
majstruje już przy sterowaniu podnośnikiem, weszłam po schodkach na platformę,
jedną ręką kurczowo przytrzymując się poręczy, a drugą obejmując aparat. Kiedy
mężczyzna zerknął na mnie pytająco, skinęłam mu głową i zaczęliśmy się unosić.
Powoli pięliśmy się ku górze, ale w tym samym czasie wszyscy postanowili
zobaczyć, co wymyśliłam, zbierając się w półkolu w bezpiecznej odległości. W
końcu podnośnik stanął, a ja mogłam puścić się poręczy. Chciałam odezwać się do
Tomo, ale mój głos był za cichy, by zwrócić uwagę Chorwata, w dodatku
otoczonego niewielkim tłumem. Widziałam, jak Jared pokazuje mi kciuki uniesione
w górę, Shannon lekko się śmieje, a Emma obserwuje ze strachem wymalowanym na
twarzy całe zamieszanie. Zdążyła mi się przyznać, że nie lubi wysokości i źle
czułaby się na moim miejscu. Ku memu zaskoczeniu technik podał mi megafon,
który leżał obok niego. Litości, megafon? Do diabła, czyj to był pomysł?
Kiedy go uruchomiłam, rozległ się piskliwy dźwięk, który sprawił, że zadzwoniło
mi w uszach. Krzywiąc się, natychmiast go ściszyłam. Widziałam, że praktycznie
cała ekipa stojąca na dole skrzywiła się, zakrywając uszy.
- Rozejdziecie się? – odezwałam się, reagując zaskoczeniem
na to, jak głośno było mnie słychać. – Nie śmiejcie się! – dodałam ciszej,
wiedząc już, jak bardzo jest wzmocniony mój głos. – To nie jest zabawne. Ku
mojemu zaskoczeniu grupka rozeszła się dookoła, a w rozświetlonym polu stał
samotny Tomo, kurczowo trzymając przy sobie gitarę. Nie spodziewaliśmy się, że
będzie to tak wyglądało. Nigdy nie przypuszczałam, że będę mogła spełnić jedno
ze swoich marzeń.
- Tomo, spróbujemy zrobić to tak, jak ustalaliśmy, zrobimy
to szybko i zejdę na dół.
Chorwat nadal nieco niepewnie stał na dole, patrząc w górę i
pokiwał ledwo zauważalnie głową. Kiedy podnosiłam aparat, usłyszałam mocne
uderzenia bębna i rytm werbla wojennego, więc rzuciłam spojrzenie w stronę
perkusji na podeście, przy której siedział Shannon, w najlepsze uderzając
pałeczkami w zestaw. Uśmiechnęłam się, kiedy zobaczyłam, że Tomo złapał rytm,
pogrywając na gitarze do wtóru i z sekundy na sekundę jego postawa zmieniła
się, a on sam zaczął z lekka podskakiwać. Rozpromieniłam się, widząc, że
wsparcie starszego z braci sprawia, że nasze wspólne zadanie idzie nam o wiele
łatwiej. Migawka trzaskała prawie w rytm największego z bębnów, a kiedy
kiwnęłam głową w stronę Chrisa, powoli zaczął on opuszczać podnośnik, a ja,
lekko przykucając, objęłam zarówno Shanna przy perkusji, jak i Tomo z gitarą,
który w euforii przesunął się nieco w stronę podestu.
Nie chciałam przerywać im dobrej zabawy, słuchając przy tym
wymieszanego kawałka Pantery, który postanowili zagrać, więc podeszłam do
Jareda, uśmiechając się i pokazując mu na niewielkim ekraniku ostatnie zdjęcie.
- Super wyszło, prawda? – z absurdalnym uśmiechem na twarzy
odezwałam się na tyle głośno, by było mnie słychać, ale jednocześnie tak, aby
nie krzyczeć mu prosto do uszu.
- Wiedziałem, że mogę na tobie polegać. – podszedł do
Shannona, odzywając się do ustawionego nieopodal perkusji mikrofonu. On jako
jedyny musiał mieć ze sobą słuchawki i dodatkowe przyłącze, przez które wszyscy
mogli się z nim komunikować, podczas gdy grał, a wszystko to dla ochrony
słuchu. – Shannon, bracie, może już byś skończył?
Brzmienie perkusji urwało się momentalnie, a ja podbiegłam
do trójki, nadal z gigantycznym uśmiechem, dzierżąc w dłoniach aparat, pełen
cudownych zdjęć.
- Został mi jeszcze Shannon i możemy się stąd zbierać. –
zerknęłam pospiesznie na tarczę niewielkiego zegarka, zapiętego na cienkiej
bransolecie na nadgarstku. Nie sądziłam, że minęło już tyle czasu, jednak…
Shannon wskoczył z powrotem na podest, kilkoma długimi
krokami wchodząc za perkusję i powtarzając wcześniej słyszaną przeze mnie
sekwencję rytmów. W pewnym momencie kątem oka zauważyłam, jak Jared rozpędza
się, biegnąc w stronę perkusji. Zdążyłam uchwycić moment, kiedy płynnym skokiem
pokonał różnicę wysokości, robiąc zdjęcie, gdy był w powietrzu, jakby leciał, stabilnie
lądując na podstawie oboma nogami i po chwili, bez zerkania za siebie
zeskakując z niej swobodnie. Ale to wyglądało.
Zgodnie z obietnicą, daną starszemu z braci, ustawiłam go
tak, by było widać szczególnie jego ukochany instrument. Mocne światła, które
zawisły nad platformą, rozjarzyły się na zawołanie, a błękit bębnów zyskał
jeszcze piękniejszy, głębszy odcień. Byłam dumna, że moje plany nie wzięły w
łeb i pomijając trudności techniczne z gitarą, konieczność użycia przeze mnie
megafonu i jedno z luster, które stało pod złym kątem i w pewnym momencie źle
odbijało światło, mogłam powiedzieć, że zadanie, przed którym zostałam
postawiona, przebiegło pomyślnie.
Po sesji, kiedy cały sprzęt i instrumenty były bezpiecznie
zapakowane w skrzyniach, a Jared przebrał się z ubrań przeznaczonych na nią, ja
siedziałam przy stoliku, czyszcząc obiektywy, aparat i pakując swoje rzeczy. Zdążyłam
zobaczyć paręnaście, czy parędziesiąt zdjęć, przerzucając je w galerii aparatu,
jednak by ujrzeć wszystkie szczegóły, potrzebny był mi albo mój komputer, albo
duży monitor w biurze. Z tego, co udało mi się jednak spostrzec na chwilę
obecną, okazało się, że pewna część zdjęć będzie nadawała się do poprawki, lub,
w najgorszym razie, do usunięcia. Teraz wolałam niczego nie robić, nie mając
pełnego wglądu w obrazy, a pamiętałam doskonale słowa profesor Stellar. „Pamiętajcie, zawsze jest tak, że w czasie
sesji znajdziecie zdjęcia, które nie będą się do niczego nadawały, jednak
dzisiejsza technika pozwala wam na wiele modyfikacji, dzięki czemu nawet z
pozoru wyglądające na nieudane zdjęcia można próbować naprawić.”
Wierzyłam,
że jeśli coś się nie udało, nikt z tego powodu nie będzie żywił do mnie urazy. Mężczyzna
podszedł do mnie z zagadkowym uśmiechem. Dookoła nas technicy przekrzykiwali
się, ściągając reflektory z prowizorycznych podwieszeń, ostrożnie opuszczając
je na linach do przygotowanych kontenerów, wyłożonych miękkim materiałem,
chroniącym delikatne szkło przed uszkodzeniem.. W hangarze panowało niezłe
zamieszanie, ale cieszyłam się, że wszystko jest już za mną i mogę swobodnie
odetchnąć.
- Wyjeżdżamy w trasę, a że nie chcę zostawiać cię tu z
resztą ludzi z The Hive i zaplecza,
pojedziesz z nami. Podjąłem już decyzję i raczej nie zamierzam jej zmieniać.
- Z… wami? – odparłam, spoglądając na długowłosego pytająco.
- Zespołem i ekipą. Przed każdym koncertem mamy meet&greet, spotkanie z fanami,
gdzie w pakiecie zawsze dostają zdjęcie z nami... Nie chcę ściągać kolejnego
fotografa, skoro możesz jechać z nami. Poza tym chciałbym pokazać ci różne
miejsca, zasługujesz na to. Myślę, że jest to coś, co ci się spodoba: robienie
zdjęć nam i fanom na spotkaniu, potem w czasie koncertów, a w czasie wolnym
mogłabyś zobaczyć znacznie więcej, niż tylko zdjęcia w Google z ekranu laptopa.
Poza tym, masz ważny paszport z odpowiednim limitem czasu, więc możesz
spokojnie lecieć z nami.
- Gdzie?
- Do Europy.
- Żartujesz, prawda? A co z powrotem? Mogą mnie nie
przepuścić na lotnisku. Uwierz, ostatnie, o czym w tej chwili marzę, to
deportacja.
- Skądże znowu. O to się nie martw, masz zapewniony
bezpieczny pobyt w Stanach, ponieważ już tu pracujesz, w dodatku na umowę i
masz stałe miejsce zamieszkania. W najlepszym wypadku za kilka lat będziesz
mogła ubiegać się o przyznanie ci obywatelstwa amerykańskiego, jeśli oczywiście
zechcesz tu zostać i zapuścić korzenie. Emma przejrzała wszystkie dokumenty i
załatwiła w urzędzie zmianę statusu na moją prośbę. Pamiętasz, że podpisywałaś
upoważnienie na reprezentowanie w razie wszelkich formalności urzędowych?
- Tak, pamiętam. – odparłam, uśmiechając się. Dzięki
druczkowi, który podsunęła mi przy Jaredzie i adwokacie, który potwierdził
swoim podpisem ważność i zgodność z obowiązującym prawem części dokumentów, nie
tylko mojego, nie musiałam obawiać się o żadne nieścisłości prawne, a jako że
zajmowała się ona właśnie niektórymi kwestiami urzędowymi, ja mogłam w stu
procentach wypełniać swoje obowiązki, ufając, że wszystko znajduje się w
dobrych rękach.
- Sprawa jest niezwykle prosta: promujemy naszą nową płytę,
więc w związku z tym, że w paru krajach zostaliśmy zaproszeni do zagrania
koncertów, a sprzedaż biletów już trwa, wybieramy się na Stary Kontynent. Jeśli
mi nie wierzysz, możesz zapytać Emmę, ona po części zarządza tym projektem i
jako jedyna z biura leci razem z nami.
- Dokąd planujecie jechać?
- Planujemy. Wspólnie. – wyraźnie zaakcentował dwa słowa. - Wielka
Brytania, Francja, Włochy, Szwajcaria, Niemcy, Polska, Ukraina, Rosja – słysząc
nazwę tego ostatniego kraju szeroko otworzyłam usta. Rosja? Czyżbym miała
zobaczyć się z Olgą? Bardzo chciałam wygarnąć jej co nieco… na osobności.
Myśląc również o Francji, przyszedł mi do głowy pewien pomysł: prawdopodobnie
będziemy w Paryżu, a stamtąd do Madrytu jedzie TGV, francuski szybki pociąg.
Mogłabym odwiedzić rodziców!
- Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Nie raz i nie dwa już byliśmy w prawie wszystkich z tych
miejsc. We Francji będziemy po raz kolejny, w Wielkiej Brytanii też, w
Szwajcarii gramy po raz pierwszy na festiwalu, w Niemczech mamy dwa, nie, trzy
koncerty, Polska za nami tęskni, ja zresztą też za tymi wspaniałymi, pełnymi
energii młodymi ludźmi i pierogami… - urwał, widząc moją minę i próby niemego
wymówienia tego dziwacznego słowa, pełnego dziwnych połączeń głosek. –
Zapewniam cię, choć nazwa jest dość ekscentryczna, samo danie jest przepyszne.
- To coś do jedzenia? Jak coś, co się tak nazywa, może być
jadalne? Poza tym, jak to wszystko będzie wyglądało, przecież pilnując
wszystkiego tak, jak robisz to tutaj, w LA, nie będziesz miał po wszystkim na
nic siły, prawda?
- Może. Spróbujesz, to sama zobaczysz. Gdybyśmy byli tam
dłużej, zdecydowanie wyglądałbym zupełnie inaczej. Ogólnie, w trasie będzie
sporo pracy, dużo organizacji, cały sztab ludzi, których trzeba będzie
dopilnować, jednak jak zawsze zajmie się tym nasz szef zarządzania produkcją i
inni, podlegli mu. Jemu ufam i wiem, że niczego nie zepsuje. Emma z Shaylą i
tobą, wy będziecie trzymały się bliżej nas, ale w to dziewczyny wtajemniczą cię
same. Wracając do tematu: w Rosji byliśmy w zeszłym roku i zdaję sobie sprawę,
że jedziemy tam raczej po to, żeby zarobić, ponieważ tam zawsze wyprzedają nam
się wszystkie bilety na meet&greet,
nawet te najdroższe. Możliwe, że tym razem stworzymy coś wyjątkowego…
Widziałam po wyrazie twarzy Jaya, że w głowie krąży mu jakaś
idea, jakby była natrętnym insektem, usiłującym wydostać się z ucha lub co
gorsza, nosa.
- Co chcesz zrobić?
- Wyjątkowy pokaz, dla dwóch, góra trzech osób. Oczywiście
będzie to miało swoją cenę, bo wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że czas w
trasie koncertowej jest niezmiernie ważny i ma ogromną wartość. Żeby było
jeszcze ciekawiej, zrobimy aukcję. Ci, którym będzie naprawdę zależało, zrobią
wszystko, by osiągnąć cel.
Nigdy nie sądziłam, że Jared może w taki sposób spoglądać na
swoją pracę. Owszem, wiedziałam i doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że
dysponuje sporym majątkiem, jednak nie myślałam, że zespół może przynosić
jeszcze większe dochody, niż tylko te z biletów, sprzedaży płyt i gadżetów,
które pokazywała mi Diana. W The Hive zawsze
trzymała z Emmą kilka różnych koszulek i drobiazgów, które Leto mógł pokazywać
na swojej platformie wideo. Coś na B albo W, czy jakoś tak. Nie, jednak nie, to
VyRT.
- Wierzysz, że to możliwe?
- Najzupełniej. Jeśli mi zaufasz, zobaczysz, że obserwowanie
naszej strony koncertowej będzie najlepszą rzeczą na świecie.
- Jak zorganizujemy wszystko czasowo?
- Uwielbiam Francję, więc myślę, że przed wyjazdem do Europy
Wschodniej spędzimy tam trochę czasu. Chciałbym pokazać ci Paryż, Saint Tropez
i Cannes. Owszem, może i są nieco luksusowe, ale myślę, że ci się tam spodoba.
Nad czym się tak zastanawiasz? – Jared widział mój wyraz twarzy, kiedy myślałam
o Madrycie. Chciałam tam wrócić, zobaczyć najbliższych, powiedzieć im, że prawdopodobnie
niezbyt szybko wrócę do Europy… Cały splot tych szalonych zdarzeń sprawił, że
doskonale odnalazłam się w Stanach i miałam nadzieję związać z Los Angeles
swoją przyszłość.
- W sumie… to nieważne.
- Ważne, wszystko jest ważne. Mów.
- Przeszło mi przez myśl, że mogłabym zobaczyć moją rodzinę,
ale w pracy… To będzie niemożliwe.
Jared patrzył na mnie swoim nic nie mówiącym spojrzeniem.
Najtrudniej było je odczytać, zrozumieć… Rozszyfrowanie zagadki wydawało się
nierealne.
- Zobaczymy, co da się z tym zrobić. – mruknął na tyle, że
doskonale go usłyszałam.
Cóż, jeśli mówił, że coś można zdziałać, postanowiłam
uwierzyć mu na słowo. W każdym razie, w przypadku wolnych dni wiedziałam już,
co zrobię. Koniecznie musiałam albo osobiście jechać do Madrytu, albo namówić
rodziców na przyjazd do Paryża, co jednak wiązałoby się ze sporymi kosztami.
Nie chciałam jednak ich zmuszać. Hotele w tym mieście nie należały do
najtańszych, a specjalne potrzeby mojego taty utrudniały podróż, zarówno
pociągiem, jak i samolotem. Miałam jednak cichą nadzieję, że uda mi się spotkać z najbliższymi po tak długiej rozłące.
----------------------------------------------
Nia poszła na całego. Marsi powinni być zadowoleni, że dostali ją w swoje łapki :)
Co stanie się dalej, zobaczycie sami - kiedy tylko zaliczę pierwsze testy w ciągu najbliższych dwóch tygodni - w następnym rozdziale.
S.
Co stanie się dalej, zobaczycie sami - kiedy tylko zaliczę pierwsze testy w ciągu najbliższych dwóch tygodni - w następnym rozdziale.
S.
Jestem ciekawa, co bedzie dalej. Wyjazd do Paryża, miasta zakochanych, z Jaredem? Mam cichą nadzieję, że udzieli się im atmosfera tego miejsca :) no i spotkanie z najbliższymi, ciekawe, czy do niego dojdzie, chociaż mam przeczucie, ze tak. Weny, powodzenia i zaliczenia testów :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, C.
Zanim Marsi z Nią dojadą do Paryża, zdąży upłynąć sporo czasu i mogą po drodze zdarzyć się im niespodziewane wypadki. Co do najbliższych Nii jeszcze nie zdradzę, jaki mam plan :)
UsuńDziękuję za życzenia, komentarz i słówko inspiracji ;)
S.
Fajnie się zapowiada kolejne rozdziały, zwłaszcza że napisałaś -sporo może się wydarzyć nim dojadą do Paryża - pewnie będzie się działo :-), pozdrawiam, trzymam kciuki za pozytywny wynik testów
OdpowiedzUsuń-K.B.
Dziękuję!
UsuńJestem, żyję, a jak tylko uporam się z kilkoma sprawami, testami (jeden już był, oby się udało) i wyjazdem, to na poważnie zajmę się organizowaniem życia Nii i Jareda. Święta niedługo, to może w prezencie przyjdzie do mnie wena, no i więcej czasu też będzie... :)
S.