sobota, 29 listopada 2014

Session again...

Gdy Emma dołączyła do nas, niosąc duży futerał z „zaginioną” gitarą, Tomo z Shannem siedzieli na stołkach do makijażu przy podświetlanej toaletce, śmiejąc się i rozmawiając. Jak na komendę oboje opierali łokcie o blat, niczego nie przeczuwając. Ja natomiast stanęłam w pewnej odległości od nich, robiąc im kilka zdjęć. Z doświadczenia wiedziałam, że właśnie takie fotki wychodzą najlepiej. Poza tym, potrzebowałam niewielkiej rozgrzewki. Widziałam, że byli już gotowi do sesji, a Jared… akurat siedział na drugim stanowisku makijażystek, gdzie nakładano mu akurat odrobinę pudru. Świecąca twarz na takich zdjęciach to źle wyglądająca twarz, ale jak to w życiu bywa, udało nam się znaleźć sposób na to, by wygrać z naturą.

- Shann, Tomo, możecie podejść? Powoli zaczniemy?
Mężczyźni podeszli do mnie z wariackimi uśmiechami na twarzy. Cóż takiego zdarzyło się w ciągu ostatnich minut, że z wydarzeń, które w ostateczności mogły sprawić, że wszystko to, co udało nam się zorganizować do tej pory, mogłoby odejść w zapomnienie.

Ustawiłam mężczyzn na czarnym tle, kiedy podszedł do nas Jared, ubrany w przeciwieństwie do brata i przyjaciela w bluzie, przypominającej lekką kurtkę w rozpięty, dwurzędowy płaszcz. Cóż, skórzane okrycie w jego wypadku byłoby nieco nie na miejscu.

- Tak jak planowaliśmy: Jared na środek, Tomo nieco z boku, po lewej – Chorwat stanął dość blisko Jareda – a Shannon, po prawej, zaraz za Jaredem. Poczekajcie, to nie tak. – podeszłam do trójki, która stała jak wmurowana w podłogę. – Mogę? – zwróciłam się najpierw do Tomo.
- Jasne, rządzisz tutaj.
- Super. – odsunęłam nieco Tomo od Jareda, zaledwie kilka centymetrów, jednak zdawałam sobie sprawę, że to znacznie zmieni ostateczny obraz. – Możesz ściągnąć tą grzywkę na twarz? – spojrzałam na dość mocno zaczesane włosy, które wsunął za ucho. – Tak, żeby zasłaniały prawie pół twarzy. Dzięki. – widząc, że poprawia się, przeszłam do Jareda. – Proszę, odwróć się bokiem, ale nie do końca. Twarz w moją stronę, tak jak na fotelu, pamiętasz chyba; stopy w perspektywie 3/4  i będzie idealnie. No i ręce do kieszeni. Dziękuję. Shann?

Perkusista mrugnął do mnie znacząco.

- Kroczek bliżej, odwróć się tak, jak Jared i na sekundkę – dodałam – tego nie będzie na zdjęciu – prawą rękę wysuń za niego. – przeszłam za niego, nieco go przesuwając i chwytając za ramiona, odwróciłam w moją stronę.
- Tak może być? Nie chcę ruszać się z miejsca. – usłyszałam Tomo, więc zerknęłam na niego zza pleców Shannona, pokazując mu oba kciuki uniesione do góry.
- Świetnie, o to chodziło. Shannon, pół kroku do przodu. Jeszcze kilka centymetrów, jeszcze, jeszcze… super. Dziękuję.

Cofnęłam się o kilka kroków, ustawiając aparat na stojaku, który przywiozłam ze sobą. Wiedziałam, że w takiej wyjątkowej chwili będą trzęsły mi się ręce, co zresztą widziałam, ujmując w ręce lustrzankę. Pstrykałam ujęcia jedno za drugim, bez opamiętania. Chciałam, żeby były idealne.
Kiedy odsunęłam się od aparatu, chłopakom nieco zrzedły miny.
- Udało się?
- Tak, tak, na pewno. – uśmiechnęłam się do nich pocieszająco, starając się poprawić morale zarówno sobie, jak i im. – Dalej?
- Jasne.
- Shann, Tomo, macie na chwilę wolne. Proszę, możecie się przygotować? Jared, zostań jeszcze.

Kiedy przyjaciele oddalili się, J. wzruszył kilka razy ramionami, odwodząc je od osi i poprawiając płaszcz, który miał na sobie. Po chwili stanął jeszcze raz, dokładnie w ten sam sposób, w jaki ustawiłam go wcześniej, lekko się uśmiechając. Wiedział już, że chciałabym poza zdjęciami grupowymi wykonać trochę fotografii indywidualnych w różnych ujęciach. Ten uśmiech był szczery: błękitne oczy zalśniły, a on sam odsłonił śnieżnobiałe zęby. Było przyjemnością patrzeć, jak cieszy się z sytuacji, do jakiej doszło.

Migawka kliknęła kilka razy, kiedy uwieczniałam na kolejnych cyfrowych fotografiach jego twarz i całe popiersie. Wspólnie wkładaliśmy wiele serca w te zdjęcia. Dla mnie były one ważne podwójnie: udowadniałam sobie, ale również zespołowi, że powierzyli zadanie w dobrych rękach.
- Super, dziękuję. Na razie dam ci spokój i zajmę się Shannonem i Tomo. Im też przyszło w udziale sporo zdjęć.

- Jasne. – uśmiech na jego twarzy sprawił, że w sercu rozlało mi się ciepło. Wiedziałam, że moja rola jest ważna i Jared całkowicie mi zaufał. Tak chyba było… już od samego początku, prawda?
Tomo stał w kurtce w słupach światła, strojąc gitarę. Choć wspominałam mu, że nie będzie musiał grać, znałam go i wiedziałam, że nie odpuści sobie możliwości pobrzdąkania. Wzmacniacz z wijącym się wokół stóp Chorwata kablem stał już na swoim miejscu, a ja zerknęłam na mężczyznę, podchodząc do niego.
- Możemy spróbować?
- Musimy. Jestem szczerze ciekawy efektów. – Tomo przypiął gitarę do wzmacniacza, bezpiecznie odsuwając się o kilka kroków od niego. Nikt nie lubi sprzężeń zwrotnych, a te mogą być dla uszu niezwykle irytującym doświadczeniem.

Przyklęknęłam na jednym kolanie kilka kroków od mężczyzny, robiąc zdjęcie od dołu i obejmując w ten sposób sylwetkę pod specyficznym kątem. Na wyświetlaczu mignęła mi jednak wykonana fotografia i skrzywiłam się, widząc, jak bardzo jest prześwietlona. Krzyknęłam za siebie, chcąc zwrócić uwagę jednego z techników.

- Jeremy, możesz cofnąć reflektor nad Tomo? Ten. – pokazałam mu palcem lampę, która mi przeszkadzała. – Bardziej wstecz, w tamtą stronę. – machnęłam ręką w stronę przeciwległej bramy do tej, którą dostaliśmy się do środka. – Dzięki.

Przykucnęłam jeszcze raz, robiąc zdjęcia jedno za drugim i słuchając, jak gra jakiś utwór z zamyśleniem na twarzy. To wyglądało naprawdę dobrze, ale chciałam zrobić zdjęcie z góry, z podnośnika. Choć nigdy tego nie próbowałam, czytałam sporo na ten temat i zdjęcia robione z odpowiedniej wysokości, które miałam okazję zobaczyć w Internecie, wyglądały nadzwyczaj dobrze, szczególnie te, na których osoba fotografowana była w ruchu. – Tomo? – odezwałam się nieśmiało, nie chcąc przerywać mu doskonałej zabawy z gitarą, jednak miałam jeszcze do zrobienia kilkadziesiąt zdjęć, a nie chciałam przetrzymywać wszystkich w hangarze w nieskończoność.

- Tak? – Tomo natychmiast przestał grać, uśmiechając się. – Teraz spróbujemy z góry. Chris? – zawołałam asystenta, którego wcześniej prosił o pomoc Jared. Jako jedyny miał on uprawnienia do sterowania podnośnikiem, a ja z racji lekkiego strachu wolałam mieć tam kogoś, kto będzie potrafił poradzić sobie z nim lepiej niż ja. Ze stolika, stojącego obok schodków zabrałam nowy obiektyw, przypinając go do lustrzanki i chwilkę później, widząc, jak technik majstruje już przy sterowaniu podnośnikiem, weszłam po schodkach na platformę, jedną ręką kurczowo przytrzymując się poręczy, a drugą obejmując aparat. Kiedy mężczyzna zerknął na mnie pytająco, skinęłam mu głową i zaczęliśmy się unosić. Powoli pięliśmy się ku górze, ale w tym samym czasie wszyscy postanowili zobaczyć, co wymyśliłam, zbierając się w półkolu w bezpiecznej odległości. W końcu podnośnik stanął, a ja mogłam puścić się poręczy. Chciałam odezwać się do Tomo, ale mój głos był za cichy, by zwrócić uwagę Chorwata, w dodatku otoczonego niewielkim tłumem. Widziałam, jak Jared pokazuje mi kciuki uniesione w górę, Shannon lekko się śmieje, a Emma obserwuje ze strachem wymalowanym na twarzy całe zamieszanie. Zdążyła mi się przyznać, że nie lubi wysokości i źle czułaby się na moim miejscu. Ku memu zaskoczeniu technik podał mi megafon, który leżał obok niego. Litości, megafon? Do diabła, czyj to był pomysł?

Kiedy go uruchomiłam, rozległ się piskliwy dźwięk, który sprawił, że zadzwoniło mi w uszach. Krzywiąc się, natychmiast go ściszyłam. Widziałam, że praktycznie cała ekipa stojąca na dole skrzywiła się, zakrywając uszy.

- Rozejdziecie się? – odezwałam się, reagując zaskoczeniem na to, jak głośno było mnie słychać. – Nie śmiejcie się! – dodałam ciszej, wiedząc już, jak bardzo jest wzmocniony mój głos. – To nie jest zabawne. Ku mojemu zaskoczeniu grupka rozeszła się dookoła, a w rozświetlonym polu stał samotny Tomo, kurczowo trzymając przy sobie gitarę. Nie spodziewaliśmy się, że będzie to tak wyglądało. Nigdy nie przypuszczałam, że będę mogła spełnić jedno ze swoich marzeń.

- Tomo, spróbujemy zrobić to tak, jak ustalaliśmy, zrobimy to szybko i zejdę na dół.
Chorwat nadal nieco niepewnie stał na dole, patrząc w górę i pokiwał ledwo zauważalnie głową. Kiedy podnosiłam aparat, usłyszałam mocne uderzenia bębna i rytm werbla wojennego, więc rzuciłam spojrzenie w stronę perkusji na podeście, przy której siedział Shannon, w najlepsze uderzając pałeczkami w zestaw. Uśmiechnęłam się, kiedy zobaczyłam, że Tomo złapał rytm, pogrywając na gitarze do wtóru i z sekundy na sekundę jego postawa zmieniła się, a on sam zaczął z lekka podskakiwać. Rozpromieniłam się, widząc, że wsparcie starszego z braci sprawia, że nasze wspólne zadanie idzie nam o wiele łatwiej. Migawka trzaskała prawie w rytm największego z bębnów, a kiedy kiwnęłam głową w stronę Chrisa, powoli zaczął on opuszczać podnośnik, a ja, lekko przykucając, objęłam zarówno Shanna przy perkusji, jak i Tomo z gitarą, który w euforii przesunął się nieco w stronę podestu.

Nie chciałam przerywać im dobrej zabawy, słuchając przy tym wymieszanego kawałka Pantery, który postanowili zagrać, więc podeszłam do Jareda, uśmiechając się i pokazując mu na niewielkim ekraniku ostatnie zdjęcie.

- Super wyszło, prawda? – z absurdalnym uśmiechem na twarzy odezwałam się na tyle głośno, by było mnie słychać, ale jednocześnie tak, aby nie krzyczeć mu prosto do uszu.
- Wiedziałem, że mogę na tobie polegać. – podszedł do Shannona, odzywając się do ustawionego nieopodal perkusji mikrofonu. On jako jedyny musiał mieć ze sobą słuchawki i dodatkowe przyłącze, przez które wszyscy mogli się z nim komunikować, podczas gdy grał, a wszystko to dla ochrony słuchu. – Shannon, bracie, może już byś skończył?

Brzmienie perkusji urwało się momentalnie, a ja podbiegłam do trójki, nadal z gigantycznym uśmiechem, dzierżąc w dłoniach aparat, pełen cudownych zdjęć.
- Został mi jeszcze Shannon i możemy się stąd zbierać. – zerknęłam pospiesznie na tarczę niewielkiego zegarka, zapiętego na cienkiej bransolecie na nadgarstku. Nie sądziłam, że minęło już tyle czasu, jednak…

Shannon wskoczył z powrotem na podest, kilkoma długimi krokami wchodząc za perkusję i powtarzając wcześniej słyszaną przeze mnie sekwencję rytmów. W pewnym momencie kątem oka zauważyłam, jak Jared rozpędza się, biegnąc w stronę perkusji. Zdążyłam uchwycić moment, kiedy płynnym skokiem pokonał różnicę wysokości, robiąc zdjęcie, gdy był w powietrzu, jakby leciał, stabilnie lądując na podstawie oboma nogami i po chwili, bez zerkania za siebie zeskakując z niej swobodnie. Ale to wyglądało.

Zgodnie z obietnicą, daną starszemu z braci, ustawiłam go tak, by było widać szczególnie jego ukochany instrument. Mocne światła, które zawisły nad platformą, rozjarzyły się na zawołanie, a błękit bębnów zyskał jeszcze piękniejszy, głębszy odcień. Byłam dumna, że moje plany nie wzięły w łeb i pomijając trudności techniczne z gitarą, konieczność użycia przeze mnie megafonu i jedno z luster, które stało pod złym kątem i w pewnym momencie źle odbijało światło, mogłam powiedzieć, że zadanie, przed którym zostałam postawiona, przebiegło pomyślnie.

Po sesji, kiedy cały sprzęt i instrumenty były bezpiecznie zapakowane w skrzyniach, a Jared przebrał się z ubrań przeznaczonych na nią, ja siedziałam przy stoliku, czyszcząc obiektywy, aparat i pakując swoje rzeczy. Zdążyłam zobaczyć paręnaście, czy parędziesiąt zdjęć, przerzucając je w galerii aparatu, jednak by ujrzeć wszystkie szczegóły, potrzebny był mi albo mój komputer, albo duży monitor w biurze. Z tego, co udało mi się jednak spostrzec na chwilę obecną, okazało się, że pewna część zdjęć będzie nadawała się do poprawki, lub, w najgorszym razie, do usunięcia. Teraz wolałam niczego nie robić, nie mając pełnego wglądu w obrazy, a pamiętałam doskonale słowa profesor Stellar. „Pamiętajcie, zawsze jest tak, że w czasie sesji znajdziecie zdjęcia, które nie będą się do niczego nadawały, jednak dzisiejsza technika pozwala wam na wiele modyfikacji, dzięki czemu nawet z pozoru wyglądające na nieudane zdjęcia można próbować naprawić.” 

Wierzyłam, że jeśli coś się nie udało, nikt z tego powodu nie będzie żywił do mnie urazy. Mężczyzna podszedł do mnie z zagadkowym uśmiechem. Dookoła nas technicy przekrzykiwali się, ściągając reflektory z prowizorycznych podwieszeń, ostrożnie opuszczając je na linach do przygotowanych kontenerów, wyłożonych miękkim materiałem, chroniącym delikatne szkło przed uszkodzeniem.. W hangarze panowało niezłe zamieszanie, ale cieszyłam się, że wszystko jest już za mną i mogę swobodnie odetchnąć.

- Wyjeżdżamy w trasę, a że nie chcę zostawiać cię tu z resztą ludzi z The Hive i zaplecza, pojedziesz z nami. Podjąłem już decyzję i raczej nie zamierzam jej zmieniać.
- Z… wami? – odparłam, spoglądając na długowłosego pytająco.
- Zespołem i ekipą. Przed każdym koncertem mamy meet&greet, spotkanie z fanami, gdzie w pakiecie zawsze dostają zdjęcie z nami... Nie chcę ściągać kolejnego fotografa, skoro możesz jechać z nami. Poza tym chciałbym pokazać ci różne miejsca, zasługujesz na to. Myślę, że jest to coś, co ci się spodoba: robienie zdjęć nam i fanom na spotkaniu, potem w czasie koncertów, a w czasie wolnym mogłabyś zobaczyć znacznie więcej, niż tylko zdjęcia w Google z ekranu laptopa. Poza tym, masz ważny paszport z odpowiednim limitem czasu, więc możesz spokojnie lecieć z nami.
- Gdzie?
- Do Europy.
- Żartujesz, prawda? A co z powrotem? Mogą mnie nie przepuścić na lotnisku. Uwierz, ostatnie, o czym w tej chwili marzę, to deportacja.
- Skądże znowu. O to się nie martw, masz zapewniony bezpieczny pobyt w Stanach, ponieważ już tu pracujesz, w dodatku na umowę i masz stałe miejsce zamieszkania. W najlepszym wypadku za kilka lat będziesz mogła ubiegać się o przyznanie ci obywatelstwa amerykańskiego, jeśli oczywiście zechcesz tu zostać i zapuścić korzenie. Emma przejrzała wszystkie dokumenty i załatwiła w urzędzie zmianę statusu na moją prośbę. Pamiętasz, że podpisywałaś upoważnienie na reprezentowanie w razie wszelkich formalności urzędowych?
- Tak, pamiętam. – odparłam, uśmiechając się. Dzięki druczkowi, który podsunęła mi przy Jaredzie i adwokacie, który potwierdził swoim podpisem ważność i zgodność z obowiązującym prawem części dokumentów, nie tylko mojego, nie musiałam obawiać się o żadne nieścisłości prawne, a jako że zajmowała się ona właśnie niektórymi kwestiami urzędowymi, ja mogłam w stu procentach wypełniać swoje obowiązki, ufając, że wszystko znajduje się w dobrych rękach.

- Sprawa jest niezwykle prosta: promujemy naszą nową płytę, więc w związku z tym, że w paru krajach zostaliśmy zaproszeni do zagrania koncertów, a sprzedaż biletów już trwa, wybieramy się na Stary Kontynent. Jeśli mi nie wierzysz, możesz zapytać Emmę, ona po części zarządza tym projektem i jako jedyna z biura leci razem z nami.
- Dokąd planujecie jechać?
- Planujemy. Wspólnie. – wyraźnie zaakcentował dwa słowa. - Wielka Brytania, Francja, Włochy, Szwajcaria, Niemcy, Polska, Ukraina, Rosja – słysząc nazwę tego ostatniego kraju szeroko otworzyłam usta. Rosja? Czyżbym miała zobaczyć się z Olgą? Bardzo chciałam wygarnąć jej co nieco… na osobności. Myśląc również o Francji, przyszedł mi do głowy pewien pomysł: prawdopodobnie będziemy w Paryżu, a stamtąd do Madrytu jedzie TGV, francuski szybki pociąg. Mogłabym odwiedzić rodziców!
- Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Nie raz i nie dwa już byliśmy w prawie wszystkich z tych miejsc. We Francji będziemy po raz kolejny, w Wielkiej Brytanii też, w Szwajcarii gramy po raz pierwszy na festiwalu, w Niemczech mamy dwa, nie, trzy koncerty, Polska za nami tęskni, ja zresztą też za tymi wspaniałymi, pełnymi energii młodymi ludźmi i pierogami… - urwał, widząc moją minę i próby niemego wymówienia tego dziwacznego słowa, pełnego dziwnych połączeń głosek. – Zapewniam cię, choć nazwa jest dość ekscentryczna, samo danie jest przepyszne.
- To coś do jedzenia? Jak coś, co się tak nazywa, może być jadalne? Poza tym, jak to wszystko będzie wyglądało, przecież pilnując wszystkiego tak, jak robisz to tutaj, w LA, nie będziesz miał po wszystkim na nic siły, prawda?
- Może. Spróbujesz, to sama zobaczysz. Gdybyśmy byli tam dłużej, zdecydowanie wyglądałbym zupełnie inaczej. Ogólnie, w trasie będzie sporo pracy, dużo organizacji, cały sztab ludzi, których trzeba będzie dopilnować, jednak jak zawsze zajmie się tym nasz szef zarządzania produkcją i inni, podlegli mu. Jemu ufam i wiem, że niczego nie zepsuje. Emma z Shaylą i tobą, wy będziecie trzymały się bliżej nas, ale w to dziewczyny wtajemniczą cię same. Wracając do tematu: w Rosji byliśmy w zeszłym roku i zdaję sobie sprawę, że jedziemy tam raczej po to, żeby zarobić, ponieważ tam zawsze wyprzedają nam się wszystkie bilety na meet&greet, nawet te najdroższe. Możliwe, że tym razem stworzymy coś wyjątkowego…

Widziałam po wyrazie twarzy Jaya, że w głowie krąży mu jakaś idea, jakby była natrętnym insektem, usiłującym wydostać się z ucha lub co gorsza, nosa.
- Co chcesz zrobić?
- Wyjątkowy pokaz, dla dwóch, góra trzech osób. Oczywiście będzie to miało swoją cenę, bo wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że czas w trasie koncertowej jest niezmiernie ważny i ma ogromną wartość. Żeby było jeszcze ciekawiej, zrobimy aukcję. Ci, którym będzie naprawdę zależało, zrobią wszystko, by osiągnąć cel.

Nigdy nie sądziłam, że Jared może w taki sposób spoglądać na swoją pracę. Owszem, wiedziałam i doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że dysponuje sporym majątkiem, jednak nie myślałam, że zespół może przynosić jeszcze większe dochody, niż tylko te z biletów, sprzedaży płyt i gadżetów, które pokazywała mi Diana. W The Hive zawsze trzymała z Emmą kilka różnych koszulek i drobiazgów, które Leto mógł pokazywać na swojej platformie wideo. Coś na B albo W, czy jakoś tak. Nie, jednak nie, to VyRT.

- Wierzysz, że to możliwe?
- Najzupełniej. Jeśli mi zaufasz, zobaczysz, że obserwowanie naszej strony koncertowej będzie najlepszą rzeczą na świecie.
- Jak zorganizujemy wszystko czasowo?
- Uwielbiam Francję, więc myślę, że przed wyjazdem do Europy Wschodniej spędzimy tam trochę czasu. Chciałbym pokazać ci Paryż, Saint Tropez i Cannes. Owszem, może i są nieco luksusowe, ale myślę, że ci się tam spodoba. Nad czym się tak zastanawiasz? – Jared widział mój wyraz twarzy, kiedy myślałam o Madrycie. Chciałam tam wrócić, zobaczyć najbliższych, powiedzieć im, że prawdopodobnie niezbyt szybko wrócę do Europy… Cały splot tych szalonych zdarzeń sprawił, że doskonale odnalazłam się w Stanach i miałam nadzieję związać z Los Angeles swoją przyszłość.
- W sumie… to nieważne.
- Ważne, wszystko jest ważne. Mów.
- Przeszło mi przez myśl, że mogłabym zobaczyć moją rodzinę, ale w pracy… To będzie niemożliwe.
Jared patrzył na mnie swoim nic nie mówiącym spojrzeniem. Najtrudniej było je odczytać, zrozumieć… Rozszyfrowanie zagadki wydawało się nierealne.
- Zobaczymy, co da się z tym zrobić. – mruknął na tyle, że doskonale go usłyszałam.

Cóż, jeśli mówił, że coś można zdziałać, postanowiłam uwierzyć mu na słowo. W każdym razie, w przypadku wolnych dni wiedziałam już, co zrobię. Koniecznie musiałam albo osobiście jechać do Madrytu, albo namówić rodziców na przyjazd do Paryża, co jednak wiązałoby się ze sporymi kosztami. Nie chciałam jednak ich zmuszać. Hotele w tym mieście nie należały do najtańszych, a specjalne potrzeby mojego taty utrudniały podróż, zarówno pociągiem, jak i samolotem. Miałam jednak cichą nadzieję, że uda mi się spotkać z najbliższymi po tak długiej rozłące.
----------------------------------------------
Nia poszła na całego. Marsi powinni być zadowoleni, że dostali ją w swoje łapki :)
Co stanie się dalej, zobaczycie sami - kiedy tylko zaliczę pierwsze testy w ciągu najbliższych dwóch tygodni - w następnym rozdziale.
S.

4 komentarze:

  1. Jestem ciekawa, co bedzie dalej. Wyjazd do Paryża, miasta zakochanych, z Jaredem? Mam cichą nadzieję, że udzieli się im atmosfera tego miejsca :) no i spotkanie z najbliższymi, ciekawe, czy do niego dojdzie, chociaż mam przeczucie, ze tak. Weny, powodzenia i zaliczenia testów :)
    Pozdrawiam, C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim Marsi z Nią dojadą do Paryża, zdąży upłynąć sporo czasu i mogą po drodze zdarzyć się im niespodziewane wypadki. Co do najbliższych Nii jeszcze nie zdradzę, jaki mam plan :)
      Dziękuję za życzenia, komentarz i słówko inspiracji ;)
      S.

      Usuń
  2. Fajnie się zapowiada kolejne rozdziały, zwłaszcza że napisałaś -sporo może się wydarzyć nim dojadą do Paryża - pewnie będzie się działo :-), pozdrawiam, trzymam kciuki za pozytywny wynik testów
    -K.B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Jestem, żyję, a jak tylko uporam się z kilkoma sprawami, testami (jeden już był, oby się udało) i wyjazdem, to na poważnie zajmę się organizowaniem życia Nii i Jareda. Święta niedługo, to może w prezencie przyjdzie do mnie wena, no i więcej czasu też będzie... :)
      S.

      Usuń

Czytasz? Proszę, skomentuj, to naprawdę pomaga :)