wtorek, 3 lutego 2015

Family always understands

Kupiłam na stacji bilet na dziesięć przejazdów kolejką, ponieważ nie przypuszczałam, że będę potrzebowała innych biletów przez ten krótki czas, jaki miałam spędzić w mieście. Ze szpitala nie było daleko do naszego domu, zaledwie jakieś pięć minut pieszo od stacji metra Opera, choć jazda wymagała jednej przesiadki. W moim rodzinnym mieście panowała jednak zasada, że jeśli nie wyszło się z biletem jednorazowym na poziom ziemi podczas przesiadek, był on ważny aż do ostatniego wyjścia z metra. 

Czułam się jak ryba w wodzie, przemieszczając pomiędzy tak znanymi mi miejscami, przesiadając się do wagoników metra. Dzielnica, w której mieszkaliśmy, była naprawdę piękna, a w niedzielne poranki na zamkniętych ulicach La Latiny odbywał się pchli targ: El Rastro. Można tam było znaleźć absolutnie wszystko: ubrania, płyty, książki, naszywki, buty, dekoracje, czego tylko się zapragnęło. Jedyną wadą była tylko mnogość kieszonkowców, którzy w Madrycie upodobali sobie turystów i straszny tłum, w jakim w ekspresowym tempie mogli wyjąć portfele, aparaty, telefony i inne drobne, ale cenne rzeczy z toreb, plecaków i kieszeni swoich ofiar.

Stałam w metrze, czekając na moją stację przesiadkową, myśląc, co zastanę w domu. Było już późno, zresztą powinnam zadzwonić do Jareda, powiedzieć mu, że żyję, że wszystko jest pod kontrolą… Tęskniłam. Nie minęło wiele czasu, ale odległość i ocean, które nas dzieliły, sprawiały, że czułam się nieswojo. Zdawałam sobie sprawę z tego, że rodzina była dla mnie i nadal zresztą jest najważniejsza, ale już tak dawno nie widziałam się z moimi bliskimi na żywo, że moje uczucia przerażały mnie do szpiku kości. 

Jak zareaguję na widok Clary? Kiedy wyjeżdżałam, nadal szalała za tym, za czym szaleją współczesne nastolatki, nosiła co chciała i w jakim tylko kolorze chciała, ale jej wyczucie sprawiało, że zawsze (no, prawie, nie idealizuję jej) wyglądała dobrze. Stęskniłam się, co do tego nie miałam żadnych wątpliwości. Kiedy pociągnęłam walizkę, wchodząc w bramę budynku, w którym mieszkaliśmy i wybrałam kod mieszkania, po cichu weszłam na górę. Było już późno, a ja nie chciałam przez przypadek przeszkodzić sąsiadom. Krótko przycisnęłam guzik dzwonka, a po chwili drzwi otworzyła mi Marie, patrząc przez chwilę tak, jakby mnie nie rozpoznawała, po czym wciągnęła do mieszkania, mocno przytulając. Po raz ostatni chrzestną Clary widziałam na jakieś trzy miesiące przed moim wyjazdem…

- Jak się czujesz, opowiadaj, jak tam w Los Angeles, Flora powtarza, że bardzo dobrze tam sobie radzisz, świetnie się czujesz… - zasypała mnie natychmiast setką pytań, jednak nie patrzyłam na nią, a na kogoś innego, stojącego tuż za nią…

- Clara! – ominęłam Marie i natychmiast przytuliłam swoją ciemnowłosą siostrę. – Urosłaś. – uśmiechając się, poklepałam ją po ramieniu. – Tęskniłam za tobą.
- I tylko tyle? – spojrzała na mnie podejrzliwie. – Nie masz mi nic więcej do powiedzenia po całym tym czasie, naprawdę?
- Bez przesady, dopiero weszłam do domu. – zaczęłam ściągać ze stóp buty i odstawiłam je na bok, zostając w samych skarpetkach. – Mamy trochę czasu na rozmowę. Nie będę tutaj jeden czy dwa dni. – uśmiechnęłam się do siostry porozumiewawczo. - A mama? Jak się czuje?
- Śpi. Wróciła bardzo zmęczona, ale wdzięczna, że przyjechałaś. Pewnie chcesz odpocząć, co? Ile leciałaś? – idąc do stołu w pokoju dziennym, pytała mnie o wszystko – Chcesz się czegoś napić?
- Do samego Londynu jakieś jedenaście godzin, ale spałam po drodze, a na Barajas jeszcze dwie, z przerwą na Heathrow. Mamy w domu sok? Muszę zadzwonić do mojego szefa, że jestem już na miejscu, obiecałam mu to. – uśmiechnęłam się do Clary, kiedy przyniosła mi z kuchni szklankę i talerzyk z kanapką z semicurado, moim dawniej ulubionym serem. Nie chciałam zranić zarówno uczuć jej, jak i mamy, informując je, że nie jem już serów tak jak kiedyś… – Dziękuję. – skubnęłam kawałek bułki, nasmarowanej oliwą, przeżuwając dłużej.
- Wiedziałam, że jesteś głodna.

Moja siostra przez ten czas bardzo wydoroślała: kiedy pozostawiałam ją w domu, była jeszcze małą dziewczynką, ale musiała dorosnąć, pozostając tylko z rodzicami, którzy szczególnie potrzebowali jej wsparcia w czasie, kiedy mnie nie było w domu. Urosła, stała się silniejsza i choć wydawało mi się to dziwne, czułam, że również nieco się uspokoiła, tak jak ja nauczyłam się tego w Stanach.

Wyciągnęłam z walizki iPada, wywołując tym cichy jęk zazdrości, wydobywający się z ust mojej siostry. Zawsze marzyła o takim, więc żałowałam, że nie wiedziałam wcześniej o tym, że przyjadę, bo mogłam jej kupić identyczny w prezencie. Zarabiałam na tyle dużo, że było mnie stać na najnowszy model dla Clary...

- To nie mój, jest pożyczony, żebyśmy byli z moim szefem w kontakcie. Nie myślałam o tym, żeby kupić sobie własny. – wybrałam ikonkę Skype, nie martwiąc się o zasięg. Ucieszyłam się, widząc, że ikonka przy jego imieniu świeci się na zielono, choć podejrzewałam, że pewnie zostawił włączony komputer, a sam gdzieś poszedł. Wybrałam połączenie, czekając, aż ktokolwiek odbierze, a chwilę później na ekranie pojawiła się twarz Emmy.

- Hej, dotarłam na miejsce, jeszcze raz dzięki za bilety. – uśmiechnęłam się do niej, widząc, jak odetchnęła z ulgą. – A jak tam u was? – było dla mnie czymś bardzo naturalnym, zmieniać języki z minuty na minutę, jeszcze chwilę temu rozmawiałyśmy z Marie i Clarą po hiszpańsku, a teraz z Emmą… Znając ją jednak, nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że zrozumie mnie bez przeszkód. Wiedza na temat jej osoby była mi znana zaledwie w niewielkim stopniu. Clara siedziała cicho obok mnie, wpatrując się w podgląd, jednak nie wchodząc w zasięg kamery.

- Wczoraj udało nam się skończyć przegląd dokumentów, ten mężczyzna, którego widziałaś razem ze mną w gabinecie, to był Adair, prawnik Jareda. Właśnie, pewnie chcesz z nim pogadać? Jak tam twój tata?
- Przeszedł operację, a teraz czekamy. Lekarz jest dobrej myśli, mówił, że wszystko powinno skończyć się dobrze. Wróciłam do domu, jestem z najbliższymi, chcesz poznać moją siostrę? Siedzi tutaj.
- Chętnie. – uśmiechnęła się.
- Clara, to Emma, pracujemy razem. Emma, to moja siostra, Clara. – zmieniałam języki jak rękawiczki…

Nie przypuszczałam, że moja siostrzyczka spiecze takiego raka przed moją koleżanką… a co dopiero, gdy pozna Jareda? Może kiedyś, a może całkiem niedługo? Nie chciałam niczego przyspieszać. Młoda pomachała ręką do Emmy, mamrocząc po angielsku powitanie, jednak nie była chyba pewna do końca tego, że tak po prostu rozmawia z kimś, kogo nigdy do tej pory nie widziała na oczy.

- Poczekaj, znajdę go, bo nigdzie nie wychodził, czekał na twój telefon. – Emma zniknęła z zasięgu kamery, zostawiając nam widok na biurko i okno w gabinecie.
- Clara, pójdę do siebie porozmawiać z nim, okej? Nie chcę za bardzo mówić publicznie.

Moja siostra skinęła głową, bezgłośnie wypowiadając, że może mi pomóc zabrać walizkę. Przytaknęłam, przechodząc do mojego pokoju i zamykając za Clarą drzwi, kiedy zostawiła torbę w pokoju. Nie zmieniło się w nim nic: nadal stało w nim żelazne łóżko, pomalowane na biało, nadal przy jasnym, sosnowym biurku stało białe krzesło, ściany były niebieskie z białym chmurami, a żyrandol, złożony z mnóstwa kryształków, nadal rzucał tęczowe cienie na meble dookoła. Z boku były jeszcze jedne drzwi do własnej łazienki. Usiadłam wygodnie przy biurku, opierając iPada na podstawce i czekając na Jareda. Chwilę później usłyszałam przytłumiony dźwięk zamykanych drzwi i pojawił się, uśmiechnięty, choć z włosami w lekkim nieładzie – artystycznym kontrolowanym bałaganie - i trzymając Ellę w rękach. Widok ten sprawił, że od razu zrobiło mi się cieplej na sercu.

- Jak podróż, słońce? – Jared usiadł przy biurku, układając mruczącą Ellę na własnych kolanach. Uwielbiała, kiedy ją głaskał… Nic dziwnego, mógł siedzieć z nią w nieskończoność, a nasza kotka lubiła czułości. 
- Bardzo dobrze, dziękuję. Byłam u taty.
- I jak się czuje?
- Miał operację. – na te słowa Jared skrzywił się wyraźnie, ale chwilę później zerknął na mnie badawczo. – Ale lekarz powiedział, że raczej nie zanosi się na komplikacje. Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam ci w niczym.
- Ty, mnie? Nigdy. Cieszę się, że jest dobrze.
- Dzwonili ze sztabu technicznego? Anglicy mają problem z oświetleniem. – nawet poza pracą musiałam upewnić się, że wszystko, co dotyczyło moich zadań, było dopięte na ostatni guzik.
- Nie wiem, może dzwonili do Emmy, albo Zack wie coś na ten temat.

Mężczyzna, o którym wspomniał Jared, był szefem technicznym kilku ostatnich tras koncertowych. W tego typu kwestiach ufał mu najbardziej. Nic dziwnego, kiedy oglądałam parę nagrań z koncertów, widziałam, że wszystko było dopięte na ostatni guzik i nie była to bynajmniej kwestia prób i błędów. Miał wyczucie, to było jedyne wytłumaczenie.

- Okej. Dzięki.
- Może przylecę do ciebie? – Jared spojrzał na mnie pytająco. – Potrzebujesz na pewno teraz wsparcia. Spokojnie mógłbym spędzić parę nocy w hotelu, ale byłbym tam z tobą.
- Nie. Nie musisz. Są tu moi bliscy, myślę, że w ciągu kilku najbliższych dni wrócę do LA. Zdążę przed trasą i na pewno będziemy mieli jeszcze trochę czasu dla siebie.
- Mam nadzieję. I pewne związane z tym plany. – mruknął ledwo słyszalnie. – Dobrze, że jest wszystko w porządku.
- A jak u was? Przepraszam, że przeszkodziłam wam wczoraj granie…
- O to się nie martw, musieliśmy powtórzyć parę utworów, żeby zrobić niespodziankę, że jeszcze nie zapomnieliśmy kawałków ze starszych płyt. I tak, może nie będzie aż tak źle. Tomo mówił, że przypomni sobie chwyty, więc powinniśmy dać sobie radę.

Jak wiedziałam, Jared wyznawał zasadę „zero tolerancji dla playbacku”, wspierając się podkładami tylko wtedy, gdy było to absolutnie konieczne. Z tego, co zdążyłam zauważyć, takich dźwięków było niewiele: krzyk jastrzębia, tło tupiących i śpiewających ludzi z nagrań… Całą resztę udało się przenieść z pomocą specjalnych programów do syntezatorów.
- Nie będę zajmowała ci jeszcze więcej czasu, tu jest już dość późno, muszę wygonić z domu chrzestną Clary, bo na razie nigdzie się nie wybieram, chcę jeszcze trochę odetchnąć i porozmawiać z młodą, rozpakować się, spojrzeć, czy jakoś mogę pomóc mamie…
- Czyli jesteś zajęta. Dobrze, zadzwonię do ciebie jutro. Może być w południe? Albo chwilę po?
Spojrzałam w kamerę ogłupiałym wzrokiem, już otwierając usta, żeby zwrócić mu uwagę:
- Przecież o tej porze będę w szpitalu.
- Naszego czasu, przepraszam za niedomówienie. Czekaj, dla Europy to chyba dziewiąta wieczorem, tak?

Przeliczyłam spokojnie ilość mijających godzin, jednak coś nie do końca mi się zgadzało, jednak zdałam sobie sprawę z tego, że lot trwa więcej czasu, ponieważ samoloty nie latają bezpośrednio nad oceanem, tak, by w razie jakichś komplikacji dało się gdzieś wylądować. Osiem, nie, dziewięć stref czasowych dzieliło Hiszpanię i Los Angeles, co sprawiało, że próby ustalenia pory kontaktu mogły być niełatwym zadaniem. Wiedziałam i pamiętałam o tym doskonale, kiedy wylądowałam w Stanach.

- Może troszkę później, bo nie wiem, jak zorganizujemy się z kolacją. Tu je się później, niż u nas, a w soboty…
- Umówmy się tak: będę czekał, aż się pojawisz, albo tak jak dziś, będę w pobliżu, tak, żeby słyszeć, że dzwonisz. Rozumiem.
- Super. Buziaki, porozmawiamy jutro. – wysłałam w stronę kamery całusa, uśmiechając się.
- Do zobaczenia. – ekran zgasł, pozostawiając mnie samą z własnymi przemyśleniami. Położyłam iPada na biurko, wychodząc do Marie, która siedziała z Clarą w salonie.

- Marie, nie musisz już tu być, zostaję w domu, Clara będzie pod moją opieką… Wracaj do Quique, Luisy, spędź trochę czasu ze swoją rodziną. I tak niedługo kładziemy się spać, musimy wypocząć, bo jutro jedziemy do taty. Clara, do łóżka, ja zresztą też, tylko wezmę szybki prysznic, bo po locie mam wrażenie, jakbym cały czas się kleiła.

Chrzestna uśmiechnęła się, przytulając mnie i biorąc ze stołu torebkę.
- Gdybyście czegokolwiek potrzebowały, od razu dzwońcie o każdej porze dnia i nocy. – jeszcze raz uściskała mnie i Clarę, po czym wspólnie odprowadziłyśmy ją do wyjścia. Kiedy zamknęły się za nią drzwi, szczerze ucałowałam siostrę, wysyłając do pokoju, a sama wylądowałam u siebie, szukając w szafie jakiejś piżamy, o której zabraniu ze Stanów nawet nie pomyślałam i ustawiłam alarm na siódmą. Kiedy leżałam już w łóżku, przysypiając, usłyszałam pukanie, po czym drzwi lekko się uchyliły i zobaczyłam w nich Clarę.
- Dobranoc, śpij dobrze.
- Ty też, dobranoc. – uśmiechnęłam się do Clary, patrząc, jak zamyka drzwi, a chwilę później zgasły światła. 

Leżałam w samotności, słuchając dobiegających zza otwartego okna dźwięków miasta, budzącego się do życia. W Labie nie było słychać praktycznie niczego, jak na końcu świata. Widziałam przez okna światła, palące się w oddalonych budynkach, ze wzgórza mogłam oglądać całe Los Angeles, ale nadal to nie było to samo. Zupełnie inna atmosfera miast sprawiała, że tu czułam się swobodniej, ale wbrew pragnieniu wyjścia na zewnątrz stanęło zmęczenie, więc opadłam na poduszki, zamykając oczy. Było silniejsze ode mnie i nic nie było w stanie na nie poradzić poza porządną dawką snu.

Chyba po raz pierwszy nic mi się nie śniło. Przespałam całą noc jak kamień, a kiedy przebudziłam się o dziwo jeszcze przed budzikiem, uśmiechnięta i wypoczęta jak nigdy. Czułam się na tyle dobrze, że po szybkim przeszukaniu walizki i wybraniu czegoś sensownego – wybrałam jeszcze czyste dżinsy i lekką, ale elegancką koszulę z krótszym, podwiniętym rękawem, wyszłam cicho z pokoju, mając w planie zrobienie śniadania dla mamy i Clary. Zorientowałam się jednak, że w domu nie ma chleba ani bułeczek, więc pożyczyłam leżący na komodzie klucz mamy, mój portfel i zeszłam na dół do piekarni, kupując długą, ale wyrośniętą bagietkę, a myśląc o moich towarzyszkach, kupiłam jeszcze kilka naszych ulubionych ciasteczek cytrynowych. Wróciłam do domu, kończąc robienie kanapek – dla mnie z sałatą, pomidorem i oliwą, dla Clary podpieczone kromki z serem i ziołami, a dla mamy jej ulubione kromeczki z marmoladą z gorzkiej pomarańczy. Już parzyłam kawę i herbatę, kiedy do kuchni weszła zaspana mama, ubrana w koszulę nocną i podomkę, narzuconą na ramiona i dosyć luźno przewiązaną w pasie.

- Nia, a ty już nie śpisz?
- Nie, cześć, mamo. Odpoczęłaś? Zrobiłam śniadanie. Czego się napijesz?
- Poproszę kawę. Jesteś cudowna, dziękuję.

Chwilę później usłyszałam Clarę, nucącą coś pod nosem i wchodzącą do kuchni, na co wsunęłam do rozgrzanego pieca bułkę dla niej.

- Cześć, robię dla ciebie grzanki. – natychmiast zaszczyciła mnie szerokim uśmiechem.
- Dzięki! – od razu podeszła, miażdżąc moje żebra w uścisku.
- Bo wyląduję w szpitalu, a tego Jared mi nie wybaczy! – pisnęłam, na co mnie puściła, lecz zamiast tego zwróciły się na mnie oba spojrzenia. – Zaraz wam powiem. Bo chyba już dłużej tego nie będę mogła ukrywać. – dodałam. – Szkoda tylko, że tata będzie musiał dowiedzieć się o tym jako ostatni.

Wyciągnęłam z pieca ciepłe kromki z ciągnącym się serem dla Clary, wręczając jej talerz, po czym usiadłam obok mamy przy stole, nalewając sobie z czajniczka herbaty. Nie miałam mleka sojowego ani migdałowego, więc musiałam odpuścić sobie poranną kawę. Kiedy wgryzłam się w kanapkę, zaraz odezwała się mama.

- No, to co chciałaś nam powiedzieć?
- To skomplikowane… - zaczęłam. – Wiecie, pracuję, mówiłam wam już, wiecie, że jest mi dobrze w Stanach, ale nie wspomniałam wam o tym, że Jared, to znaczy mój szef… on… my…
- Tak? – mama przeciągnęła pytanie, sprawiając, że zaczęłam się czerwienić. – Mów. Zrozumiem. Tak przynajmniej sądzę. Chyba jeszcze nie mam problemów ze zdolnościami poznawczymi. Jeszcze chyba się nie zestarzałam…
- Zostaliśmy parą.

Clara głośno wciągnęła powietrze, a mama spokojnie upiła łyk kawy, uśmiechając się. Dla młodej było niemożliwością, żebym wreszcie nie była sama. Zbyt długo mnie taką widziała, co sprawiło, że przywykła do mojego stanu bycia wieczną singielką, choć jednak nie rozumiała jeszcze tak jak ja, z czym wiążą się relacje damsko – męskie. Po prawdzie, nawet ja czasem ich nie rozumiałam, z Jaredem wszystko wydawało się być jednocześnie prostsze, ale również bardziej skomplikowane naraz. Wszystko w życiu ulega zmianom i byłam w głębi serca dumna z tego, że udało mi się to wreszcie osiągnąć.
- To z nim wczoraj rozmawiałaś? – moja siostrzyczka uśmiechnęła się pod nosem.
- Tak. – odparłam, również się uśmiechając. Wreszcie uśmiechałam się z powodu jakiegoś mężczyzny. I nie robiłam tego ostentacyjnie, usiłując zaznaczyć ten fakt.

- Cieszę się, mogąc patrzeć na ciebie, kiedy jesteś szczęśliwa. Właśnie taki uśmiech pragnęłam zobaczyć na twojej twarzy od momentu, kiedy udało ci się uwolnić od demonów przeszłości. – mama siedziała rozanielona, patrząc na nas obie. – Clara, kiedyś to zrozumiesz… - dodała. - Cóż, jeśli coś jest między wami na rzeczy, powinnam się z tego tylko cieszyć. Szkoda, że tata nie może się o tym dowiedzieć właśnie teraz. Akceptuję twój wybór, bo to twoje życie. Musisz robić to, co podpowiada ci serce, a jeśli czujesz się z tym komfortowo i nie widzicie w tym żadnego mezaliansu…
- Skoro o mezaliansach mowa… On jest ode mnie znacznie starszy.
- Pamiętaj: jeśli coś do siebie czujecie, jest ci z nim dobrze, to nie patrz na wiek. Na pewno nie jest staruszkiem, który już siwieje, a ja z tatą chcielibyśmy zobaczyć jeszcze nasze wnuki. – mama uśmiechnęła się pobłażliwie. – To tylko liczba. A różnica w niczym nam nie przeszkadza.

Jakbym słyszała Constance… Czy matki tak mają, że widzą wszystko zdecydowanie jaśniej, niż ich dzieci? Albo po prostu ich doświadczenie życiowe sprawia, że nie widzą takich przeszkód, jakie widzą młodsi od nich.

- Kończmy śniadanie i jedźmy do taty. Na pewno czeka na nas w szpitalu.
- Mamo, mogę jechać do Rosie po tym, jak zobaczę tatę? Nie chcę siedzieć w klinice.
- Dobrze, ale jeśli obudzili tatę, posiedzisz razem z nami i porozmawiasz z nim. Potrzebuje nas teraz bardziej niż zwykle. Gdyby tak nie było, to Nia nie musiałaby prosić o urlop w pracy i przyjeżdżać tutaj.
Moja siostra pokiwała głową, chociaż widziałam, że z pewnością chciała spędzić ten czas z koleżanką. Bo co miałaby robić ze mną? Pewnie już uważała mnie za staruszkę, skoro tyle czasu nie byłam obecna w jej życiu i w dodatku usamodzielniłam się...

- Spokojnie, polecisz też do Rosie, tata na pewno nie będzie chciał trzymać cię długo w szpitalu, to mnie nie widział tyle czasu na żywo. – uśmiechnęłam się do Clary. – A teraz skończmy wreszcie to śniadanie i jedźmy do niego!

-------------------------------------------------------
I'm back!
Okej, wróciłam, nie zamierzam znikać (przynajmniej nie za szybko). 
Sesja się skończyła, trwają ferie, odpocznę, napiszę dla Was co nieco i myślę, że wszystko potoczy się dalej :)
Dziękuję, że czekaliście.
S.

6 komentarzy:

  1. Hura nareszcie nie mogłam się już doczekać kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę :)
      Kolejny rozdział niedługo :)
      S.

      Usuń
  2. Super, Mama przyjęła łagodnie a Tata ? Myślę że też będzie ok
    pozdrawiam
    -K.B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Tata dla Nii zawsze był autorytetem, więc jego zdanie tak naprawdę liczy się dla niej najbardziej - zobaczymy, jak zareaguje w świetle wydarzeń :)
      S.

      Usuń
  3. Miejmy nadzieję, że ojciec Nii przyjmie to równie łagodnie jak jej matka. ;)
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Proszę, skomentuj, to naprawdę pomaga :)