poniedziałek, 16 lutego 2015

Home away from home.

Weszłyśmy na oddział, witając się cicho z pielęgniarkami, po czym praktycznie od razu poszłyśmy do sali taty, przed wejściem ubierając fartuchy ochronne. Mama w ręku trzymała sporą torbę podróżną, w której były różne rzeczy, których będzie potrzebował tatuś podczas pobytu w klinice. Na Clarze szpitalne wdzianko zwyczajnie wisiało, więc pomogłam jej je nieco zebrać, związując całość paskiem, choć z drugiej strony cieszyłam się, że w sali nie ma lustra. Z pewnością gdyby się w nim zobaczyła, konieczne byłyby nam sole trzeźwiące dla niej. Kiedy weszłyśmy do środka, dookoła taty krążyła pielęgniarka, oceniając stan taty, po czym podała mu do wenflonu zawartość niewielkiej ampułki, leżącej na tacy na stoliku. Z tego, co zdążyłam zauważyć, zniknęła spora część piszczących urządzeń, został tylko monitor, na którym wyświetlała się praca jego serca, równie miarowa, co wczoraj.

- Niedługo pacjent powinien się obudzić, jeśli się to stanie, proszę nacisnąć na przycisk. – wskazała na pilot, przyczepiony do elektrycznie wspomaganego łóżka, na którym spał tata. – Przywoła pielęgniarkę i lekarza, który oceni jego stan.

- Oczywiście. – mama skinęła głową, przyciągając jedno z dwóch krzeseł, ja wzięłam drugie, zmuszając tym Clarę, żeby usiadła na niezbyt szerokiej, pokrytej zieloną syntetyczną skórą leżance. Siedziałyśmy tak do momentu, kiedy mama poczuła, że palce dłoni, którą trzymała we własnych poruszyły się, natychmiast zwróciła czujniejszą uwagę na to, co się dzieje.
Kiedy otworzył oczy, pierwszymi słowami, które usłyszeliśmy, wychrypianymi przez tatę, były: - Czy ktoś może dać mi wody? Zadzwoniłam czym prędzej po pielęgniarkę, która kilkanaście sekund później pojawiła się w sali.

- Dzień dobry, dobrze, że jest już pan z nami. Przyniosłam panu trochę pokruszonego lodu. – stanęła, podnosząc do góry jednym przyciskiem wezgłowie łóżka i łyżeczką podała mu drobne kryształki, bardziej przypominające śnieg. Tata uśmiechnął się, przełykając odrobinę i czekając, aż dostanie nieco więcej. Po kilku sporych łyżeczkach pielęgniarka spojrzała na niego, mówiąc: - Myślę, że nie powinien pan przesadzać. Po czterdziestu ośmiu godzinach nieprzerwanego snu nie powinien tyle pan pić. Ale ja z natury nie jestem fanką sztywnych zasad, więc dam panu jeszcze troszeczkę. – uśmiechnęła się do nas, kiedy tata zaczął rozglądać się po sali. – Jest pan w szpitalu uniwersyteckim. Za chwileczkę powinien przyjść lekarz prowadzący. Pozostawię państwa samych. – wyszła z sali chwilę później, wynosząc swoją tacę.

- Flora? Clara? Nia? – tata wyraźnie zawahał się, mówiąc moje imię. – Czy ja śnię? To pewnie po tych wszystkich lekach, którymi mnie nafaszerowali. Nia przecież jest teraz w Stanach.
- Nie, Carlos. Nia jest tutaj. – mama postanowiła wyprowadzić tatę z błędu. – Przyleciała z Los Angeles, specjalnie dla ciebie.
- Tak, tato, jestem tutaj. – podeszłam do niego, biorąc za dłoń i siadając na miejscu mamy. – Widzisz, to ja. Naprawdę. – jego uśmiech był zaraźliwy. – Już wszystko w porządku, tato. – na tyle delikatnie, jak mogłam, by tylko nie sprawić mu niepotrzebnego bólu, przytuliłam go do siebie.
- Co mnie tak swędzi… - mruknął, zerkając pod kołdrę. Był ubrany w szpitalną koszulę nocną, więc cieszyłam się, że mama przywiozła ze sobą trochę jego rzeczy, ubrania na zmianę, przybory kąpielowe, oraz różne drobiazgi, które lubił i których teraz potrzebował. – Cudownie. Co to za opatrunek?

Gdy tatuś zadał nam to pytanie, do sali wszedł lekarz, inny, niż chirurg, którego poznałam wczoraj, natychmiast odpowiadając:
- Witam, panie Scapini, jest pan po operacji. To najprawdopodobniej szwy zewnętrzne, które ciągną skórę. Nazywam się Fernandez i jestem endokrynologiem, pańskim lekarzem prowadzącym. Sprawdzę teraz pana czynności życiowe, dobrze? – wyjął z kieszeni niewielką latarkę, a kiedy tata kiwnął głową, zaświecił mu nią w oczy, po czym zerknął na monitor, spojrzał na tabelkę, wiszącą na jego łóżku i zmierzył tętno.

- Na razie wszystko wydaje się być w porządku, ale na wszelki wypadek powstrzymamy się od przeniesienia pana na ogólny oddział endokrynologiczny. Zabieg, który wykonaliśmy, był dość rozległy i nie chcemy w chwili obecnej naruszać i tak zdecydowanie zaburzonej równowagi w pana organizmie. Czy coś pana boli?
- Chyba nie. – tata pokręcił głową. – Ale czy mogę dostać coś na wszelki wypadek?
- Czy widzi pan tą pompkę? – lekarz wskazał niewielki, zielony gadżet połączony z jednym z woreczków wiszących na stojaku przy jego łóżku. – Gdyby coś pana bolało, proszę nacisnąć. Dostanie pan lek przeciwbólowy. Czy mogę prosić panie o wyjście z sali? Chciałbym zobaczyć, jak w tej chwili wygląda okolica ciała po zabiegu.

Natychmiast wyszłyśmy, czekając na korytarzu. Tata zniósł ostatnio dostatecznie wiele dyskomfortu, żeby teraz cierpieć jeszcze z powodu naszej obecności w sali. Kiedy wróciłyśmy, tata uśmiechał się w dalszym ciągu, choć nieco mniej szeroko, dzierżąc w ręku pompkę. Najwyraźniej coś go zabolało.
- Nie widać żadnych komplikacji, więc pozostawię panie razem z pacjentem, ale wolałbym, żeby było tu nieco mniej osób. – Clara, słysząc te słowa, natychmiast poderwała się z miejsca, podchodząc do taty, dając mu całusy w policzki i mówiąc, że jedzie do koleżanki i nie będzie przeszkadzała.

Kiedy już moja siostra zniknęła za drzwiami, lekarz dodał: - Cały czas monitorujemy pańskie parametry i czekamy na wyniki badań, więc myślę, że wypuścimy pana z kliniki za jakieś dwa, może trzy dni, jeśli nie pojawią się żadne problemy. Operowaliśmy laparoskopowo, więc jako że jest to jeden z najmniej inwazyjnych zabiegów, wszystko powinno się szybko skończyć bez większych śladów, ale będzie potrzebował pan odpoczynku. O pracy nawet nie wspomnę, od razu zalecam zwolnienie, na około trzy tygodnie do miesiąca.

Tata złapał się za głowę.

- Panie doktorze, kto zastąpi mnie na stanowisku w pracy? Muszę tam być.
- Cóż, kierownictwo będzie musiało sobie z tym poradzić. Pańskie zdrowie jest ważniejsze.
- Tato. – wtrąciłam się. – Lekarz ma rację. Masz odpoczywać. I nie protestuj. – widziałam, jak otwiera usta , chcąc się sprzeciwić. – Nie. Możesz pracować z domu, przecież mamy Internet.
- W razie jakichkolwiek problemów proszę wezwać pielęgniarkę, a ona zadzwoni do mnie.
- Dziękujemy, panie doktorze.

Tata spojrzał na mnie natychmiast po tym, gdy lekarz wyszedł z sali. Widziałam, że ma wyrzuty sumienia, że przyleciałam do Madrytu, rzucając wszystko, co się dało i pojawiając przy nim.
- Nia, wzięłaś urlop? Nie wiedziałem, że przylatujesz.
- To było nieplanowane. Kiedy zadzwoniła do mnie Clara, że tu jesteś, od razu zebrałam rzeczy, kupiłam bilet na najbliższy samolot… tak właściwie pomógł mi mój szef…
- Nia, chłopak. – mama zwróciła mi uwagę, a tata szeroko otworzył oczy, bezgłośnie pytając: od kiedy ja mam chłopaka?
- Jared. To on i Emma, moja koleżanka, a jego asystentka pomogli mi zamówić bilet. I nie chłopak, a partner.

Tata patrzył na mnie ze zdumieniem.
- Rzuciłaś wszystko, żeby tu być? Włącznie ze swoim partnerem?
- Rodzina jest najważniejsza. Musiałam tu być. Spokojnie, rozmawiamy ze sobą, Jared rozumie, że musiałam przylecieć. I w pełni to akceptuje. Sam mi powiedział, żebym pozostała tak długo, jak będzie to konieczne, nawet proponował, że doleci do mnie. Niedługo przylatujemy do Europy razem z całą ekipą, bo chłopaki grają koncerty na trasie, ale nie wiem, czy dam radę do was zajrzeć… Bardzo bym tego chciała.
- Nie martw się, jeśli się nie uda, nic się nie stanie. Będziesz w pracy.

Cieszyłam się, że rodzice zaakceptowali moją pracę i zrozumieli, z jakim poświęceniem stanęłam do niej. Nie wystraszyłam się tego wyzwania, choć wymagało ode mnie przezwyciężenia własnych lęków. To trochę przypominało wojnę domową, w której jednak wygrała strona, którą byłam w stanie kontrolować.

- Bardzo chciałabym, żebyście go poznali. Zrobił dla mnie znacznie więcej, niż moglibyście sobie wyobrazić i cały czas tłumaczy to tym, że to ze względu na mój talent, chociaż wydaje mi się, że powody są zupełnie inne. Kto tak chętnie zgodziłby się zatrudnić zupełnie obcą sobie osobę?
- Jeśli pokazałaś, co naprawdę potrafisz i udowodniłaś swoją wartość, czemu nadal nie chcesz wierzyć w to, że rzeczywiście zależy mu na utrzymaniu cię przy sobie? – tata popatrzył na mnie z uśmiechem. – Nia, doskonale rozumiem, że praca za granicą wymaga ogromu cierpliwości i włożenia w nią swojego serca. Jeśli tak zrobiłaś, na pewno nie powinnaś teraz wątpić.
- Widzisz, twój ojciec ma rację. – dodała mama – Nigdy nie wierzyłam, że tak dobrze poradzisz sobie sama, z daleka od nas, od Clary, twoich przyjaciół, a ty zarówno skończyłaś kurs z wyróżnieniem, jak i pracujesz teraz jako osoba, którą zawsze marzyłaś być. Szansa, którą dostałaś, powinna zostać przez ciebie mądrze wykorzystana, nie bój się jutra, żyj nim, pracuj dla marzeń. Bądź pewna tego, co powinnaś robić. My w ciebie wierzymy najmocniej.

Mama i tata mieli absolutną rację. Choć początek mojej wędrówki był bardzo trudny, teraz czułam się jak ryba w wodzie. Otaczająca mnie atmosfera sprawiała, że chciałam spędzić jeszcze więcej czasu z rodziną, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że niedługo muszę wracać do pracy. W ciągu kilku dni, jakie spędziłam w Madrycie oraz długich, szczerych rozmowach z tatą w szpitalu oraz Jaredem, uwieszonym wręcz na słuchawce Blackberry (tak, wysłał mi selfie, zrobioną iPhonem) lub spędzającym czas ze mną na Skype i czekającym niecierpliwie na mój powrót uświadomiłam sobie również, że nie tylko liczy się sesja, praca, zdjęcia, ale też coś ważniejszego: uczucia człowieka, który przez ostatnie miesiące stał mi się szczególnie bliski. Choć nie przypuszczałam, moje serce postanowiło szeroko otworzyć się na całą masę pozytywnych uczuć, jakie otrzymałam, tak jakby chciało nadrobić stracony czas, pogalopować w stronę tej lepszej części życia, jakie miało mnie czekać.

Podczas pobytu w domu zaczęłam również przeglądać oferty mieszkań w Los Angeles. Nie chciałam być uzależniona w tej kwestii w dalszym ciągu od Jareda i mieć swoje gniazdko, do którego mogłabym wracać w razie potrzeby. Owszem, poprosiłam Emmę, żeby część mojego wynagrodzenia trafiała bezpośrednio do niego, jako rodzaj wpłaty za „wynajem”, ale chciałam być niezależna. Niektóre były całkiem ładne, ale od Hollywood Hills dzielił je spory kawałek, więc musiałam pomyśleć jeszcze o kosztach dojazdu. Nie ukrywałam, że mogłyby być dość duże, więc konieczne było znalezienie alternatywnego środka transportu. Może skuter? Ale musiałabym wtedy zrobić prawo jazdy. Stać było mnie już na nie, więc był to jeden z lepszych pomysłów.

Kiedy kilka dni później lekarze zezwolili tacie na powrót do domu, jednocześnie informując go o wynikach badań i uspokajając przy tym całą rodzinę, że zmiana była łagodna i nie przyniesie przerzutów na inne tkanki, przy wyjściu z kliniki niecierpliwie czekał na mamę, odbierającą jego wypis, dreptając w miejscu i niecierpliwiąc się, ile potrwają jeszcze papierkowe formalności. Co zabawniejsze, od razu zapowiedział, że będzie grzecznie odpoczywał, ale nie może odpuścić sobie choć jednego spaceru ze mną i tylko ze mną po Retiro, zanim wrócę do Los Angeles, więc po tym, kiedy dość niechętnie lekarz wyraził zgodę na naszą eskapadę, zostawiliśmy mamę w metrze, przesiadając się do linii jadącej wprost do parku.

Jared, słysząc ode mnie, że wracam, od razu zajął się biletem powrotnym dla mnie. Cóż, zamierzałam najnormalniej w świecie oddać mu pieniądze, bo ten wyjazd zdecydowanie nie należał do kategorii służbowych, ale sprzeciwiał się temu głośno. Cóż, poproszę Emmę, żeby rozliczyła to z mojego wynagrodzenia, na które i tak ostatecznie w ciągu całego tygodnia nie zasłużyłam.
- Wiesz, Nia… - wolno szliśmy aleją parkową wzdłuż sztucznego stawu dookoła Palacio de Cristal, rozmawiając – Nie spodziewałem się, że wyrośnie z ciebie taka piękna młoda kobieta. Bardzo baliśmy się z mamą, że nie otrząśniesz się po tej historii z mafią i byliśmy gotowi wspierać cię cały czas.
- Tato, to nie działa w ten sposób. Mentalność ludzi w Stanach jest trochę inna, niż nasza, choć i tak żyją tam ludzie, którzy są ciepli i bardzo mili. Jak w każdym miejscu. Ale Los Angeles jest wyjątkowe, takiej mieszanki kulturowej nie zobaczy się chyba nigdzie indziej, może ewentualnie w Nowym Jorku. Nauczyłam się tam żyć prawdziwym życiem, wzięłam głęboki oddech tamtejszym powietrzem i okazało się, że bez niego nie mogę chyba żyć.
- Więc nie rezygnuj z tego życia, jeśli jest tak wyjątkowe. Widzę, co dał ci ten wyjazd, jaką osobą jesteś teraz i jestem z ciebie z mamą bardzo dumny. Kiedy rozmawiam z kolegami z pracy i widzą twoje zdjęcie na tle tego napisu Hollywood na tapecie mojego monitora, wszyscy dziwią się, jak do tego doszłaś. Powiem ci jedno: receptą jest ciężka praca. Dzięki niej jesteś w stanie zrobić wszystko. Ale na pewno sama o tym wiesz. Przekonałaś się o tym.

Potrzebowałam szczerej rozmowy. To było widać, słychać i czuć, że ktoś musiał usłyszeć, jak tak naprawdę się czuję.
- A co do tego mężczyzny: dopóki nie zrobi ci krzywdy, jakiejkolwiek, fizycznej, czy psychicznej, ma u mnie zielone światło i pełne przyzwolenie na relację z tobą. Jeśli stanie się coś, czego być może nie chciałabyś sama zrobić z własnej, nieprzymuszonej woli, powinnaś dobrze przemyśleć, czy na pewno jesteś gotowa na taki związek. Jego konsekwencje mogą być zgubne w skutkach.

Słowa, które wypowiedział tata, sprawiły, że zupełnie inaczej spojrzałam na obecną sytuację między mną, a Jaredem. Zgodziłam się na układ pomiędzy nami, ponieważ uznałam go za dobry, bezpieczny; nie zaś ze względu na pieniądze, o co na pewno mogli podejrzewać mnie niektórzy, choć nie mówili tego na głos. Nie sądziłam, by był zdolny do tego, by po okresie pełnym takiej empatii mógł mnie skrzywdzić.

Kiedy wracałam do Los Angeles, rodzice i Clara długo nie mogli mnie wypuścić z objęć. W ręku trzymałam walizkę z rzeczami, a mama koniecznie uparła się, żebym zabrała ze sobą do Los Angeles w bagażu trochę – to mało powiedziane – prawie kilogram oczyszczonych wcześniej i wysuszonych w piecu hiszpańskich migdałów z ulubionego gospodarstwa ekologicznego, kiedy dowiedzieli się, że Leto uwielbia mleko migdałowe.
W ciągu mojego krótkiego pobytu u rodziców miałam okazję opowiedzieć im o wszystkim, opowiedzieć też o Jaredzie i jego upodobaniach… Cóż, szukaliśmy informacji, czy wolno mi będzie zawieźć je ze sobą, więc kiedy okazało się to możliwe, mama poprosiła znajomych, którzy mieszkali w okolicy tego miejsca, a dojeżdżali do pracy do ścisłego centrum Madrytu, czy mogą podrzucić nam paczuszkę. Poza tym dołożyła mi do bagażu specjalnie kupiony i przechowany w domu komplet, który znalazła na Rastro: długie, ale cieniutkie spodnie w marokańskie wzory i powłóczystą bluzkę, pasującą do nich. Mówiła, że nie chciała wysyłać jej pocztą ze względu na czas przesyłki i czekała, aż sama zjawię się na miejscu.

Tym razem leciałam podobnie, jak za pierwszym razem, czyli przez Nowy Jork. Uśmiechnęłam się, wracając do Stanów. Miejsca, które dało mi tak wielkie szanse na bycie sobą, a nie tylko cieniem własnych pragnień. Lądując na LAX, miałam na twarzy tak wielki uśmiech, że wychodziłam przez rękaw do terminalu jak na skrzydłach. Rozmowy z mamą i tatą oraz czas, który mogłam spędzić również z Clarą, dodały mi nowej energii i sprawiły, że zaczęłam inaczej myśleć o wszystkich zdarzeniach, nie traktując ich tylko jako zbieg okoliczności. Jared czekał na mnie na lotnisku, choć tym razem nie obyło się bez paparazzich, więc przy wyjściu chwycił mnie mocniej za dłoń i szybko poszliśmy do samochodu. Nie kłopotałam się już umieszczaniem walizki w bagażniku, wsadziłam ją za fotel kierowcy i sama szybko wskoczyłam do samochodu. Byłam pewna, że za kilka godzin nasze zdjęcia pojawią się w Internecie, wywołując sporą burzę. Jak zwykle zresztą, kiedy na zdjęciach udawało się im uchwycić Jareda.

- Witaj w domu. – Jared przepuścił mnie w drzwiach, biorąc ode mnie walizkę. – Co do niej włożyłaś? Jest cięższa, niż kiedy wyjeżdżałaś. - od razu zauważył różnicę...
- Pamiątkę i mały prezent dla ciebie z Madrytu. A właściwie to od moich rodziców, powinien ci się spodobać.

Późnym wieczorem siedzieliśmy razem w kuchni, popijając herbatę. Włosy Jareda były jeszcze mokre, więc miał je zawinięte pod puchatym, białym ręcznikiem, co dość zabawnie kontrastowało z kolorową koszulką i krótkimi spodniami do spania, które miał na sobie. Było całkiem miło: rozmawialiśmy, nieco odpoczywaliśmy po długim dniu, dla mnie tym dłuższym, że tak jakby dla mnie powtarzał się za sprawą lotu powrotnego, a wyjazd w trasę, która była zaplanowana tak szczegółowo, zbliżał się gigantycznymi krokami. Dzięki temu, że wiedziałam, czego mogę spodziewać się w miejscach, w których wylądujemy, wiedziałam mniej więcej, jak pakować uniwersalne ubrania, ale na wszelki wypadek w walizce, która została w domu jeszcze przed moim wyjazdem do taty znalazło się też trochę nieco bardziej eleganckich. Shayla wpadła wcześniej, niedługo po powrocie z lotniska, witając na powrót w Los Angeles i przywożąc dla mnie trzy bluzy z wyhaftowanym na piersi jednym z symboli zespołu, wspominając, że będę musiała nosić je na zmianę podczas koncertów oraz meet&greet, po części dlatego, że było to związane z pracą, a po części ze względu na bezpieczeństwo. Wszystkie trzy miały doszyty kaptur, więc wiedziałam, że w razie czego mogłabym ukryć głowę pod nim, chroniąc jednocześnie moją prywatność, którą tak bardzo sobie cenię.

Migdały, na których widok oczy Jareda zaświeciły się z radości, moczyły się już, ponieważ nie omieszkał on wykorzystać tej okazji i wiedziałam, że już jutro będziemy mogli zrobić świeże mleko roślinne. Moi rodzice nie zdali sobie sprawy w ciągu mojego pobytu, jak bardzo zmieniłam się w kwestii nawyków żywieniowych, więc teraz poważnie tęskniłam za dobrą kawą.
- Długo się nad tym zastanawiałem, żeby cię nie wystraszyć. Mógłbym zadać ci osobiste pytanie?
- Nad czym? Jasne. – byłam zdziwiona, że Jared, do tej pory dość bezpośredni, teraz wyraźnie coś przede mną ukrywał. – Myślę, że po ostatnich rewelacjach i wszystkim, co się wydarzyło, raczej nie będę się bała.

- Może dziś spędzimy razem nieco więcej czasu?
- Ale… ja nigdy w życiu tego nie robiłam. – spąsowiałam, wypowiadając każde słowo o ton ciszej, niż poprzednie. – Nigdy z nikim nie spałam. Zawsze sama. – Zdałam sobie sprawę, że za aluzją Jaya kryje się coś więcej.

Pominęłam fakt, że kilka razy zdarzało mi się spać z Clarą, szczególnie wtedy, gdy przyjeżdżała do nas rodzina i nie byliśmy w stanie zmieścić wszystkich w jednym pokoju gościnnym. Jezu, to doświadczenie było jednym z najgorszych, jakie przeżyłam w moim krótkim, dotychczasowym życiu. Moja siostra miała tendencje do strasznego kopania mnie przez sen, przez co budziłam się z koszmarnym bólem pleców, którego nic nie było w stanie uśmierzyć, aż do momentu, gdy z pozoru powierzchowne potłuczenia postanowiły się nieco zagoić. Kilka dni pod rząd było dla mnie katorgą, a przecież mam w Madrycie tak duże łóżko…

- To niemożliwe. – poderwał się z miejsca, gwałtownie wstając i odsuwając od siebie krzesło, które się zatrzęsło. - Jakim cudem? – siedziałam grzecznie na krześle, obserwując, jak nerwowo krąży dookoła wyspy, co chwilę przeczesując palcami włosy na brodzie. W stresującej sytuacji robił tak przez cały czas, co zdążyłam już zauważyć, lub poprawiał włosy, chowając końcówki za uszy. – Jesteś młoda, tak wspaniała, żyjesz sama, za granicą, masz tyle możliwości… Jesteś piękna.
- Cóż… - z trudnościami wyrażałam się w tym temacie, będąc osobą wychowaną w rodzinie z zasadami. Chociaż wielokrotnie, zarówno w Hiszpanii, jak i przed moim wyjazdem rozmawiałyśmy z mamą o antykoncepcji i rozwadze, nie czułam, żeby był mi teraz potrzebny partner życiowy – chciałam realizować się w sztuce i robić to, co kochałam najbardziej.

- Panowie oglądali się za tobą, na zajęciach, po, kiedy wychodziłaś z uczelni w tej spódnicy w drobne, białe groszki…
- Zwracałeś też uwagę na to, w co się ubieram? – szeroko otworzyłam oczy, słysząc, jak przyznał się do podglądania mnie. – Podglądałeś mnie? – dodałam, widząc wstydliwy uśmiech na jego twarzy. No jasne.
- Ta sukienka była… mocno pociągająca. Pięknie eksponowała twoje nogi. Nie ukrywam, ale bardzo mi się podobała. – podszedł do mnie, wyciągając w moją stronę dłoń. – Mogę?

Kiedy kiwnęłam głową, delikatnie odsunął fragment szlafroka, który miałam na sobie, po czym przeciągnął długimi palcami po moim udzie, przykrytym cienkimi spodniami od piżamy, uśmiechając się. – Dżinsy, spodnie od piżamy czy spódnica, przed moim wzrokiem nic się nie ukryje. Nadal nie rozumiem… - pokręcił głową. – Jesteś taka młoda, masz zaledwie dwadzieścia trzy, prawie cztery lata i nigdy jeszcze nie byłaś z nikim?
- Najwyraźniej nikt nie zawrócił mi w głowie. – odparłam bez przekonania. Bo kto miałby? Straciłam przecież prawie trzy lata, by nauczyć się żyć na nowo.
- Boże, proszę… Wybacz mi, Nia. Przepraszam. Zupełnie nie sądziłem…
- Nie, naprawdę, rozumiem. Zdążyłam się już oswoić z tym, że byłam jedyną dziewczyną na roku bez pary. – odparłam całkiem zwyczajnie. – Ale ze mną?
- Tak, z tobą. Chciałbym, żebyś tej nocy była ze mną.

Siedziałam oniemiała, słuchając jego wyznania. Nigdy w życiu nie spałam z mężczyzną, co już samo w sobie było krępującą propozycją, ale… obawiałam się, że tej samej nocy mogę stracić coś więcej, a mianowicie… moje dziewictwo, o którym do tej pory nawet nie myślałam.
Wbiłam wzrok w szklankę, nie chcąc kontynuować tematu, jednak poczułam, że ujmuje moją dłoń, przesuwając ją na swoje kolano i lekko głaszcząc.

- Nie jestem tego taka pewna. – szepnęłam.
- Nie musisz. Nie zmuszę cię.
- Po prostu się boję. Nie miałam najłatwiejszego okresu dorastania, nie wiem, jak mam postępować, co robić… Czy powinnam się zgodzić. Nie wiem, czy strach mnie nie przerośnie.
Jared zamilkł, zastanawiając się nieco dłużej. Cóż temu mężczyźnie chodziło po głowie?
- Spokojnie. Dokończymy herbatę?

Ujęłam przyjemnie ciepły kubek w dłonie, popijając powoli ziołowy napar i czując, jak z każdym kolejnym łykiem coraz bardziej się rozgrzewam. Jakiś dziwny podszept starał mi się mówić, że to nieodpowiednie, jednak dziwne pragnienie znajdowało się po drugiej stronie szali, usiłując przeważyć zdrowy rozsądek.

- Zaraz wrócę. – Jared wstał, wstawiając do zmywarki swój kubek i wychodząc pospiesznie z kuchni. To było dosyć niepokojące.

Kiedy skończyłam stygnącą herbatę, sprzątnęłam również mój kubek i powoli idąc w stronę wyjścia, spojrzałam z ciekawości na niedomknięte drzwi sypialni Jareda. Przez szparę sączyło się delikatne, z lekka migoczące światło, więc nie chcąc przeszkadzać mężczyźnie, poszłam do pokoju, cicho otwierając drzwi. Ku mojemu zaskoczeniu Jay siedział na łóżku, uśmiechając się. Popatrzyłam na sufit, zastanawiając się w myślach, co on tutaj robi, do diaska?
- Przygotowałem coś dla nas. – wstał, wyciągając w moją stronę dłoń, którą nieco niepewnie ujęłam, słysząc w odpowiedzi – Jesteś naprawdę dzielna.

Poprowadził mnie do sypialni, popychając stopą drzwi. W pokoju stały zapalone świece, a cicha muzyka przyjemnie koiła skołatane nerwy. W powietrzu unosił się delikatny zapach lawendy, a na łóżku leżała pościel, której koloru nie byłam w stanie określić za sprawą półmroku. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że Jared aż tak mnie zaskoczy.

 - Co chcesz zrobić? – patrzyłam jak oniemiała w migoczące płomyki, śledząc ich drogę w całej sypialni. Jay poprowadził mnie do łóżka, na którym razem usiedliśmy.
- Po prostu porozmawiać, ale w nieco innych warunkach. Możliwe, że tak uda mi się sprawić, że…
- Że?
- Opowiesz mi coś więcej. Pomimo tego, że pracujemy razem i wiem, jak znalazłaś się tutaj, nadal nie rozumiem, czemu zawsze na mój widok się peszysz, chcesz, by wszystko wyglądało jak najlepiej, jak najdokładniej… Ostatnio przez przypadek zobaczyłem, jak siedzisz przy biurku, zamknięta w sobie, przeglądając uważnie materiały, podczas gdy Diana i Yasir żartowali w najlepsze. Tak, jakbyś nie chciała zrobić czegoś źle, włączając się w ich żarty. Tak, jakby liczyło się tylko to zadanie, nic innego. Tak, jakbyś bała się, że w konsekwencji może stać się coś złego.

Długo wahałam się, słuchając słów Jaya. Nie wiedziałam, czy był to najlepszy moment, bym opowiedziała mu swoją historię, wyjawiła fakty, o których istnieniu najprawdopodobniej nie zdawał sobie sprawy, gdyż nigdy nie mówiłam nikomu o porwaniu, o lęku, który mi pozostał i pewnych reakcjach ochronnych, jakich się wyuczyłam. Na przykład o zamykaniu się we własnej skorupie.
- To nie tak, jak myślisz. – zaprotestowałam – Po prostu…
Widziałam jego uważne spojrzenie, wiedziałam, że jeśli powiem mu to już teraz, wszystko między nami powinno stać się bardziej jasne, bardziej oczywiste. Może to też sprawi, że zdąży jeszcze zmienić zdanie, nim wpakuje się w coś poważniejszego… ze mną. Postanowiłam kontynuować, choć najpierw wolałam o coś poprosić.

- Jared, chcę opowiedzieć ci pewną historię, ale proszę cię o jedno: do momentu, dopóki nie skończę, nie zadawaj mi żadnych pytań. Po prostu posłuchaj. Choć zabrzmi jak kryminał, myślę, że to powinno nieco rozjaśnić to wszystko, może nawet pomóc. – widząc, jak lekko kiwa głową, zaczęłam opowiadać. – Jako młoda kobieta, która ledwo zaczęła swoje wakacje po pierwszym roku studiów, mając mnóstwo przyjaciół i znajomych, zostałam ofiarą pewnego przestępstwa. To, co się stało, widziałam do tamtego momentu jedynie w filmach, w dodatku tych klasy Z i nie mających wiele z rzeczywistością. Nigdy nie sądziłam, że podobna sytuacja mogłaby przytrafić się mi. To było zupełnie niespodziewane: chciałam iść do koleżanki i później wspólnie z nią pospacerować po największym madryckim parku, Retiro, jednak tak się nie stało. Zostałam zabrana siłą przez bardzo podobnego do ciebie mężczyznę do auta i wywieziona do jakiegoś odosobnionego miejsca. – czułam, jak po policzkach płyną mi łzy na wspomnienie tamtych wydarzeń. – Widzisz, jaka jestem drobna? Dookoła nie było nikogo, bo byłam już w jednej z bocznych uliczek, poza tym nie umiałam się wtedy jeszcze bronić, więc kiedy mnie złapał, zatykając mi usta, nie byłam w stanie nawet krzyczeć. Szamotałam się, próbowałam z nim walczyć, jednak był znacznie silniejszy ode mnie i każdy mój ruch sprawiał, że trzymał mnie coraz mocniej, tak, że z każdym momentem traciłam siły. Kiedy wepchnął mnie do samochodu, wyrwał mi z rąk torebkę ze wszystkimi drobiazgami, natychmiast ją zabierając i zatrzasnął za mną drzwi, pozostawiając mnie w zamkniętej przestrzeni na tylnych siedzeniach, odgrodzonych od przednich ciemną szybą. Próbowałam otworzyć zarówno drzwi, jak i szybę, jednak okazało się to niemożliwe i krzycząc, uderzając pięściami w szkło, fotele, starając się cokolwiek osiągnąć, zupełnie wykorzystałam cały zapas energii, jaką miałam. Kiedy dotarliśmy, w podziemnym garażu dwóch innych, zamaskowanych mężczyzn złapało mnie, kiedy próbowałam uciec, zaciągając do zamkniętego pokoiku, przypominającego celę.

Usiłowałam zmusić się do kontynuowania opowieści, jednak gardło, związane w supeł, odmawiało jakiejkolwiek współpracy. Jared widział, jak oczy napełniają mi się łzami, kładąc mi dłoń na ramieniu i otwierając usta, żeby cokolwiek powiedzieć, jednak odetchnęłam, wiedząc, że jeśli nie skończę opowiadania, on nigdy nie pozna całej prawdy. No i nie zrozumie. Zresztą to była według mojej pani psycholog najlepsza z możliwych form terapii.

- Nie wiem, ile czasu tam byłam, rytm dnia regulowały mi tylko momenty, kiedy ktoś zakapturzony lub mężczyzna, który mnie przywiózł, przynosił mi niewielkie porcje jedzenia, lub kiedy w moim więzieniu gasło światło. Jednak nie było tak długo: często bez ostrzeżenia pojawiali się ludzie o zasłoniętych kominiarkami twarzach, którzy usiłowali wydobyć ode mnie informacje, męczyli mnie, że należę do wrogiej im organizacji, pragnęli, bym podała im nazwiska, miejsca pobytu oraz różne inne dane osób, których imiona, nazwiska i pseudonimy słyszałam po raz pierwszy na uszy. Na szczęście nikt mnie nie tknął, nie zrobił mi krzywdy fizycznej… Tego chyba bałam się wtedy najbardziej, że ucierpi na tym moje zdrowie. Nie wiem, ile czasu to trwało, bo przestałam liczyć mijające godziny, aż w pewnym momencie pojawili się policjanci, chyba z grupy antyterrorystycznej, którzy wyciągnęli mnie stamtąd. Dopiero po długim czasie dowiedziałam się, że policja kryminalna w ten sposób rozbiła część mafii, która znalazła sobie wspaniałą kryjówkę na obrzeżach hiszpańskiej stolicy, na terenie jednego z poligonów industrialnych, gdzie magazyny nie były przez nikogo sprawdzane – o ile płaciłeś, miałeś do nich dostęp dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Szukali bardzo podobnej do mnie dziewczyny: również drobnej, ciemnowłosej; jedyną różnicą było to, że miała tatuaże.

Jared wpatrywał się we mnie wielkimi oczyma, które lśniły w blasku świec. Był jak odrętwiały.
- Terapia psychologiczna, jakiej zostałam poddana, trwała bardzo długo, ponad rok, a właściwie prawie dwa. Walczyłam o poczucie bezpieczeństwa, o to, by ktoś przywrócił mi je w całości; długo nie wychodziłam z domu sama, zawsze z kimś, nawet do delikatesów naprzeciw domu, zawsze, kiedy widziałam choć sylwetkę podobnych ludzi lub kolor auta, którym zostałam wywieziona, uciekałam, starając się ukryć, dokładnie obserwowałam teren, nie chcąc, by po raz kolejny stało się coś takiego, jak wtedy. W moim sercu i myślach pomimo starannej opieki i wsparcia najbliższych, sztabu psychologów, terapeutów i innych specjalistów, pozostały głębokie, jakby wyryte pazurami ślady, które zagoiły się z wolna, pozostawiając wiele głębokich szram i blizn, a moje poczucie własnej wartości prawie zupełnie zanikło. W końcu z wolna zaczęłam myśleć inaczej o otaczającym mnie świecie i zajęłam się sztuką. Obserwowanie go i uwiecznianie, zarówno na rysunkach, ale szczególnie na zdjęciach sprawiło, że zupełnie inaczej zaczęłam go postrzegać i choć pozostała we mnie szczególna nieufność wobec obcych oraz przejściowa aichmofobia, czyli lęk przed ostrymi narzędziami, zaczęłam żyć w dość samodzielny sposób. Dzięki nauce gotowania przestałam stopniowo bać się noży, chociaż nadal nie ufam lekarzom i potrzebuję silniejszych dawek leków uspokajających, na przykład u dentysty, a przyjazd tutaj na stypendium sprawił, że zmieniłam podejście do wielu spraw. Nie rozumiem tylko jednego: czemu udało mi się zaufać tobie? Komuś, kto od początku był dla mnie obcym? W sumie, gdyby nie to, nie byłoby mnie tutaj teraz i najprawdopodobniej robiłabym w Madrycie coś, co wcale by mi się nie podobało, bo wątpię, żeby ktokolwiek zgodził się przyjąć mnie jako fotografa... Mam nadzieję, że teraz zrozumiesz, czemu mam takie trudności z rzeczywistym otwarciem się na innych. A szczególnie na ciebie. –  dodałam w myślach.

Głębokie westchnienie Jaya uświadomiło mi, że chyba jeszcze nigdy nie słyszał o tak zagmatwanej, tak trudnej, praktycznie niewyobrażalnej historii. Wiedziałam, że moje przeżycia były naprawdę trudne, jednak czułam, że moje wyznania sprawią, że pozna mnie choć odrobinę lepiej.
- Nigdy nie wyobrażałem sobie, że strach, który widziałem wiele razy w twoich oczach, mógł być spowodowany przez tak brutalne wydarzenie z przeszłości. – długo ważył słowa, mówiąc dość cicho. – Nie chciałem cię zranić. – pochylił głowę, patrząc na kołdrę, na której siedzieliśmy. – Wiem, że to było dla ciebie bardzo trudne, wyjawić mi całą prawdę bez uciekania się do różnych uników i jestem ci za to niezmiernie wdzięczny, gdyż teraz jestem w stanie pojąć ogrom tego, co na ciebie spadło. Obiecuję ci, że postaram się ściągnąć z ciebie choć trochę ciężaru tego koszmarnego czasu.
- Jared… - westchnęłam – To nie jest twoje życie, tylko moje. Nauczyłam się już, jak powinnam sobie radzić.
- Nie mówię tego dlatego, byś natychmiast zaakceptowała ten stan rzeczy, ale po to, żebyś wiedziała, że możesz liczyć na moje zrozumienie i oparcie we mnie.

Nie chciałam tego, ale po tej opowieści ogarnęło mnie koszmarne zmęczenie, tak, jakbym zużyła całą swoją energię na mówienie. Jakby została wypompowana, opróżniona. Gdybym mogła porównać swoje ciało ze zbiornikiem, na jego dnie nie było chyba ani jednej kropli paliwa. Oparłam się rękoma za sobą, jednak nie byłam w stanie utrzymać własnego ciężaru, opadając na materac. Był odrobinę twardszy od mojego, ale wbrew pozorom wygodny. Popatrzyłam w sufit, czując, jak chwilę później fragment materaca obok mnie również się porusza.

Przez chwilę leżeliśmy obok siebie, patrząc sobie w oczy.
- Zmęczona?  - Jared uśmiechnął się do mnie, zerkając na zegarek, wiszący za mną na ścianie. – Jeszcze nie jest aż tak późno.
- Trochę. Zawsze, kiedy muszę wracać do tej historii, opuszczają mnie wszystkie siły. Sama nie wiem, czemu.
- Możesz zostać tutaj, jeśli tylko chcesz. A jutro przeniesiemy tutaj twoje rzeczy.

To doświadczenie na zawsze zmieniło mój pogląd w dziedzinie związków osobistych. Zawsze skłaniałam się ku temu, że fenomen „pierwszego razu” musi wiązać się z nieuchronnym koszmarem dla kobiety, a mężczyzna ze zmęczenia i z powodu działania hormonów zaraz po wszystkim zwija się w kłębek i zasypia, pozostawiając partnerkę losowi. Może i błędem z mojej strony było to, że myślałam stereotypowo, a wiedza, jaką posiadałam, zupełnie odbiegała od rzeczywistości. Ileż razy słyszałam historie, które nieodłącznie były związane z krzywdą, próbami swoistego ubezwłasnowolnienia i krzywdą Bogu ducha winnych dziewczyn, które znalazły się w tym czy innym miejscu, o złym czasie, w złym stanie… A z książek, których nigdy nie planowałam czytać – jakoś tak wyszło – które jakimś trafem wylądowały w moich rękach… Co gorsza, wątek tego tematu przewijał się również na zajęciach w czasie kursu. Jakaś asystentka profesor Stellar w bardzo nieudolny sposób usiłowała wyłożyć naszej grupie temat fotografii erotycznej, jednakże nie udało jej się to, więc ostatecznie zadanie to spadło na nas i sama dotarłam do materiałów, do których nawet dotrzeć nie chciałam. Nie wiem czemu, ale cały czas skłaniałam się ku traumie, z jaką wiąże się to wydarzenie.

Nie wiem, czego tak bardzo się obawiałam. Atmosfera, która nas otaczała, była tak wspaniała, że zdecydowałam się porzucić lęk i nerwy, choć bardzo się wahałam. Cóż, nie będę zagłębiała się w szczegóły tego, co zdarzyło się pomiędzy mną i Jaredem, poza tym, że na samym początku były to dla mnie przedziwne uczucia, takie, których do tej pory nigdy nie doświadczyłam.
Nie przeczuwałam, że w efekcie będę aż tak szczęśliwa, kiedy jeszcze leżeliśmy przytomnie obok siebie. Chyba nigdy nie widziałam go tak zrelaksowanego, tak szczęśliwego. Uśmiechniętego od ucha do ucha. Choć czułam lekki dyskomfort, zdawałam sobie sprawę z tego, że nie jestem jeszcze przyzwyczajona do zbliżeń i moje ciało reaguje właśnie w taki, a nie inny sposób. Obyło się bez wrzasków na cały dom, uniesień, darcia pościeli i niszczenia mebli dookoła, a co najdziwniejsze, bezboleśnie. Ale… to mogło również wynikać z faktu, że Jared był obarczony prawie dwukrotnie dłuższym od mojego doświadczeniem życiowym i doskonale wiedział, co zrobić, bym była… szczęśliwa. Na pewno.

Jest słowo, które nie przechodzi mi przez gardło, ale na pewno każdy, kto jest choć odrobinę inteligentny, zrozumie, co chcę powiedzieć. Przysięgam, ale nigdy, przenigdy nie było tak, bym zaledwie z niewielkim wahaniem podjęła decyzję o czymś, co miało zmienić zupełnie całe moje życie.

- Na skutek niezrozumiałego dla mnie przypadku te usta idealnie współgrają z twoimi, uśmiechniętymi pod ustami, które narysowała moja dłoń. – Jared, delikatnie przesuwając palcem dookoła moich warg, cicho szeptał słówka. Leżał nade mną oparty na jednym ramieniu, a oboje byliśmy przykryci do połowy jego kołdrą. Miałam na sobie jeszcze piżamę, ale sądziłam, że niedługo jeszcze będę cieszyła się jej posiadaniem.
- Cortázar? To chyba z “ Marelle”. – uśmiechnęłam się, szepcząc.
- Tak. – cicho odparł, kiedy również szepnęłam. – Pasuje, prawda?

To był tylko króciutki wycinek z moich wspomnień. Byłam tak zadowolona, że nic innego nie miało dla mnie znaczenia…

----------------------------------------------------
Tak, wreszcie miałam czas, by się rozpisać... I uczyniłam to z wielką radością.
Nia wreszcie otworzyła się przed Jaredem, odkrywając swoją tajemnicę. Czy dobrze zrobiła, zdradzając szczegóły ze swojej przeszłości?
Pozostawiam to waszej ocenie.
S.

5 komentarzy:

  1. prawdę mówiąc nie wiem co mam napisać zupełnie mnie zaskoczył ten rozdział (w pozytywnym znaczeniu). Jak coś wymyślę to napiszę a tym czasem czekam na kolejny
    pozdrawiam
    -K.B.

    OdpowiedzUsuń
  2. zapomniała odp na twoje pytanie byłam pod takim wrażeniem - mam przeczucie że wyjdzie im to na dobre, wiele niezrozumiałych zachowań stało się jasnych albo przynajmniej jaśniejszych. Niemniej jednak to duże wyzwanie przed J. obdarzyła go ogromnym zaufaniem i szczerością - odwdzięczy się tym samym - to już tylko Ty wiesz
    pozdrawiam
    -K.B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję! <3
      Już myślałam, że wszyscy o mnie zapomnieli...
      Rzeczywiście, teraz czeka Jareda ogromne wyzwanie, ponieważ niełatwo jest coś zacząć, wzbudzić zaufanie, które jest nadal niezwykle kruche i potem zadziałać. Z drugiej strony powinno być mu jednak nieco łatwiej z racji doświadczenia życiowego.
      Tak czy inaczej, niedługo wszystko się poukłada. Na dobre, lub na gorsze.

      A kolejny rozdział #soonerthansoon ;)
      Pozdrawiam,
      S.

      Usuń
  3. hej , dlaczego nie mogę przeczytać najstarszych rozdziałów? Chciałam zacząć czytac opowiadanie od poczatku ale no lipa jest.. Wchodzę w zakładkę rozdziały, naciskam na prolog no i lipka...:(

    OdpowiedzUsuń
  4. Na moim tablecie prolog otwiera się bez problemów z linka. To samo dotyczy innych rozdziałów, więc spróbuj wyczyścić cookies i jeszcze raz załaduj bloga :)
    Możliwe, że na telefonach otwiera się jako nowe okno/karta, to dotyczy też pewnych przeglądarek (poza Chrome).

    Życzę powodzenia i mam nadzieję, że wkrótce wszystko zadziała.
    Pozdrawiam,
    S.

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Proszę, skomentuj, to naprawdę pomaga :)