piątek, 27 marca 2015

A familliar place

Zostawiłam arkusik na idealnie posprzątanym biurku, zamykając za sobą drzwi do gabinetu i zostawiłam swoje rzeczy na korytarzu, wchodząc do biura, w którym siedziała Emma, przepisując coś do komputera. Nie chciałam jej wystraszyć, że chwilowo zmieniam lokum, więc stojąc w progu odezwałam się.
- Emma, muszę jechać poza miasto, to dość ważna sprawa. Nie wiem, kiedy wrócę.
- Coś się stało?
- To osobista kwestia. W razie czego będę dzwoniła.
Nie dając jej szans na to, żeby dalej mogła mnie wypytywać, wyszłam, złapałam niewielką, jak na standardy Los Angeles, a co dopiero Hollywood torbę i dość szybkim krokiem wydostałam się z posesji, gdzie czekała już na mnie zamówiona taksówka. Źle czułam się z koniecznością okłamania Emmy, jednak nie miałam innego wyjścia. Niestety, nie tym razem.

- Dzień dobry. – postawiłam obok siebie na tylnym siedzeniu rzeczy, zapinając pas bezpieczeństwa. – Proszę na Zachodnią Dwudziestą Piątą.

Kiedy przejeżdżaliśmy przez miasto, pierwszym, co zrobiłam, to wyłączyłam telefon. Chciało mi się płakać, wiedząc, że znalazłam się w takiej sytuacji. Cóż, nie ja byłam jej winna, nie mogłam też winić Klausa, więc nie mogłam przecież postąpić inaczej. Oczywiście, zdawałam sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej wybrałam najgorsze możliwe rozwiązanie - ucieczkę, jednak nie widziałam w tym momencie żadnej innej opcji. Wyciągnęłam z kieszeni spodni paczkę chusteczek, hałaśliwie wydmuchując nos.

- Który numer? – kierowca, nie odrywając wzroku od drogi, zwrócił się do mnie. Najwiyraźniej znajdowaliśmy się blisko miejsca, do którego chciałam dotrzeć.
- Jeden z pierwszych, to taki duży, pomalowany na kremowo dom. – profesor Stellar nie podała mi numeru, opisując jedynie przez telefon bryłę budynku.

W moich myślach pojawiła się skądś znana mi melodia i słowa, które zdawały się pojawiać przed przymkniętymi na wpół powiekami.
Caricias tuyas en mi piel sensible,
Se puede tirar todo: los momentos, imágenes, rosas,
Siempre va a estar algo en la película transparente
Algo de esa tormenta y algo de ese silencio
Nada, nada quedaba del sueño,
Sólo tal vez una lágrima en cara tuya
Decimos "adiós" y "nada nos ha unido"
El amor que escapa
El amor que escapa...*

Wbiłam wzrok w podłogę samochodu, wyłożoną gumowym dywanikiem. Nie miałam porównania, z którego mogłabym teraz skorzystać, zastanawiając się nad własnym losem. Oczywiście, wiedziałam, że w każdej chwili Jared może znaleźć sobie innego fotografa, więc nie jestem kimś niezastąpionym. Nie wątpiłam w to przez ani sekundę. Może i nie byłoby to jego pstryknięcie palcem, ale prawdopodobnie kilka telefonów Emmy załatwiłoby sprawę.

Kiedy dojechaliśmy, zobaczyłam stojącą na ganku profesor Stellar, po czym podałam kierowcy kartę płatniczą.
- Proszę PIN i zielony. – podał mi terminal, na którym szybko wybrałam kombinację cyfr, oddając urządzenie, a w zamian odzyskałam mój niewielki kawałek plastiku. – Dziękuję, miłego dnia.
- Panu również.

Kiedy wydostałam się z auta, profesor Stellar otwierała już bramkę.
- Nia! Jak wspaniale cię widzieć.
- Dziękuję, że zgodziła się pani mnie przyjąć.
- Ależ to żaden problem, pomóc mojej najlepszej uczennicy, chodź do środka, zapraszam. – puściła mnie przodem w stronę drzwi wejściowych do pięknego, piętrowego, kremowego domu z dekoracjami w odcieniu palonej ceramiki. Kiedy weszłyśmy do hallu, zobaczyłam przestronne wnętrze ze schodami, prowadzącymi do góry, wykonanymi z drewna, pasującego do otoczenia. Kilka witrażowych szyb, przez które wpadały kolorowe promienie światła wystarczyło, by przełamać mrok w tym miejscu.
- Pięknie tutaj.
- Rzeczywiście, razem z mężem, jest projektantem, włożyliśmy wiele starań w to, żeby było to miejsce, w którym zawsze będziemy czuli się dobrze. Pokażę ci pokój, zostawisz torbę, a potem zapraszam na werandę. Zrobiłam lemoniadę, usiądziemy i wszystko mi opowiesz.
Potrzebowałam niewiele czasu, by wyjść do profesor Stellar. Usiadłyśmy na wygodnych leżakach, w ręce biorąc wysokie szklanki lemoniady z kostkami lodu i plasterkami cytryny.

- Wie pani, zaczęło się od tego, że Olga wyjechała.
- Żadna pani, proszę, mów do mnie po imieniu. Carmen. – podała mi dłoń. - Tak naprawdę jesteśmy koleżankami po fachu.
Profesor Stellar nieco skonfundowała mnie bezpośredniością, choć niekoniecznie zjawisko to było mi nieznane...

- Dobrze, tak więc powiedziałam już, że wyjechała.
- Nie znalazła pracy? Słyszałam, że na jej wydziale miała jedne z najlepszych osiągnięć, choć nie zakwalifikowała się do nagrody, jak ty.
- Nie wiem, zostawiła mnie bez pożegnania z kłopotami finansowymi na głowie kilka miesięcy temu.
- Może będę w stanie jakoś ci pomóc? Słyszałam, że jedno ze studiów szuka ostatnio fotografa na pełen etat.
- To nie będzie konieczne. Nie wiem, czy pamiętasz nasz plener z artystą. – w tym miejscu lekko się uśmiechnęłam na wspomnienie jednych z najciekawszych zajęć w całym roku. Mogłam pokazać, na co mnie stać.

- Oczywiście, że tak, takie chwile i zdjęcia, jak te, które wykonałaś, są niezapomniane. Pozwoliłam sobie je zachować i pokazuję je teraz wszystkim, jak należy wykorzystywać dane nam warunki, tak, aby nie marnować tego, co otrzymaliśmy. Z tego, co właśnie mi wyjawiłaś, mam rozumieć, że poznałaś bliżej Jareda.
- Tak. Kiedy doszło do tej sytuacji, wiedziałam, że bez pomocy kogoś innego nie dam sobie rady i będę musiała wracać do domu, ale zbyt dobrze czułam się tutaj, więc pamiętając, że zasugerował mi, że jest w stanie mnie zatrudnić, zwróciłam się właśnie do niego. No i tak się zaczęło.
- Czyli w tej chwili pracujesz dla niego. – skwitowała, a ja spąsowiałam.
- Nie tylko… - dodałam smutnym tonem. - Początki nie były łatwe, ale jakoś się zaaklimatyzowałam.
- Rozumiem. Nie będę cię wypytywała, bo to sprawy osobiste.
- Nie, nie. Czuję, że muszę się komuś wyżalić, a moi rodzice nie są najlepszymi słuchaczami.
- Mów. Zamieniam się w słuch.
- Najpierw po zakończeniu roku przeprowadziłam się do niego, ponieważ sama nie byłabym w stanie opłacać czynszu i dbać o mieszkanie, które miałyśmy wybrane przez uczelnię; wiadomo, że fundacja stypendialna chciała dla nas jak najlepiej, jednakże nie przewidziała, że w razie wypadku nie będziemy w stanie samodzielnie ponieść kosztów wynajmu. Jared wtedy obiecał mi, że nasza relacja będzie czysto zawodowa, jednak w pewnym momencie okazało się, że oboje czujemy coś więcej wobec siebie, wtedy wszystko się zaczęło, ale w pewnym momencie zauważyłam, że zachowuje się wobec mnie tak, jakbym była nietykalna dla kogokolwiek innego poza nim. Niedługo powinniśmy wyjechać, mam opiekować się mediami wizualnymi w Europie podczas trasy jego zespołu, ale nie wiem, czy to dobra decyzja, szczególnie teraz. Oczywiście, mam wsparcie koleżanek, nie będę tam sama, ale w obliczu tego, co się wydarzyło, mam wiele wątpliwości.

- To nie brzmi dobrze. – Carmen zmarszczyła czoło, zastanawiając się nad moimi słowami.
- I takie też nie jest. – odparłam. – W pewnym momencie nie mogłam już dłużej czekać i powiedziałam, że przystanę na jego warunki, oczywiście z pewnymi zastrzeżeniami, ale zdecydowanie przesadził z zaborczością i tym, że jest przebrzydle o mnie zazdrosny, więc powiedziałam „dość” i poprosiłam cię o pomoc. To, co jest najgorsze w tym wszystkim, to fakt, że doskonale wiedziałam, że relacje uczuciowe z nim nawet nie wchodzą w grę, a jednak dałam się porwać emocjom.
- Nie rozumiem tylko jednego: czemu nie porozmawialiście na ten temat?
- Próbowałam. – przerwałam profesor Stellar pytanie. – Ale bezskutecznie, ponieważ natychmiast zajął mnie czymś zupełnie innym.
- Znam Jareda i wiem, że jest zwykle bardzo konkretną, wymagającą osobą… Choć czasem potrafi dogryźć.
Kolejna osoba, próbująca uświadomić mi jego niewinność? Tja, oczywiście, w oczach innych był niewinny jak baran po deszczu, jednakże jego wełna nie przestała śmierdzieć. Jeszcze.
- Co zdążyłam już zauważyć.
- Ale… - przez moment się zawahała.
- Czy jest jakieś ale? – uniosłam brwi pytająco.
- To nie dzieje się przypadkowo. Nie walczyłby tak o ciebie, gdyby naprawdę niczego do ciebie nie czuł.

Niezupełnie to spodziewałam się usłyszeć. Nie chciałam wierzyć w to, że Jared postępował tak z pobudek serca.
Naprawdę wątpiłam w uczucia mężczyzny. Wystarczyło, żebym przymknęła powieki, a scena, kiedy zablokował mnie, otwierając samotnię sama wracała razem z jej kontynuacją, czyli zdarzeniem z misami. Jakim cudem w przeciągu kilku minut człowiek może stać się tak bezwzględny?

- Na twoim miejscu dałabym mu jeszcze jedną szansę.
- Nie wiem, czy na nią zasłużył. – odparłam, marszcząc czoło.
- Nie skreślałabym całej tej sytuacji od razu. Odetchnij, przemyśl spokojnie swoje decyzje, zastanów się, jak możecie rozwiązać ten konflikt interesów. A na razie zabieram cię na spacer. Nie powinnaś spędzać czasu sama w czterech ścianach. Trochę ruchu nam nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie, odświeżymy umysły.

Kiedy wróciłyśmy, na dworze zaczynało się ściemniać. Długo rozmawiałyśmy o wszystkim: uczelni, kolejnym roczniku, mojej i Carmen pracy, planach – tak, jakbyśmy nie miały przed sobą żadnych tajemnic. Cóż, jej mogłam zaufać. Okazało się również, że Joey i Sarah postanowili kontynuować naukę na uczelni i w charakterze asystentów zaczęli nabierać doświadczenia w nauczaniu. Co do Sarah nie miałam żadnych złudzeń, że koniecznie musi zostać nauczycielką, tak Joey… on przecież zawsze pragnął realizować się w innych, znacznie bardziej aktywnych zadaniach, a wyglądało na to, że postanowił zapuścić korzenie w kampusie…
Po powrocie zjadłyśmy lekką kolację, przepyszną sałatkę z pieczonymi warzywami i delikatnym ziołowym vinegret, po czym gorąco pożegnałyśmy się, a ja uciekłam do pokoju, który wcześniej mi pokazała, aby odświeżyć się i pójść spać.

Kiedy obudziłam się rano, nie poznałam wnętrza dookoła siebie, patrząc bardziej przez sen, niż na jawie na sufit pomieszczenia, usiany niewielkimi punkcikami, lampkami, o których wiedziałam od wczoraj. Dopiero po chwili mój mózg postanowił przyswoić sobie informację, że jestem u Carmen. Czułam się co najmniej dziwnie, że zaopiekowała się mną i chciałam się jej jakoś odwdzięczyć…
Wyciągając z walizki czyste ubrania, zastanawiałam się, co mogłabym dla niej zrobić. Kiedy już wciągnęłam na siebie czystą koszulkę i spodnie, wyczesałam dokładnie włosy i zaplotłam je w warkocz, zrobiłam delikatny makijaż, posprzątałam w pokoju i przygotowałam się do stawienia czoła kolejnemu dniu, wyszłam z pokoju, rozglądając się dookoła. Moich uszu dobiegła muzyka z radia i ciche rozmowy, które poprowadziły mnie do kuchni. Przy dużym stole siedziała Carmen i nieznajomy, ciemnowłosy mężczyzna, popijając kawę i z zadowoleniem jedząc śniadanie – puszyste naleśniki z owocami.

- Dzień dobry.
- Witaj, Niu. – Carmen i mężczyzna podnieśli się z krzeseł z uśmiechem. – Wyspałaś się?
- Tak, dziękuję.
- Wspaniale, proszę, poznaj mojego męża, Marca. Wrócił z konferencji z San Francisco późnym wieczorem, kiedy już spałaś. Kochanie, to Nia, moja dawna uczennica. Opowiadałam ci o niej.
- Dzień dobry, Nia Fallon. – podałam mu dłoń, lekko się uśmiechając. – Mam nadzieję, że nie sprawiam problemu…
- Ależ nie, proszę, mów mi po imieniu. – lekko nosowy akcent zdradzał, że musi na co dzień używać również innego języka, niż angielski. – Siadaj, proszę. Napijesz się kawy?
- Chętnie, poproszę.
- Częstuj się. – Carmen pokazała mi półmisek, pełen małych, parujących naleśników, z którego sama również nałożyła sobie kilka placuszków, po czym na talerzyk nałożyła również nieco gęstego jogurtu i odrobinę czegoś wyglądającego jak domowa konfitura. Kiedy się poczęstowałam, podobnie jak ona mieszając ze sobą dodatki, zaskoczył mnie ich delikatnie waniliowy smak.
- Smakują ci? – kiedy Carmen zobaczyła szeroki uśmiech na mojej twarzy, wiedziała, że wszystko jest w najlepszym porządku. – Mam nadzieję, że zgodzisz się mi pomóc?
- Oczywiście! – natychmiast szczerze i szeroko się uśmiechnęłam, słysząc jej pytanie.
- Świetnie. Dziś mam ćwiczenia z młodszymi studentami i przydałaby mi się twoja pomoc. Byłaś najlepsza w grupie, to może podpowiesz co nieco młodszym kolegom, jak powinni pracować z aparatem?
- Byłoby cudownie. Wrócę tam, gdzie było mi najlepiej.
- Pojedziemy niedługo po śniadaniu.

Nagle w kieszeni rozdzwonił mi się telefon. Włączyłam go z rana, zaraz po wstaniu, aby sprawdzić maila i Facebooka, bez których nie potrafiłam się obyć. Nigdy nie odbierałam komórki podczas posiłków, ale kiedy zerknęłam na ekran, zobaczyłam imię, którego nie spodziewałabym się. „Shannon”. Cóż, tym razem mogłam złamać zasadę – jeśli starszy Leto dzwonił do mnie z samego rana jak wariat, musiałam się odezwać.

- Pozwolicie, że przeproszę was na momencik?
- Ależ oczywiście, nie krępuj się. - Carmen uśmiechnęła się, kiwając głową.

Kiedy wyszłam z kuchni na korytarz, odbierając telefon, usłyszałam natychmiast Shannona, który nie brzmiał tak, jak zwykle.

- Nia, gdzie jesteś? 
- U przyjaciółki, ponieważ miałam z Jaredem mały konflikt opinii.
- Wiesz, że on zachowuje się tak, jakby nie był sobą? Nie wiem, co w niego wstąpiło! Emma powiedziała nam, że wypadła ci ważna sprawa i żebyśmy nie wnikali, ale Jay… nie sposób go powstrzymać!
- Mogę powiedzieć ci coś w sekrecie? – przerwałam monolog perkusisty.
- Tak?
- To jest jego kara. Zresztą, wydaje mi się, że… nie bez powodu.
- Kara? Za co?
- Zapędził się.
- Jared? Ostatni raz, kiedy miał taki atak, to było chyba ze trzy lata temu. Nie wiem, co mam z nim zrobić, nie chce, żeby zaparzyć mu herbaty, nie chce rozmawiać, jest jak chmura gradowa, trzyma się na skraju wytrzymałości nerwowej. – nagle w tle usłyszałam dźwięk, przypominający uderzenie o ziemię i odgłos rozpryskującego się szkła. – Nie mogę nic zrobić, kompletnie mnie nie słucha, jakby miał w uszach tłumiki. Możesz tu przyjechać?
- Przykro mi, nie teraz i najprawdopodobniej nie dziś. Mam już plany.
- Chcesz mi powiedzieć, że się obraziłaś? Ty? Najbardziej ugodowa osoba, jaką chyba w życiu spotkałem?
- Cóż, pozostawiam ten problem tobie. I Jaredowi. Jeśli przemyśli na trzeźwo to, co zrobił, niech zadzwoni do mnie sam. Może odbiorę, ale to dopiero po południu. Na chwilę obecną jestem dość mocno zajęta.
- Ale… Jak…
- Nie, nie będzie żadnego ale. Miłego dnia, Shannon.

W tym momencie rozłączyłam się, nie chcąc wiedzieć, co dzieje się w domu. Po akcji w pokoju miałam dość przypominania sobie tego miejsca. Przynajmniej w ciągu kilkudziesięciu najbliższych godzin. Wiem, że powinnam pogodzić się z tą sytuacją, jednak w tym momencie, kiedy doszło do czego takiego, nawet nie chciałam słyszeć jego imienia. Sorry, Jared. Nie do końca tak to miało chyba wyglądać. Wiem, że mu na mnie zależało, ale okazywanie swojego zdania w taki sposób nie było chyba metodą godną właśnie jego.

- Już jestem, przepraszam. – wróciłam do jadalni, lekko się uśmiechając.
- Wszystko w porządku? – Carmen patrzyła na mnie z niepokojem.
- Można tak powiedzieć. Ale nie zmienia to faktu, że dziś pojedziemy na uczelnię. Słowo się rzekło.

Kiedy wróciłam na próg znajomej pracowni, szeroko się uśmiechnęłam, czując, że powrót ten ma również dla mnie dość symboliczne znaczenie: uniwersytet i pracujący na nim nauczyciele, jak i przyjaciele stali się dla mnie drugim domem i drugą rodziną za Atlantykiem. W sali krzątali się uczniowie, którzy przygotowywali, podobnie jak ja do niedawna sprzęt, dekoracje oraz inne potrzebne im do zajęć przedmioty. Zobaczyłam, jak ktoś pospiesznie wertuje notatki, a niewielka grupka dziewcząt stała w kręgu, rozmawiając. Tak znana atmosfera natychmiast poprawiła mi humor, sprawiając, że tym razem to ja mogłam poczuć się jak mentorka. Westchnęłam, wspominając swoje pierwsze kroki w tym miejscu, dzięki czemu łatwiej było mi się postawić w sytuacji tych studentów. Zerkałam zza framugi, uważnie obserwując ich zachowanie i czekając na Carmen, ponieważ nie chciałam wejść w grupę bez żadnych wyjaśnień.

Pojawiła się po chwili, niosąc kubek termiczny z kawą i spięty plik kartek, szeroko uśmiechając do każdego, kto mijał ją na korytarzu. Ile to razy ja również uśmiechałam się, witając z nią w przejściu?
- Gotowa? – kiedy skinęłam głową, weszła do klasy, odstawiając na swoje biurko kubek i dokumenty, po czym skinęła w moją stronę, odwracając się do studentów i klaszcząc w dłonie.

- Witam was na dzisiejszych ćwiczeniach, dziś w związku z obecnością mojego gościa nieco zmienimy plan tych zajęć.
Po sali poniosło się głośne westchnienie ulgi. Czyżby Carmen zaplanowała dla tej grupy zajęcia na ocenę?
- Nie zmienia to jednak faktu, że czeka was zaliczenie, ale to dopiero na następnych zajęciach. Proszę, to materiały dla was, po stronie dla każdego. - wręczyła stojącej najbliżej jej dziewczynie papiery, która natychmiast zabrała kopię dla siebie i przekazała dalej pozostałe kartki. - Dziś odwiedziła nas absolwentka poprzedniego kursu, Nia Fallon. – wskazała na mnie, a ja uśmiechnęłam się do wpatrujących we mnie ludzi, lekko unosząc rękę i im machając. Cóż, wiele brakowało mi jeszcze do otwartości i pewności siebie Jareda… Zresztą, czemu to właśnie on przychodzi mi jako pierwszy na myśl? Cóż, do tej pory spędzałam z nim zdecydowanie zbyt wiele czasu.

- Proszę, powitajcie ją ciepło i ustawcie krzesła w kręgu. Te zajęcia będą dla was niepowtarzalne, ponieważ dziś możecie porozmawiać z fotografem pracującym w zawodzie i poznać tajniki tej pracy od osoby, która zdążyła nabrać już nieco doświadczeń.

Nie chciałam, by wszystko potoczyło się w ten sposób, jednak jednocześnie nie chciałam zranić Carmen, mówiąc jej teraz, że nie chcę współpracować, szczególnie, gdy wcześniej obiecałam jej swoją pomoc i zaangażowanie. Kiedy wszyscy siedzieliśmy już w grupie, a na mnie zawisły spojrzenia, odchrząknęłam, mówiąc.

- Skończyłam naukę na tym wydziale kilka miesięcy temu, znajdując pracę za sprawą jednej z sesji, którą miałam za sprawą profesor Stellar. Wydaje mi się, że to dlatego, że zostały zauważone moje wysiłki, tak więc wszystko zależy wyłącznie od was. Jeśli możliwość nawiązania nowych kontaktów nie będzie możliwa w szkole, ważne jest, żebyście zbierali wszystkie wasze prace, tak, by móc je później zaprezentować. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co mam wam powiedzieć, ponieważ – spojrzałam na Carmen – zostałam zaskoczona takim obrotem sprawy. Oczywiście, wiedziałam, że spotkam się z wami, ale nie przypuszczałam, że zajęcia te przybiorą taką formę. Myślę, że będzie łatwiej nam wszystkim, jeśli będziecie zadawali mi wasze pytania. Tylko… jeszcze jedno: proszę, zwracajcie się do mnie po imieniu, ponieważ jestem niewiele starsza od was i jeśli będziecie mówili do mnie „pani”, będę czuła się z tym niezręcznie. Kto zacznie?

Spojrzałam na wszystkich, ogarniając wzrokiem całą grupę. Wiedziałam, że zupełnie nie nadawałam się do pracy nauczyciela, wiedziałam! To trochę tak, jakbym została wepchnięta w oko cyklonu. Kątem oka zauważyłam, jak jedna ze studentek podnosi rękę.

- Tak, słucham?
- Gdzie teraz pracujesz?
- Jest mi bardzo przykro, ale nie mogę zdradzić, dla kogo dokładnie pracuję. – nie chciałam zdradzać wszystkiego o Jaredzie, Shannonie ani Tomo. Podpisałam przecież NDA. – Praca, którą wykonuję, obwarowana jest klauzulą poufności ze względu na wyjątkowe warunki jej wykonywania, dlatego prawdopodobnie nie będę mogła odpowiedzieć wam na część pytań. Mogę jednak powiedzieć, że opiekuję się w tej chwili zdjęciami pewnego znanego człowieka w artystycznym półświatku.

- Czy planujesz otworzyć własne studio? – z drugiego końca owalu, który powstał w sali, moich uszu dobiegł niski, męski głos.
Tego pytania szczerze się obawiałam, jednak postanowiłam, że odpowiem na nie tak, jakbym rozmawiała o własnych przewidywaniach.
- Bardzo chciałabym to zrobić, jednak obawiam się, że chwilowo jest to dla mnie zbyt duży koszt, któremu nie podołam. Możliwe, że uda mi się to w przyszłości. Jak na razie jestem szczęśliwa, to, co robię, pozwala mi się rozwijać i sprawia, że czuję się dobrze. Kolejne pytanie?

- Co jest sekretem dobrych zdjęć?
- Pasja i zaangażowanie sprawiają, że każda fotografia na pewno się uda. No i oczywiście fakt, że to, co robisz, musi sprawiać ci radość.
Carmen zerkała na zegarek, kontrolując czas. Kiedy skinęła mi głową, wiedziałam, że mogę odpowiedzieć jeszcze tylko na jedno pytanie.
- Dobrze, czy jest jeszcze ktoś chętny zyskania odpowiedzi na nurtujące go pytania? – uśmiechnęłam się do grupy.
- Tak, ja. – w moją stronę pomachała drobniutka blondynka, w której stronę się obróciłam. Siedziała jakieś dwa albo trzy miejsca ode mnie, więc do tej pory jej nie zauważyłam. – Tak, słucham?
- Co sądzisz o konieczności doboru sprzętu do warunków? Czy nie jest tak, że do każdego typu sesji powinniśmy mieć inne aparaty?
- To wszystko zależy. – uśmiechnęłam się. – Mi wystarczają wymienne obiektywy i umiejętności, które mam, a korzystam przez cały czas z jednego aparatu, choć przyznaję, że chciałabym wkrótce kupić jeszcze jeden, na specjalne okazje.

- Bardzo dziękuję państwu za aktywny udział w tych zajęciach, mam nadzieję, że dzięki obecności Nii mogliście się dowiedzieć czegoś nowego. Do zobaczenia na kolejnych zajęciach.

Kiedy wyszłyśmy z sali, miałam wrażenie, że przez te kilka miesięcy wszystko zdążyło się zmienić. Może była to kwestia nowego rocznika, a może raczej tego, że odzwyczaiłam się od tak bardzo typowego do tej pory dla mnie systemu pracy, panującego niepodzielnie na uczelni. Bądź co bądź, minęło już sporo czasu, naszpikowanego wydarzeniami. Każdy kolejny dzień tak naprawdę zaskakiwał mnie zarówno możliwościami, jak i tym, co się działo. Co miało zdarzyć się jeszcze dziś, jutro, pojutrze? Najbliższe momenty w dalszym ciągu pozostawały dla mnie gigantyczną niewiadomą.

-------------------------
Przypuszczam, że nie tylko ja jestem nieszczęśliwa z powodu przeniesienia daty koncertu, przez co tyle czasu zajęło mi dokończenie tego rozdziału. Proszę, wybaczcie mi opieszałość, mam nadzieję, że rozumiecie.
Najbliższe miesiące będą dla mnie bardzo trudne, a to dlatego, że przygotowuję się na wielkie, jeśli nie największe wydarzenie w moim życiu i choć nie mogę powiedzieć teraz nic więcej (a bardzo bym chciała), mam nadzieję, że będziecie ze mną i Nią w tych chwilach. Jeśli wszystko potoczy się po mojej myśli, na pewno podzielę się z Wami tą wiadomością.

Dziękuję Wam za komentarze i choć jest ich mało, to nie mam praw do narzekania. Dziękuję za każde miłe słowo.
Ściskam,
S.

*Tłumaczenie piosenki Nii:

Pieszczoty twoje na mej czułej skórze
Można wyrzucić wszystko: chwile, zdjęcia, róże,
Zawsze zostanie coś na kliszy
Coś z tamtej burzy i coś z tamtej ciszy
Nic, nic nie zostało z marzeń
Tylko jedna łza na twojej twarzy
Mówimy: "żegnaj" i "nic nas nie łączyło"
Uciekająca miłość...
Uciekająca miłość...

11 komentarzy:

  1. rozdział bardzo mi się spodobał zwłaszcza postawa N. - wydawało się że jest krucha i bezbronna podatna na zdanie i oczekiwania innych - a tu proszę w ciężkich chwilach , które przynosi jej los potrafi racjonalnie myśleć i zrobić to co uważa za słuszne ;-)
    - trzymam kciuki za powodzenie tego co masz zaplanowane - wszystko się uda tak jak zapragnęłaś
    -też nie jestem zachwycona zmianą terminu ale na to nikt nie ma wpływu
    - Pozdrawiam , weny , spokojnie czekam na kolejny
    -K.B.

    OdpowiedzUsuń
  2. P.S
    powiem szczerze że ja też nie wszystkim wpisuję komentarze nawet jak czytam - myślę że tak ma wiele osób - tobie nie mogę tego zrobić ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiadam (prawie) od razu - dziękuję za miłe słowa :)
      Nia jest po części taka, jak się wydaje: krucha, podatna na sugestie, to prawda, ale to, co również przeżyła, sprawiło, że stanęła na nogi w zbroi, gotowa do stawienia czoła temu światu. Zbroja ta ma swoje wady, ale w sumie nie jest ich aż tak wiele.

      Dziękuję za wsparcie :) Mam nadzieję, bo jest to coś, na czym zależy mi już od kilku lat...
      A termin: czekaliśmy 4 miesiące, kolejny chyba niewiele zmieni. Żałuję tylko, że nie będzie ze mną moich koleżanek, bo dokładnie tego dnia piszą maturę. I następnego też, więc nie dałyby rady wrócić do domów...
      S.

      Usuń
  3. Piszesz fantastycznie. Zaczęłam czytać twojego bloga przedwczoraj no i cóż, skończyłam dzisiaj chociaż obiecałam sobie max dwa rozdziały dziennie *.* :D. Kiedy mogę się spodziewać kolejnego rozdziału, bo nie ukrywam, że jestem bardzo ciekawa co się stanie z Jaredem i Nią? Pozdrawiam i życzę dużo weny... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za te pochwały, to jak miód na serce :) Cieszy mnie to, że ktoś docenia moją pracę :)
      Kolejny rozdział pojawi się za jakiś czas, kiedy już ogarnę się ze wszystkim w życiu codziennym - tak jak napisałam, przeżywam urwanie głowy i obawiam się, że blog został odsunięty na sam koniec listy...

      W każdym razie to nie będzie trwało zbyt długo. Taką mam nadzieję, a co pokaże czas?
      S.

      Usuń
  4. Obserwuję co prawda od dawna, ale dopiero teraz się odzywam. :)
    Taki ze mnie ukryty żołnierz. xD
    Piszesz naprawdę świetnie, wszytko układa się w spójną całość. Nia ma w sobie wiele uczuć jak i wiele sprzeczności w moim odczuciu.
    Jedyne to do czego mogę się doczepić to to, iż niektóre zdana były za długie, na przykład to na początku.
    Ale naprawdę mi się podoba, a opisy są takie prawdziwe.
    Pozdrawiam!
    PS. Uwielbiam Mike'a na Twoim avatarze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za te słowa, wiele dla mnie znaczą :D
      Cichociemny, żołnierz, tajniak czy nie, cieszę się, że ktoś jeszcze to czyta :)

      A co do zdań: uwielbiam struktury wielokrotnie podrzędnie i nadrzędnie złożone - nie będę skracała zdań, jeśli nie muszę tego robić :)

      Mikey na avatarze jest jeszcze od czasów "Elektra's Story" (www.little-things-from-the-notebook.blogspot.com) i raczej za szybko nikt nie odbierze mu miejsca :)

      S.

      Usuń
  5. Świetny blog! Jest naprawde super- zapraszam do siebie, twoja opinia dobrej pisarki wiele dla mnie znaczy!
    http://zanurzsieglebiej.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :)

      O reklamy blogów proszę w zakładce SPAM, porządek na blogu jest dla mnie bardzo ważny :)
      S.

      Usuń
  6. Tja, oczywiście, w oczach innych był niewinny jak baran po deszczu, jednakże jego wełna nie przestała śmierdzieć. Jeszcze.
    O. Mój. Boże. Zniszczyłaś mi psychikę :D Mam przed oczami mokrego barana z twarzą Jareda, który robi beee. Zło. :P
    Cóż po moich 'doświadczeniach' z facetami, jak Nia w końcu wróci (chyba, że wszechmogący Jay ją pierwszy znajdzie) to albo będzie ją przepraszał, a później strzeli focha. Albo najpierw ją opieprzy, a później strzeli focha. :P Faceci. Ich duma nie pozwala im wyjść z walki przegranymi ;)
    Nia troszkę przesadziła z taką ucieczką, ale dobrze ją rozumiem. Chce mu pokazać jasno, gdzie leżą granicę. Mam nadzieję, że się uda. :)
    Trzymam kciuki za wszystkie Twoje plany, zresztą już Ci to mówiłam. :)
    Weeeny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mnie dziękuj za wizję z baranem :) - pierwotnie wymyśliła to moja koleżanka, a poza tym rzeczywiście,mokra wełna pachnie obrzydliwie.

      Jak zakończy się ta sprawa,kto zdecyduje się na rozejm, tego nie zdradzę teraz :) Rzeczywiście,męską dumę można zaklasyfikować do niezwykle czułej...

      Dziękuję za wsparcie,wena również się przyda :)
      S.

      Usuń

Czytasz? Proszę, skomentuj, to naprawdę pomaga :)