Kiedy już nie miałam nic więcej do zrobienia: krem był
gotowy, muffiny stygły, wszystko było praktycznie gotowe, posprzątałam tylko w kuchni,
rozejrzałam się dookoła, czy jest jeszcze coś, co muszę zorganizować i
postanowiłam skorzystać z chwili, by przebrać się w coś bardziej eleganckiego,
niż zwykły T-shirt i dżinsy.
Kiedy wpadłam do naszej sypialni, Jared stał przed szeroko
otwartą szafą, rozmyślając nad ubraniami, wiszącymi schludnie na wieszakach.
Jeśli po raz kolejny wracaliśmy do tej samej sytuacji sprzed trzech dni, nie
miałam ochoty po raz kolejny interweniować.
- Co się dzieje tym razem? Przepraszam. – kiedy przesunął
się nieco w bok, otworzyłam swoją połowę szafy, wyciągając z niej sukienkę,
szarą w kwiaty od Carlene, jedną z moich ulubionych.
- Wiem, że to zabrzmi wariacko, ale naprawdę nie wiem, co
jeszcze mam zabrać. Jedziemy na tak długo, że zastanawiam się, co jeszcze zapakować.
- Robiłeś kiedykolwiek w życiu listę rzeczy do zabrania? –
uśmiechnęłam się do niego, podchodząc i kładąc mu dłoń na ramieniu. – Twoja
twarz mówi mi absolutnie wszystko.
- Robiłem! – natychmiast się zaperzył. – Ale zawsze miałem
świadomość, że w razie wypadku będę mógł w Paryżu w czasie trasy europejskiej
uzupełnić bagaż u Prady albo Saint Laurenta, a teraz zaczynamy od zupełnie
innej strony i muszę mieć wszystko od razu przy sobie.
- Poczekaj, pójdę się przebrać i zaraz jestem z powrotem.
Pomimo tego, że Jared widział mnie już kilkukrotnie dość
skąpo ubraną nad basenem i w sypialni (tutaj nawet wcale), nadal miałam opory,
aby paradować przed nim w samej bieliźnie. Cóż, wynikało to z braku
przyzwyczajenia… i może czegoś więcej. Nie byłam jednak w stanie stwierdzić,
czego. Kiedy wróciłam po kilku minutach, na łóżku leżało kilka wieszaków z
rzeczami, co uznałam za spory progres.
- Super. Szukamy teraz ubrań na…?
- Podróż. – kiedy tylko usłyszałam to słowo, od razu
wiedziałam, że wracamy do początku.
Jay stał z założonymi rękoma za głową z wyraźnie
niezadowoloną miną. Obraził się, a jakże. Nic dziwnego, pokazałam, na co mnie
stać, mocno określiłam swoje pragnienia i potrzeby, a teraz, gdy chciałam, żeby
wyglądał jak człowiek, oczywiście musiał się sprzeciwiać. Co za mężczyzna…
Chyba jak większość facetów musiało skończyć się to właśnie tak. Niestety, ale
oboje czasem reagowaliśmy zbyt niedojrzale. Jak dziecko z dzieckiem, a nimi
przecież nie jesteśmy, a Jared już w ogóle.
- Znowu zaczynasz? Wiesz, co ci powiem? Kiedy ja się nie
zgodziłam z twoim zdaniem, potraktowałeś mnie złośliwie, ale mnie na to nie
stać, widząc, jak bardzo jesteś niezdecydowany. Za kilka dni wyjeżdżamy, a ty
nadal jesteś w proszku. Podejrzewam, że moja siostra szybciej spakowałaby swoje
walizki na podobną eskapadę, a jest przecież o wiele młodsza od ciebie. Nie
patrz tak na mnie, sam przecież doskonale wiesz, że mam rację. Siadaj. –
wskazałam mu łóżko, na którym jako pierwsza przysiadłam.
Słuchając mojej tyrady, opadła mu szczęka. Cóż, nie
nawykł jeszcze do tego, że w pewnych sprawach uważałam wyperswadowanie pewnych
kwestii za pierwsze primo. Opadł na łóżko, patrząc na mnie.
- Hej, kochanie, spokojnie. Rozumiem, że nie jesteś
przyzwyczajona do tego wszystkiego, ale sprawimy, że szybko się to zmieni.
Wiem, że masz cięty język, już mi to zdążyłaś pokazać, ale naprawdę nie musisz
być wobec mnie tak jadowita.
- Nie jestem jadowita. – natychmiast zaprzeczyłam – To nie
jest tak, jak myślisz. – pokręciłam głową ze zrezygnowaniem. – Po prostu nie
chciałabym dłużej żyć w ciągłym poczuciu zagrożenia. W ten sposób też się
bronię, zamykając za murem dookoła siebie. Naprawdę, nie jestem dzieckiem. Już
nie, to się zmieniło. Nie potrzebuję rodzica, którym ty ciągle chcesz dla mnie
być. Twoja wczorajsza reakcja, kiedy powiedziałam, że boję się tego, co jeszcze
może się między nami zdarzyć, przypomniała mi strach, malujący się na twarzach
moich rodziców, kiedy zakomunikowałam im, że mój wyjazd tutaj jest całkowicie pewny i przemyślany.
- Przepraszam. Jeśli tak to odebrałaś, że wciąż traktuję cię
jak ojciec swoją córeczkę, jest mi przykro. Chciałbym zapewnić ci
bezpieczeństwo, tak, żebyś nigdy więcej nie mogła powiedzieć, że czujesz lęk.
Wiem, że jeśli mówisz o uczuciach, nie kłamiesz. Mam pomysł. – Jared uśmiechnął
się w moim kierunku. – Może po prostu ustalmy rozejm. I bądźmy dla siebie jak
dwoje partnerów. Dorosłych, wspólnie podejmujących decyzje, traktujących się z
szacunkiem, ale też opiekujących się nawzajem, nie jak dzieci, tylko jak dwoje
dojrzałych ludzi.
Po chwili zastanowienia pokiwałam głową. Wydawało mi się to
dość dobrym pomysłem, tym bardziej, że za dzień, nie, dwa, mieliśmy żyć już w
trasie, a zarówno on, jak i ja nie potrzebowaliśmy rozstroju nerwowego w tym
czasie. Miał być to czas wytężonej pracy, dbania o głos w jego wypadku,
musieliśmy być wyspani i gotowi na to, że czekają nas wyzwania, do których
nigdy jeszcze nie miałam okazji przywyknąć. Owszem, bałam się, ale to była
najwyższa pora, by wreszcie odrzucić dziecięcy strach. Dorosłam, sama przecież
powtarzałam sobie, że stałam się innym człowiekiem, więc teraz chcę, by było to
widać nie tylko w tym, w jaki sposób myślę, ale także w tym, jak się zachowuję.
- Pasuje mi. – wyciągnęłam w jego stronę dłoń, którą
uścisnął. – A teraz pokaż te ubrania i miejmy to z głowy, nim przyjedzie twoja
mama.
- Okej. – Jared uśmiechnął się. – Zobacz, nie wiem, którą
koszulę albo koszulkę wybrać. Wiem, że lecimy dość długo, jeszcze z przerwą w
Nowym Jorku i powinienem czuć się wygodnie, ale zakładam, że paparazzi pojadą
za nami na lotnisko, a potem tam będą nas obserwowali.
- Nie możesz być po prostu sobą? Nie przejmuj się.
Jakkolwiek będziesz wyglądał i będziesz się z tym dobrze czuł, nikt nie ma
prawa zabronić ci czegokolwiek. – uśmiechnęłam się - Zwykle nosisz się bardzo
nietypowo lub mało typowo, zakładam, że zapakowałeś podobne rzeczy i nagle
wymyśliłeś, że koniecznie musisz się ubrać jak należy, co ci strzeliło do
głowy? Przecież to nie jest gala Oscarowa, prawda? Powinniśmy chyba zmierzyć ci
cukier, może masz hipoglikemię? – wiem, że to może i nie było zbyt dobre
porównanie, ale kiedy tata zachorował, od razu podszkoliłam się w temacie
zapobiegania niektórym objawom, doraźnego postępowania i reagowania na wszelkie
sytuacje, związane z cukrzycą i poziomem cukru we krwi. Pamiętałam, że kiedy
zaczynał przesadzać, kombinować, zmieniać nagle zaplanowane decyzje, jednym
słowem myśleć niezbyt trzeźwo, wiedziałam, że jest to sygnał alarmowy.
- Nie, chyba nie. – z wolna pokręcił głową. – W sumie,
Oscary to zupełnie inna liga. Ale sama to wiesz.
- Więc widzisz. Po co robisz z oczywistej igły gigantyczne
widły? Doskonale sam wiesz, co jest dla ciebie dobre. Łap. – podeszłam do
szafy, rzucając mu jedną z koszulek, białą, bawełnianą i całą w drobniejszych
lub większych dziurkach, celowo wydartych w materiale. – Ta mi się podoba.
W momencie, kiedy Jared złapał cienki T-shirt, odkładając go
na stosik rzeczy na podróż, a chwilę później zostawiając mnie samą, zabrałam
wieszaki i z powrotem umieściłam je w szafie. Nie wracał przez dłuższy moment,
więc zeszłam na dół, rozglądając się, gdzie go poniosło. Pierwotnie uznałam, że
skoro temat został zamknięty, zajął się czymś innym, jednakże gdy zeszłam na
dół, zobaczyłam Constance, bawiącą się z Ellą. Drzwi do domu były otwarte, a z
podjazdu dobiegały dźwięki silnika samochodu i szuranie opon o asfaltową płytę.
Wyglądało na to, że Jared przestawia auta, ale z jakiegoś
powodu nie zawołał mnie na dół. Albo nie usłyszałam go krzyczącego, co było
bardziej prawdopodobne.
- Dzień dobry. – uśmiechnęłam się, podchodząc do Constance,
która natychmiast podniosła się z miejsca, ku niezadowoleniu Elli, miauczącej
wniebogłosy i chcącej zwrócić na siebie uwagę. Nigdy nie była aż tak hałaśliwa, co mnie zaskoczyło.
- Witaj, moja droga. – uściskałyśmy się mocno, po czym obie
przyklękłyśmy nad łaszącą się Ellą. - Od kiedy macie kota? Nie chwaliliście
się, Shannon też nic nie wspominał…
- Możliwe, że zapomniał. Kiedy tutaj był, widział wszystkie
rzeczy dla niej, ale jeśli się boi, od razu chowa się jak najwyżej, więc
możliwe, że przy ilości ludzi, jaka była tu ostatnio podczas narady
przedwyjazdowej, uciekła do zacisznego kąta.
- Jared jest raczej za psami, więc zakładam, że to twoja
inicjatywa, dobrze myślę?
- Tak, to Ella, kotka rosyjska błękitna. Adoptowaliśmy ją
jakiś czas temu i jak widzisz, dobrze jej tutaj. Jay bardzo ją polubił, kiedy
tylko ma wolniejszą chwilę, bierze ją na ręce i głaszcze.
- Przekonałaś go do innego zwierzęcia? Jestem zaskoczona,
ponieważ jeszcze do niedawna nie mógł przeboleć straty Sky’a.
- Najwyraźniej dogadaliśmy się oboje. – uśmiechnęłam się do
Connie, która również obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem. – Jared proponował ci
już coś do picia?
- Tak, ale podziękowałam. Chciałam zaczekać na was oboje.
- Może usiądziemy tutaj, w salonie? Jest chłodniej niż w
ogrodzie. Przyniosę coś, co przygotowałam i sok, może być?
- Oczywiście.
Szybko pobiegłam po schodach na górę, pozostawiając
Constance z Ellą. Kątem oka zauważyłam, że wzięła ją na ręce, na co ta zupełnie
rozluźniła się, rozpływając na rękach. Jeśli tak zareagowała na jej pieszczoty,
nie miałam większych obaw, by zostawiać ją pod jej czułą opieką. Zresztą,
podejrzewałam, że jeśli nie tylko ja nie mam obiekcji, Jared prawdopodobnie
również nie będzie protestował.
Wbiegając do kuchni, wyciągnęłam krem z lodówki i nałożyłam
go do wcześniej przygotowanego z boku rękawa. Na początku chciałam zrobić na
babeczkach dekoracyjne wzory, jednak nie miałam czasu i nawet nie wiedziałam,
czy mamy w domu szprycę z wymiennymi końcówkami. Dość szybko nałożyłam na
muffinki warstewkę kremu, posypując wszystko pospiesznie wyjętymi z szafki
kawałeczkami surowych ziaren kakao.
- Tu jesteś. – Jared zajrzał do kuchni – Szukałem cię. –
uśmiechnął się.
- Mogłabym powiedzieć to samo, gdzie zniknąłeś? Weźmiesz
talerzyki i szklanki na dół? – wskazałam mu tacę, na której wcześniej w
przypływie pomysłów przygotowałam zastawę. – Ja zniosę dzbanek i słodkości.
Kiedy już wspólnie zeszliśmy po schodach, Constance wygodnie
siedziała na jednej z kanap z Ellą, rozłożoną wygodnie obok niej. Nasza kicia
najwyraźniej przysnęła, wykorzystując chwilę. Cóż, od momentu, kiedy pojawiła
się w domu, urosła i zaczęła uważać, że każdy mebel, na który może wskoczyć,
jest w jej posiadaniu. Czasem przekładaliśmy ją z sofy na jej legowisko, ale
tylko wtedy, gdy miała zbyt długie pazurki.
Jared rozstawił wszystkie talerzyki i szklanki, praktycznie
cały czas pałając radością. Cóż, w momencie, kiedy dogadaliśmy się i
wyjaśniliśmy sobie, jakie tak naprawdę oboje mamy potrzeby, pozbyliśmy się
niepotrzebnego obciążenia psychicznego. Teraz czekało nas tylko znalezienie
złotego środka, ale na to mieliśmy całkiem sporo czasu. Jednak było też coś, co
przyszło mi na myśl: nie chciałam, by stał się kimś, kim nie jest, wiedziałam,
że z wieloma rzeczami jestem w stanie poradzić sobie całkiem sama, ale… miałam
przeczucie, że Jared stał się znacznie spokojniejszy, niż człowiek, o którym
opowiadały mi Emma z Shaylą i Dai na zmianę. Nie chciałam zrobić z niego pantoflarza.
- Opowiadajcie, co tam u was? – Constance upiła łyk soku.
- Pojutrze wylatujemy do Londynu. Nia odwiedziła też swoją
byłą nauczycielkę. – Jared wykorzystał to, że nie musiał mówić Connie całej
prawdy, jednak to, co powiedział, nie było również kłamstwem.
- Teraz już jesteśmy z Carmen – uśmiechnęłam się, wtrącając
– koleżankami po fachu, ale tak naprawdę to dzięki niej mieliśmy szansę poznać
się. Musiałam opowiedzieć jej, że wylatuję i przywiozę ze sobą na pewno całą
masę nowych prac.
- Och, to cudownie. Wykorzystajcie ten czas mądrze. Wiem, że
będziecie w trasie, ale każda wolna chwila jest cenna, szczególnie dla was
dwojga. Nie dajcie się zjeść paparazzim.
- Mamo, to nie do końca tak. Będziemy uważali, ale chcę
pokazać Nii wszystkie te miejsca, które już znam, a zresztą: Nia, czy ty się
boisz fleszy? – zwrócił się do mnie. – Przecież pracujemy z nimi non stop.
- Niekoniecznie. Ale jeśli będą zbyt nachalni…
Jedyną wadą pracy dla mediów było to, że dziennikarz lub
fotograf zmuszony był do pracy na zawołanie. Jeśli coś się działo, taki
człowiek musiał być w danym miejscu i o danym czasie. Jeśli nie, traciło się
gigantyczne zlecenia. Z tego również powodu współczułam nieco Klausowi, a to
dlatego, że jeśli dostanie w końcu umowę, będzie musiał tańczyć tak, jak zagra
mu jego naczelny, lub naczelna. Niewielu dziennikarzy, których znałam, mogło
pozwolić sobie na pełną niezależność.
- Z tym też sobie poradzimy. – Jared uśmiechnął się
zagadkowo. – Nie będziemy się chowali, ale nie będziemy też wystawiali się
nadmiernie na widoki ciekawskich oczu, tak jak powiedziałaś, mamo, każda chwila
jest dla nas cenna.
Co on miał na myśli? Owszem, wspominał mi na samym początku,
że chce pokazać mi kawałek świata, ale czy to była zawoalowana aluzja do jego
słów?
Mężczyzna wziął jedną z babeczek z dużego półmiska, sekundę
później wgryzając się w nią. Niestety, ale to, co stało się chwilę później,
było zarazem przekomiczne i przykre.
- Znowu to samo… - Jared mruknął z wyraźnym niezadowoleniem,
odkładając nadgryzioną muffinkę na talerzyk. – Nia, to jest naprawdę świetne,
ale krem nie ułatwia mi zadania. Nie wystarczy, że myję włosy, teraz jeszcze
muszę myć brodę. – na poskręcanych, ciemnych włoskach znalazła się „śmietana”
kokosowa, która tak go zirytowała. Cóż, doskonale wiedział, że jedzenie bez
widelczyka deserowego, z którego z góry zrezygnował, będzie z lekka ryzykowne,
ale musiał się z tym pogodzić.
- Nie uważasz, że ta broda zaczyna żyć własnym życiem? –
Constance popatrzyła na syna z powątpiewaniem. – Jest nieco przydługawa.
Przydługawa? To chyba mało powiedziane. Ostatnio wydawało mi
się, że zaczyna przypominać typowy las namorzynowy: gęste skupisko roślin,
przypominających splątany busz.
- Przeproszę was na momencik, nie czekajcie na mnie. – słysząc te słowa, Jared natychmiast wstał z
miejsca i pomaszerował w stronę schodów, na których zniknął.
- Ciekawe, co wymyślił. – uśmiechnęłam się do Constance,
która ugryzła muffinkę. – Pyszne. Zgaduję, że sama piekłaś, bo Jared zawsze
grymasi, jeśli wypieki nie są domowe.
- Pomagał mi. – uśmiechnęłam się z dumą. Nieważne, że
„pomoc” ograniczyła się do wyjadania kremu, a potem przygotowania puddingu,
uważałam to za coś ważnego. Drobiazg, gotowanie – z pozoru codzienna sprawa, a
jednak. To właśnie tak proste sytuacje zbliżały ludzi do siebie, co do tego nie
miałam żadnych wątpliwości.
- Mam nadzieję, że przy tobie trochę się uspokoi i znajdzie
wreszcie dystans między pracą a rodziną. Wiem, że bardzo zależy mu na tym
wszystkim, co już osiągnął, ale myślę, że w jego wieku chyba powinien już
pomyśleć o zwolnieniu tempa. Jak długo da sobie radę z utrzymaniem na barkach
wszystkiego?
- Connie… - zaczęłam mówić – Wbrew pozorom, Jared radzi sobie
świetnie. Pomagamy mu w tym wszyscy, jesteśmy przy nim zawsze wtedy, gdy nas
potrzebuje: ja, Emma, Diana, Jamie, Shayla, Adair, Yasir, wszyscy. A gdybyś
widziała, co robi w chwilach, zupełnie niepodobnych do tej, podejrzewam, że
mogłabyś być mocno zaskoczona. On nic sobie nie robi z upływających lat, jest
sobą i korzysta z życia najlepiej, jak tylko się da. Ostatnio razem pływaliśmy,
a jeszcze wcześniej, jakieś dwa tygodnie temu – nie chciałam jej mówić i
niepotrzebnie martwić, że w międzyczasie pokłóciliśmy się - zabrał mnie na
wędrówkę po fragmencie szlaku pacyficznego.
Wiem, nie wspominałam o tym wcześniej, ale w natłoku zajęć i
planowania wyjazdu, a później tego nieporozumienia zupełnie zapomniałam, że
Jared wyciągnął mnie w góry. Dobrze, że przywiozłam ze sobą porządne buty do
wędrówek, bo bez nich mogłoby być ciężko. Wyjechaliśmy z LA bardzo wcześnie
rano, kiedy wszyscy normalni i szanujący weekendy ludzie jeszcze spali, żeby
zdążyć wejść na szlak o odpowiedniej porze. Od bardzo dawna nie byłam w górach,
co sprawiło mi mnóstwo radości. Owszem, jako nastolatka jeździliśmy z rodzicami
do Picos de Europa i gór w Andaluzji, ale to, jak spędzaliśmy tam czas z małą
Clarą było niczym w porównaniu do tego, co wymyślił Jared. Z miasta nie było aż
tak daleko do szlaku, jednak to, co zastaliśmy na nim: czystą, niczym
nieskażoną naturę, zachwyciło mnie do tego stopnia, że choć nie przepadałam za
fotografią przyrodniczą, nie omieszkałam zrobić zdjęć. On też cieszył się z
naszej wędrówki, w miejscu, w którym szczególnie dbano o zrównoważone zużycie
zasobów naturalnych – tematowi bliskiemu jego sercu. W domu pokazywał mi film,
który nakręcili podczas przygotowywania jednego z teledysków na Grenlandii – A
Beautiful Lie. Jakim cudem nie odmarzły mu uszy podczas grania tam bez czapki,
podobnie jak Tomo i Shannonowi? Oczywiście, było już po temacie, jednak przez
moment jego brak rozsądku rozczarował mnie. Ale tego właśnie nabiera się wraz z
doświadczeniem życiowym i upływającym czasem.
Wróciliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi jak nigdy. A mały
piknik, który urządziliśmy sobie na ustronnej polance sprawił, że wycieczka
stała się jeszcze przyjemniejsza. Pogryzając suszone owoce, rozmawialiśmy o
wszystkim i niczym, o oczekiwaniach względem wyjazdu, różnych przemyśleniach,
Jared podpowiadał mi też, czego mniej więcej mogę spodziewać się w miejscach, w
których będziemy, a ja w zamian opowiadałam mu o moim rodzinnym mieście i tych
regionach Hiszpanii, w których byłam i znałam. Widać było, że wyraźnie
zainteresował się tematem różnorodności każdego z regionów, więc po powrocie
oglądaliśmy jeszcze zdjęcia na stronie promującej kraj, z którym przyszło mi
się pożegnać.
Usłyszałyśmy tupot stóp: Jared postanowił wreszcie zejść na
dół, jednak gdy wszedł do pokoju, natychmiast odwróciłyśmy się z Constance w
jego stronę. Podobnie jak jego mamie, na widok Jareda opadła mi szczęka.
Jeszcze nigdy nie widziałam go takiego… och. Kiedy już usiadł obok nas, cały
czas nie mogłam wydobyć z siebie słowa. To, co zrobił, odjęło mu całą masę lat.
Patrzył na nas badawczo, miał na głowie
mocno zaczesane włosy, związane w ciasny koczek, a co najważniejsze: pozbył się
zarostu - na brodzie pozostał tylko króciutki, jedno-, góra dwudniowy meszek.
- Jared… - Constance, nadal oniemiała, z trudnością wydobyła
z siebie kilka słów. – Wyglądasz… cudownie. Taki odmieniony.
- Jak pięknie. – zawtórowałam jej. – Wspaniale… Wiesz, co to
znaczy?
- Mam wrażenie, że jeśli ukryję tą zmianę do pierwszych
koncertów, może być dość zabawnie. – Jared uśmiechnął się szeroko. - Nia, wiesz,
gdzie mogę kupić sztuczną brodę? Miałaś pewnie dostęp do takich narzędzi,
prawda?
- Może tak, może nie… - odparłam zagadkowo, zawieszając
głos. Connie patrzyła na nas jak w obrazek.
- A nie mówiłam, że jesteście dobraną parą? Mam nadzieję, że
szybko doczekam się wnuków.
- Wnuków?!? – tym razem to Jared oniemiał. Czy on nie chciał
mieć dzieci? Widziałam przecież w Internecie tyle zdjęć, na których brał na
scenę dzieci, mniejsze biorąc na ręce lub na ramiona, a większym pozwalał
siadać na scenie i patrzeć, jak gra… Czy to ja chciałam dziecka? Tak wcześnie?
Był to temat, którego wolałam nie poruszać w chwili obecnej.
- Może lepiej… - urwałam, czując na sobie spojrzenia obojga.
– Na razie o tym nie mówmy, zaraz jedziemy w trasę, będziemy pracowali, myślę,
że teraz ten temat nie przysporzy niczego dobrego, a nie chciałabym żegnać się
z tobą na jakiś czas w kłótni. – zwróciłam się do Constance. – Jest to ważny
temat, poważny krok w życiu, a my nawet nie jesteśmy małżeństwem. Nie chcę
zmuszać Jareda do niczego. Sama też nie chcę robić niczego na siłę.
W pokoju zapadła niezręczna cisza. Do tej pory traktowaliśmy
pewne sprawy jak surowe jajko, obchodząc się z nimi nader ostrożnie, ale
wiedziałam, że wkrótce czekają nas poważne decyzje, zakrawające na miano
rewolucji.
- Mamo, mogłabyś zająć się Ellą, kiedy nas tu nie będzie? –
Jared natychmiast przejął temat, zgrabnie go zmieniając. – Widzę, że patrzysz
na nią co chwilę, zresztą nie bała się ciebie od wejścia, nie syczała, więc to
pokazuje, że polubiła i ciebie.
- Macie w domu wszystkie rzeczy dla niej? Mogłabym zabrać
Ellę nawet od razu, kiedy będę wracała, tylko musicie mi wszystko spakować.
Dokończyliśmy deser, zostawiając po wszystkim naczynia na stole.
Rozmawialiśmy jeszcze przez jakiś czas o Elli, na co Constance powinna uważać,
dodając, że nie powinna się zdziwić, gdyby znalazła ją w łazience lub w kuchni,
pijącą wodę prosto z kranu. Nasza kicia nauczyła się, że najprościej jest
zwrócić naszą uwagę wtedy, kiedy robi coś, czego normalny kot nawet by nie
spróbował. Zresztą, nie byłoby to nic dziwnego, gdyby dodatkowo nie okazało
się, że Ella najnormalniej w świecie umie polować… Choć była trzymana w domowej
hodowli, instynkt łowcy okazał się silniejszy i któregoś razu znalazłam ją
siedzącą i czyszczącą się na progu przed małą jaszczurką, leżącą na tarasie.
Dobrze, że ogrodzenie za żywopłotem było na tyle wysokie, by nie mogła wydostać
się z ogrodu podczas zabaw, bo inaczej moglibyśmy mieć w domu coś więcej, niż
tylko jaszczurkę…
O dziwo, Jared zareagował zaskoczeniem. Nie wiedział, że
Ella podczas naszej nieobecności najspokojniej w świecie zachowuje się tak, jak
tylko może robić to zwykły dachowiec. Cóż, niespodzianka. Niedługo później
nosiliśmy już do samochodu Constance kosz dla Elli, wyczyszczoną kuwetę, zapas
żwirku, jedzenia, jej miseczki, drapak, ładując do bagażnika wszystko, co
mogłoby się przydać. Został jedynie transporter, do którego odwiedzenia trzeba
było ją zachęcić.
Nasza kicia z braku przestrzeni, w której mogłaby zasnąć,
rozłożyła się na jednej z półek na ścianach, więc ostrożnie, starając się jej
nie obudzić, prawie że jak dziecko wzięłam na ręce, przenosząc ją do otwartego
przez Jareda kojca. Kiedy pogłaskałam ją po łebku, maleńkim, szarym i pokrytym
przepięknym, miękkim futerkiem, Ella ziewnęła, zwijając się w kłębek i dalej
smacznie spała. Ciężko było mi się żegnać z moim skarbem, dzięki któremu w
Labie mieliśmy nieco więcej życia wśród tych surowych, białych ścian. Miałam
nadzieję, że zaraz po powrocie będę mogła się wtulić w jej miękkie futerko.
Kiedy Constance odjeżdżała, posmutniałam. Zabierała ze sobą
matczyną troskę i ciepło, ale wiedziałam, że wystarczy jeden telefon i wszystko
to wróci. Z drugiej strony nie chciałam, by te uczucia zapewniał mi Jared. Nie
wiem, czego tak właściwie w sumie oczekiwałam. Miałam wiele myśli, mniej, lub
bardziej mieszanych, a już w ogóle tych pełnych pytań. Zupełnie nie zdawałam
sobie sprawy z tego, co miało nas czekać po drugiej stronie świata.
Ci wszyscy
ludzie, którzy już niedługo mieli nas otaczać, nie wiedzieli kompletnie o tym,
że jesteśmy ze sobą tak blisko. Byłam wręcz pewna, że nawet Emma, pomimo tego,
że spędzałam z nią i Dai większość czasu w pracy nie rozumiała, jaka nić
zawiązała się pomiędzy nami. Z pewnością mogłam liczyć na niezapomniane
wrażenia i wiele wspomnień. Obiecywałam sobie naprawdę wiele i miałam nadzieję,
że nie zawiodę się na własnych oczekiwaniach. Praca pracą, cieszyłam się, że ją
mam, ponieważ mogłam już pozwolić sobie na więcej dzięki pensji i wszystkiemu,
czego potrzebowałam do szczęścia. Carlene również dzięki mnie musiała zmniejszyć
liczby klientów, dla których szyła, ponieważ poprosiłam ją o pomoc w doborze
garderoby na europejską podróż. Bądź co bądź, miały to być trzy miesiące poza
nowym domem, w różnych warunkach i na różne okazje; w pracy miałam nosić się
tak, jak reszta crew, ale w międzyczasie chciałam zacząć odcinać się od ciągłego
ubierania bluz i dżinsów. Skończyły się czasy studenckie, kiedy to ubierałam
pierwsze lepsze, czyste ubranie, wychodząc na zajęcia. Zresztą widziałam
reakcje Jareda, kiedy to pojawiałam się przed nim w sukience lub naprawdę
wąskich rurkach. Ci mężczyźni, typowe… Ale jemu mogłam wybaczyć, w końcu
byliśmy ze sobą naprawdę szczerzy.
------------------------------------------------------------------------------Witajcie,
Mogę z czystym sumieniem przyznać, że od koncertu Marsów w moim życiu nastąpiło wiele bardzo ważnych zmian. Muszę też powiedzieć, że gdyby nie doświadczenia ostatnich miesięcy, które zakończyły się niezmiernie pomyślnie i osoba, którą poznałam całkiem niedawno, a która to bardzo mocno mnie wspiera, nie mogłabym tworzyć dalej, a bardzo tego chcę. Chyba bardziej, niż czegokolwiek innego.
Jak zdążyliście się zorientować z rozmowy z Constance, niedługo Marsi z Nią wyjeżdżają w trasę. Chcę tylko w tym miejscu uprzedzić tych, którzy wiedzą dokładnie, lub zechcą sprawdzić, jak przebiegała trasa Love Lust Faith + Dreams, że miejsca oraz daty kolejnych koncertów w tej historii nie pokryją się z rzeczywistymi. Podobnie będzie z wydarzeniami, osobami oraz wszelkimi sytuacjami. Przepraszam więc z góry wszystkich, którzy oczekują ode mnie idealnej rekonstrukcji wydarzeń, liczę na to, że nie obrazicie się na wariację, jaką dla Was zaplanowałam.
Dziękuję, że jesteście.
S.
och, och, och. dzieciaczki. no w końcu nie dziwię się Constance, każda matka chce mieć w końcu wnuki! w zasadzie taka powinna być kolej rzeczy. zastanawiam się czy Connie w życiu prawdziwym czasem nie żałuje jakby nie patrzeć, że żaden z jej synów nie ma dzieci... tylko kariera, kariera. można to usprawiedliwić, że taką sobie drogę życiu wybrał, ale kurde... pewnie by chciała poniańczyć małe dzieciątko. :3
OdpowiedzUsuńco do ich sprzeczki na początku, Dżarek ubiera się typowo-nietypowo, masakra. czasem zastanawiam się co się z nim stało, bo jeszcze niedawno ubierał się całkiem ok, teraz mogę powiedzieć, że trochę jak bezdomny... mój kolega po moich snapach, które wysłałam mu z koncertu powiedział, że to 100% bezdomny, coś w tym jest albo może przez to, że on nie lubi Dżarka tylko go toleruje ze względu na mnie? zresztą, niech się ubiera jak chce, to w sumie już mało ważne, tak jak powiedziała Nia - nie jest to gala Oskarów. a ona, no powinna się stroić, kusić go trochę - strój to obrazek kobiety, jak się prezentuje, można uznać też, że wizytówka jej faceta. chyba, nie wiem... czasem mi się wydaje, że kobieta ma tylko ładnie wyglądać i pachnieć.
co do trasy - pisz jak chcesz, to Twoja historia, a nie rzeczywistość. w fikcji literackiej można nagnać fakty do woli, możesz nawet napisać tu cuda niewidy, a będzie okay. przecież to opowiadanie, a nie reportaż z koncertu albo trasy... powinnaś się tym absolutnie nie przejmować :D bardzo lubię Twoje opowiadanie, jest takie... świeże, pocieszne, takie obyczajowe. dobre jak serial co czekasz na kolejny odcinek albo sezon.
pozderki, xoxo
Nawet nie wiesz, jak zrobiło mi się ciepło na serduchu, widząc taki elaborat. Dziękuję!
UsuńJared to Jared: to, co robię z nim tutaj, to nie jest rzeczywistość - i chwała niebiosom za to, bo nie potrafiłabym zestawić ubrań tak, jak robi to on - ale muszę się trochę pokłócić między nim a Nią o to, bo dziewczyna chce wyrosnąć z dżinsów... a przy nim nie może. Whoops, to chyba spojler był.
Nevermind.
Trasa: wiem, że mogę naginać fakty, ale wolałam utwierdzić w przekonaniu o tym wszystkich, żeby później nie usłyszeć: "ale to nie było tak, to jest inaczej, nie, bo to miało być tak" - to środek bezpieczeństwa :)
Cieszę się, że lubisz tą historię, ale że jest jak serial, to nie wiedziałam. Mam nadzieję, że nie jak Moda na sukces... ;)
S.
Moda na sukces nie, bardziej jak moje ukochane Orphan Black ♥
UsuńI co ja ci mam napisać, kochana? Ogolony Jared, Connie domagająca się wnuków, zbliżająca się trasa... Coraz niecierpliwiej czekam na dalszy ciąg bo właśnie trasa ciekawi mnie najbardziej, nawet jeśli troszkę już o niej wiem :) I Ella... w twoim opowiadaniu kot traktowany jest lepiej niż mój, pewnie to dlatego że średnio lubię zwierzęta, ale wiem, po prostu wiem, że Connie cudownie się nią zajmie. Znając ją, pewnie nie będzie chciała jej oddać :D
OdpowiedzUsuńDobrze, że Nia dorasta jeśli chodzi o ubrania :D I dobrze, że w tym względzie tonuje trochę Jareda jak podczas szykowania się na podróż. Ale wolałabym, żeby w prawdziwym życiu przykładał więcej uwagi do tego co na siebie wrzuca.
Co jeszcze mam ci napisać? Lubię to opowiadanie, po prostu je lubię :D Za tę zwyczajność Nii jako młodej kobiety, za jej pasję do fotografowania, za to, że jest za Madrytu (Hala Madrid! Hala Madrid!), ale... Daj tej dziewczynie dorosnąć. Niech przestanie być taka grzeczna. Jest młoda, niech się tym cieszy. I Jaredem :D
Pozdrawiam, całuję i ściskam :)
Z.
Nia dorasta, czy pamietasz tą samą dziewczynę sprzed kilkunastu rozdziałów? Więc tak, ona potrzebuje sporo czasu, ale na pewno mądrze z niego skorzysta.
UsuńJared i kwestia ubrań: to, co robi w rzeczywistości, pozostawia wiele do życzenia, ale u mnie jest to jeszcze ten moment, kiedy nie zdążył oszaleć ;)
A co do Elli... może kiedyś dopuszczę ją do głosu, a raczej miauknięć o stosownym znaczeniu i będzie wiadomo, gdzie jej lepiej...
Dziękuję Ci za wsparcie <3
S.
Cieszę się że wszystko potoczyło się po twojej myśli ;-) a co do rozdziału - różnica priorytetów powoli wychodzi - nie dziwi że młodość ma chęć poznania a daleko jej do takiej stabilizacji - natomiast C. tupot małych nóżek to dopiero było by coś. Co do J. to on chyba sam do końca nie wie czego chce. Jedno jest pewne bardzo mu zależy na ich związku - tylko musi nauczyć się pozwolić jej oddychać własnym powietrzem
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
-K.B.
A i znowu zapomniałam odp na twoje pytanie - to fikcja więc pisz jak chcesz i czerp z tego przyjemność a wtedy wyjdzie z tego fantastyczne dzieło
OdpowiedzUsuńRaz jeszcze pozdrawiam
-K.B.
Wiele przemawia za tym, że zarówno Jared, jak i Nia pragną tego samego, ale do celu chcą podążać różnymi drogami, które nieraz będą ze sobą się kłóciły. Dobrze jednak, że mają wsparcie bliskich.
UsuńDziękuję za wszystkie słowa, wiele dla mnie znaczą :)
S.
Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńPiszesz genialnie
Masz cudowne pomysły
a ta historia jest boska:*
mam nadzieję że, niedługo dodasz kolejny
już nie mogę się doczekać co będzie dalej
Mela
Bardzo dziękuję za te słowa :)
UsuńGdyby nie ludzie, którzy mnie inspirują i są przyczyną, dla której wiem, że mam dla kogo pisać, nie byłoby tego wszystkiego. Kolejny rozdział - mam nadzieję, że będzie ciekawy - opublikuję wkrótce, ponieważ nie jestem w życiu zajęta tylko blogiem i mam jeszcze trochę pewnych spraw na głowie.
S.