Kiedy dotarliśmy do Zurychu, wszystko wskazywało na to, że
prześpimy pół dnia. Energia, jaka buzowała w Nightlinerze, którym znów
jechaliśmy, sprawiła, że siedzieliśmy w środku nocy, poubierani w piżamy przed
konsolą, na której na zmianę graliśmy: Tomo z Shannonem w jednej drużynie, a ja
z Jaredem i Emmą, z którymi współdzieliłam pad - w drugiej. Graliśmy w jakąś
grę, wyścigi w terenie, ale cały szkopuł polegał na tym, że bez drugiej drużyny
nie mogliśmy dalej przechodzić do kolejnych zawodów. Jakoś nieszczególnie
bawiło mnie ciągłe wygrywanie z komputerem… Słyszałam zgrzytanie zębów Shanna,
kiedy Jared akurat rujnował mu plany.
Cóż, dobrym kierowcą trzeba się urodzić. Kiedy wreszcie
skierowaliśmy się do naszych sypialni, było już dobrze po trzeciej nad ranem.
Słońce miało niedługo wstać, w Zurychu mieliśmy być około ósmej rano, ponieważ
ze względu na roboty drogowe kierowca zdecydował się jechać dłuższą trasą –
jeśli rzecz jasna nie natrafimy po drodze na korek lub inne nieprzewidziane trudności.
W innych autobusach, jadących przed i za nami wszyscy z pewnością spali. Tak
przynajmniej zakładałam.
Jared siedział zawinięty po uszy pod kołdrą, pijąc herbatę z
kubka termicznego, jednego z tych niekapiących ze słomką. Skarżył się już
wcześniej, zaraz po drobnych przekąskach na drugie śniadanie, że coś drapie go
w gardle, pewnie ze względu na to, że w czasie koncertu trochę zaszalał podczas
części akustycznej, a jeszcze wcześniej pił lodowatą zieloną mrożoną herbatę, ale
nie przypuszczałam, że w ciągu kilkunastu godzin sprawa będzie aż tak poważna,
że nie będzie mógł powiedzieć wiele bez kaszlu i skrzeczenia. Nawet, kiedy dużo
krzyczał podczas koncertów do mikrofonu, nie brzmiał po nich tak, jak teraz.
Emma, słysząc, jak Jared usiłuje się komunikować podczas wspólnego lunchu, natychmiast
wezwała lekarza i była gotowa powiadomić organizatora o zmianach planów. Usłyszeliśmy
pukanie do drzwi, więc podeszłam otworzyć.
- Dzień dobry. Mogę wejść? – ciemnowłosy mężczyzna z dużą,
czarną torbą w ręku stał pod drzwiami, trzymając w ręku niewielką karteczkę.
- Oczywiście. Proszę. – wpuściłam mężczyznę do środka,
zawieszając na drzwiach karteczkę z napisem „Nie przeszkadzać”.
- Dzień dobry panu. – przywitał się z Jaredem, na co ten
skinął mu głową, ledwie mogąc się odezwać. – Jestem lekarzem, przyjechałem z
kliniki uniwersyteckiej.
Choć lekarz był dość młody, widać było, że profesjonalnie
podchodził do rzeczy. Postawił na stole swoją torbę, z której wyciągnął
stetoskop, termometr na podczerwień, taki sam, jak mama używała w domu w
Madrycie; zapakowaną w plastik jednorazową szpatułkę i coś, przypominającego
wyglądem nieco dłuższą baterię, po czym usiadł na krześle. Jared ściągnął
kołdrę z głowy, ale nadal opatulał się nią, poza tym pod spodem miał ubrany
sweter z wielkim napisem Who the f#%k is
Bartholomew Cubbins – no oczywiście, znowu to samo - i długie spodnie, więc
już na pierwszy rzut oka widać było, że marzł. Usiadłam przy nim na kanapie,
biorąc od niego kubek i odstawiając na stoliczek do kawy przy sofie.
- Podasz mi chusteczki, proszę? – wychrypiał, na co
skróciłam jego cierpienia. Odsunęłam się na moment, kiedy hałaśliwie
wydmuchiwał nos, ponieważ nadal nie wiedziałam, czy nie jest to coś
zaraźliwego.
- Dobrze, proszę powiedzieć mi, co się dzieje.
Jared spojrzał na lekarza tak, jakby ten kompletnie nie
zdawał sobie sprawy z tego, że nie może mówić. Siedząc obok niego, widziałam,
że cierpi, nie mogąc korzystać z głosu, tak cennego dla niego.
- Może ja powiem… - wtrąciłam się, widząc nietęgą minę Jaya.
– Jared stracił głos, jak widać, poza tym źle się czuje, nie wiem, co to jest,
bo jeszcze wczoraj byliśmy w Cannes, gdzie wszystko było w porządku.
- Rozumiem. Dobrze, zobaczymy, co się tu dzieje. – lekarz
wziął w rękę termometr i usłyszeliśmy piknięcie, po czym lekarz zapisał na
karcie wynik. – Ma pan lekki stan podgorączkowy, więc od razu powinniśmy zbić
temperaturę.
- Jay, to ja może zaczekam tam. – wskazałam na drugi pokój,
uśmiechając się. – Trochę komfortu nie zaszkodzi.
- Dziękuję. – Jared posłał w moim kierunku niemego całusa.
Wiedziałam, że powinnam od razu znaleźć w walizkach leki,
więc przeszłam do sypialni, przekopując torbę w poszukiwaniu apteczki
podróżnej, którą pakowałam. Gdzie jest ta saszetka… Ta sama, którą Jared
ratował mnie w Madrycie, tyle że tym razem role odwróciły się i to ja musiałam
zadbać o mojego mężczyznę. Wyciągnęłam sporo rzeczy, nim udało mi się znaleźć
niewielkie niebieskie opakowanie, z którego od razu wyciągnęłam musujące
pastylki, które wystarczyło rozpuścić i wypić. Działały znacznie szybciej, niż
normalne tabletki, a o to teraz nam chodziło. Wiedząc, że coś jeszcze może się
przydać, powkładałam do toreb nasze rzeczy, ale zostawiłam lekarstwa
na szafce nocnej. Ze stolika wzięłam szklankę, napełniając ją wodą i wrzuciłam
dwie małe tabletki, które od razu wzburzyły wodę, zabarwiając ją na
pomarańczowo. Ze szklanką w dłoni wyszłam do salonu, w którym Jared ubierał na
siebie koszulkę i bluzę.
- Przeproszę panów na momencik. Jared, masz, wypij.
- Co to jest? – lekarz spojrzał na mnie, trzymającą szklankę
z nadal musującą zawartością.
- Mieszanka paracetamolu z ibuprofenem i witaminami.
- Dobrze, może być. – Jared przejął ode mnie szklankę,
wypijając duszkiem jej zawartość. – Proszę otworzyć usta i wystawić język -
lekarz zaświecił do środka latarką – teraz proszę powiedzieć „aaa”. – obejrzał
dokładnie całe gardło, przytrzymując jedną ręką szpatułkę, którą przyciskał jego
język.
Jared był posłuszny, wykonywał wszystkie polecenia, choć to ostatnie
sprawiło mu sporo trudności. – Teraz obejrzę węzły chłonne. – przyłożył palce
do jego szyi, dotykając jej. – Są powiększone, gardło jest mocno podrażnione,
zaczerwienione i obrzęknięte. Na szczęście nie ma wysięku ropnego, więc obędzie
się bez antybiotyków. Zresztą, to absolutna ostateczność.
Wiedziałam, że głos znaczył dla niego wszystko. Bez niego
był absolutnie bezsilny.
- Dobrze. – lekarz posprzątał wszystkie rzeczy, po czym
wyciągnął z torby bloczek recept i długopis. – To dość rozległe zapalenie
gardła, jednak obawiam się, że jeśli będzie pan śpiewał, skończy się to
znacznie mniej przyjemnie, włączając w to perspektywę operacji. Może pan
zupełnie stracić możliwość mówienia, więc zalecam milczenie, proszę przyjmować
leki, dużo pić, oszczędzać się. Zdaję sobie sprawę z tego, że to pana praca,
ale o koncercie nie ma mowy, ani dziś, ani jutro, ani nawet pojutrze. Na pana
miejscu nawet potem bardzo ostrożnie podchodziłbym do tego, to ogromny wysiłek
dla gardła. W normalnych warunkach zakazałbym w ogóle wychodzenia z łóżka.
Jutro mieliśmy pracować w Hallenstadion, a pojutrze z samego
rana lecieć do Hamburga, bo wieczorem graliśmy, jak ten lekarz wyobrażał sobie
trasę? Jared popatrzył na mnie tak, jakby właśnie zobaczył ducha. Doskonale go
rozumiałam. Bo jak inaczej da się powiedzieć lekarzowi, że przecież…
- Proszę wykupić te dwa leki, taki zestaw powinien złagodzić
obrzęk, zapiszę też pastylki do ssania. Myślę, że za kilka dni powinno być
lepiej. Jestem dobrej myśli.
- Bardzo dziękujemy za wizytę. – kiedy ubierał się,
uśmiechnęłam się do Jareda pocieszająco. Bo przecież mogło być znacznie gorzej, prawda?
Gdy tylko mężczyzna wyszedł z pokoju,
Jared wstał z kanapy, przemaszerował do saloniku i zatrzasnął z hukiem za sobą
drzwi. Wkrótce z drugiego pokoju dobiegły gniewne dźwięki fortepianu. W
apartamencie, który zajmowaliśmy, ku jego uciesze – a może i tym razem nie - znajdował
się instrument. Jared wyżywał się na klawiszach, nie mogąc wyładować się gdzieś
indziej, a co najgorsze, krzyczeć ze wściekłości. Nuty brzmiały jak odgłos
kroków śmierci pędzącej przez hotelowy, wytłumiony wykładzinami korytarz. Chyba
jeszcze nigdy nie grał czegoś takiego.
Wiedziałam, że muszę powiedzieć Emmie, że musimy odwołać
całe wydarzenie. Zabrałam bluzę, receptę, portfel, kartę do pokoju, zmieniłam
buty i mając nadzieję, że Jared nie zrobi w czasie mojej nieobecności żadnego
głupstwa, wyszłam na korytarz. Manager zajmowała wspólnie z Poppy i Fanny pokój
trzy pary drzwi dalej. Zapukałam do drzwi, a już chwilę później stały otworem,
a Poppy wyglądała zza nich. Emma siedziała z laptopem na kolanach, pisząc coś
zaciekle, ale podniosła wzrok, widząc, że stoję z nietęgą miną.
- Coś już wiadomo?
- Emma, jak odwołuje się koncert?
Wszystkie trzy spojrzały na mnie tak, jakbym właśnie kogoś przeklęła. Nie jestem papieżem, nie mam mocy, by przedstawić komukolwiek bullę.
- Odwołuje? – Fanny pomrugała kilkukrotnie. – Jest aż tak
źle?
- Lekarz zakazał, jakkolwiek by to nie zabrzmiało,
wychodzenia Jaredowi na scenę. Przynajmniej do momentu, dopóki nie będziemy w
Hamburgu, a nawet tam ma uważać.
Emma pokręciła głową.
- Naprawdę, nie wiem, jak my to wszystko ogarniemy. Impreza
jest już jutro. Dobrze, zwołujemy zebranie całego zespołu, możemy u was? Nie
będziemy zmuszać Jareda, żeby w takim stanie chodził gdziekolwiek. Dziewczyny,
możecie poszukać Reni, Shaylę, Steviego, Marka i Zacka? Tego ostatniego poproście,
żeby wziął ze sobą tablicę i zmazywalny marker.
- Ja pójdę po Tomo. Widziałam go wcześniej, jak wracał do
pokoju. Shann chyba wyszedł wcześniej. – odezwałam się cicho. – Tylko najpierw
pójdę po leki dla Jareda. Siedzi i chyba nadal gra.
- Lepsze to, niż gdyby próbował czegoś innego. – okno w
pokoju dziewczyn było otwarte, więc usłyszałyśmy kolejną porcję gniewnego,
smutnego brzmienia. – Namierzę ich, ty idź do tej apteki.
Nie interesowało mnie kompletnie to, co mówi do mnie
farmaceuta, który mnie obsługiwał.
Wystarczyło, że się przywitałam i
podziękowałam, zapłaciłam kartą, a reszta była już mało ważna. Kiedy otrzymałam
torebkę z dwoma butelkami z atomizerem i pudełkiem w środku, miałam tylko chęć
wracać do hotelu i pomóc Jaredowi. Kiedy weszłam do pokoju, przy stole, przy
którym wcześniej siedział lekarz, znajdował się komplet ekipy, na czele z Emmą
i Jaredem, ubranym tak, jakby był na biegunie, siedzącym jak na ścięciu z
tablicą w rękach.
- Nia, dobrze, czekaliśmy na ciebie. – Emma od razu się
uśmiechnęła. – Zaczynamy więc. Lekarz stwierdził, że Jared nie może śpiewać. –
wszyscy starali się ukryć uśmiechy na twarzy, kiedy główny zainteresowany
podniósł do góry tablicę z rysunkiem smutnej miny i łezkami na policzkach. –
Odwołanie koncertu jest możliwe, ale wiemy, że mnóstwo osób kupiło tutaj
najdroższe pakiety AIW, Reni?
- Tak, mamy przygotowane chyba czterdzieści opasek dla osób,
które mają mieć dostęp do sceny. Plus drugie tyle, może nieco więcej, dla osób
pod sceną.
- Zack, jak wygląda sprawa ze sprzętem i mocowaniem sceny?
- To scena typu festiwalowego, więc mamy niewiele do
zrobienia względem koncertów dedykowanych. Jedyne co, to tylko mielibyśmy do
zainstalowania podesty pod perkusję.
Jared podniósł w górę tabliczkę, na której napisał: zmiana daty? Widząc to, Tomo od razu
zareagował.
- Kiedy byś to widział? Daty festiwalu nie da zmienić się z
dnia na dzień, najgorsze jest to, że jesteśmy jednym z headlinerów. Możemy
zrobić im osobny koncert.
Emma natychmiast otworzyła kalendarz, przeszukując luki w
wydarzeniach.
- Możemy zmienić datę lotu do domu, jest dozwolona przez
linie bez dopłat, jeśli jednak się na to zdecydujemy, wrócimy dwa, nie, trzy
dni później do Los Angeles. Mamy lukę między Wiedniem a Paryżem. Wiem, że macie
plany życiowe, rodziny, chcecie odpocząć… Słysząc te słowa, widziałam uśmiech
na twarzy Marka, który delikatnie uniósł rękę.
- Tak?
- Em, skoro przeżyliśmy razem ponad dwa lata, to czemu nie
mielibyśmy wytrzymać ze sobą dodatkowych trzech dni? Inni nas zrozumieją.
Jared od razu to skomentował: mądra uwaga ;) Chyba zaczął przyzwyczajać się do tego, że będzie
musiał przeżyć przez najbliższe dni, komunikując się w alternatywny sposób.
- Czyli mamy wstępne rozwiązanie. Może być końcówka sierpnia,
dwa dni po Wiedniu? – kiedy wszyscy zgodnie pokiwali głowami, odparła - Dobrze,
to ja poinformuję organizatora, że nie będzie nas jutro z powodu choroby
Jareda; Reni, skontaktuj się z tymi, którzy kupili pakiety, Nia, możesz napisać
na stronie internetowej oświadczenie? Oczywiście bilety festiwalowe pozostają
ważne, ale jeśli termin nie będzie odpowiadał, w autoryzowanych punktach
sprzedaży można z dowodem zakupu oddać bilet lub go wymienić.
Po kolei dostawaliśmy zadania, a Jared pisał coś na tablicy.
Emma oczywiście kontynuowała:
- Shayla, pomożesz mi, szczególnie z tłumaczeniem. Poppy,
Fanny, odwołajcie transport, przekierujcie go od razu do Frankfurtu. Shann,
Stevie, Tomo, macie jakieś uwagi? – cała trójka pokręciła głowami, a Jared
podał mi tablicę, na której napisał cały elaborat. – Zack, Mark, proszę,
skontaktujcie się z technicznymi i ekipą kamerzystów, żeby nie przygotowywali
się do porannego wyjazdu na arenę. Macie dzień wolny.
Nia, wiem, że to nie
jest łatwa sprawa, ja naprawdę nie chciałem… Wiem, że teraz wszystko się
popsuło, nie chcę tego odwoływać, ale nie mogę zrobić inaczej, nie każę
przecież widowni śpiewać za mnie. Przepraszam. Mogłem nie przesadzać w Cannes. Mógłbym
zaryzykować, ale boję się, że stracę wszystko, co mam. Bez głosu nie będzie
tego zespołu. Mojego marzenia, które realizuję, tego wszystkiego, co robimy… No
i bez zespołu nie będzie nikogo. Ciebie też.
Jared przysunął w moją stronę tablicę. Popatrzyłam na niego
krzywo. Co przyszło mu do głowy, żebym miała go zostawić? Nie wiem, co
musiałoby się stać, żebym teraz, po tym wszystkim, co się zdarzyło, nagle
powiedziała: nie, to koniec.
- Dobrze, kończymy, proszę, informujcie mnie na bieżąco,
wracamy do zajęć.
Zostawiliśmy ekipę, która powoli zaczęła się rozchodzić do
swoich kwater, więc kiedy tylko weszliśmy do apartamentu, od razu wręczyłam
Jaredowi, niosącemu w ręku tablicę i mazak torbę z lekami, zerkając jeszcze raz
na notatkę od lekarza. Zerkałam na niego, jak posłusznie wraca do łóżka,
ubierając jeszcze bluzę, po czym bierze inhalator, zaciągając się porcją leku,
a następnie wyciąga z torby spray z aplikatorem do gardła. Kiedy on brał leki,
ja uruchomiłam komputer, pospiesznie wklepując adres panelu strony i pisząc
oświadczenia, oraz tworząc skrócony link na wszystkie portale społecznościowe.
Pozostawało mi mieć tylko nadzieję, że fani to zrozumieją. Było mi jedynie
przykro z powodu choroby Jareda i z pewnością chętnie zamieniłabym się z nim,
gdyby tylko było to możliwe.
Dzięki temu, że zyskaliśmy dzień wolny, wiedziałam, że oboje
trochę odpoczniemy. Ja ostatnio łatwo się męczyłam i choć nie dawałam po sobie
tego poznać, padałam po koncertach i naszych wspólnych, naprawdę namiętnych
wieczorach jak kamień. Zwykle też coś mi się śniło, a teraz, jakby wszystko
zniknęło, a noc trwała jakieś trzy minuty: zasypiałam, przesypiałam noc i
budziłam się tak, jakby była to tylko drzemka. Zamówiłam nam do pokoju dzbanek
gorącej herbaty z cytryną i syropem malinowym, wiedząc, że to jedno z
najlepszych lekarstw. Mama dodałaby jeszcze miodu, ale z tym wolałam się
wstrzymać, prosząc, aby był przygotowany w małym słoiczku. Możliwe, że uda mi
się przekonać Jareda, żeby tym razem poświęcił część przekonań.
Noc minęła nam dość spokojnie, pomijając moment, kiedy obudził
się cały mokry od potu i drżący pomimo gorączki – dało się ją idealnie wyczuć -
więc na wpół śpiąco dałam mu ze swojej torby tabletki do rozpuszczenia w
wodzie, zbijające temperaturę. Przedostatni dzień spędziliśmy również spokojnie,
jako że czuł się już lepiej i choć w dalszym ciągu to ja mówiłam za niego, nie
miałam powodów do narzekania. Poza jednym, niewielkim drobiazgiem…
- Proszę, pozwólcie, że przedstawię wam Erikę Neumann.
Siedzieliśmy wszyscy - całe crew i zespół, nie brakowało
chyba nikogo z najbliższych mi osób przy długim stole w prywatnej sali
restauracyjnej, spokojnie delektując się obiadem, kiedy Emma delikatnie
uderzyła łyżeczką deserową w szklankę, wstając. Ja i Jared, który już nawet
radził sobie z mówieniem szeptem, bez dodatku koszmarnej chrypy, siedzieliśmy
kilka miejsc od Australijki, doskonale widząc, co robi. Jutro rano, praktycznie
zaraz po śniadaniu mieliśmy lecieć już do Niemiec, więc zdziwiłam się, że Emma
w czasie posiłku chce urządzić nam odprawę. Gdy wszystkie głowy zwróciły się w
jej stronę, obok Emmy stanęła długonoga, wysoka i szczupła dziewczyna, jak
wyjęta z okładki magazynu modowego. Nie byłam w stanie ocenić jej wieku,
ponieważ nienaganny makijaż: ciemnoczerwona szminka na ustach i mocno
podkreślone oczy – pomińmy, że to absolutnie nie był mój styl – i warkocz,
przypięty dookoła głowy jak korona, dodawały jej nieco lat.
Emma kontynuowała, nie przejmując się tym, że większość
mężczyzn – włączając w to Jareda, co nieszczególnie mi się spodobało – patrzyła na kobietę tak, jakby zamierzała ją
zjeść.
- Podczas naszego pobytu w Niemczech, Erika będzie nam
pomagała jako tłumacz i asystentka. Przyjechała nieco wcześniej, aby nas poznać.
Proszę, przywitajcie ją na te kilka dni w naszym zespole.
Rozległy się zaledwie uprzejme brawa, po czym wszyscy
wrócili do jedzenia. Bądź co bądź, była to kolejna osoba, która tylko pojawiała
się i znikała. Musiałam jeszcze wyjść na chwilę do sklepu, polecanego przez kilka różnych wegańskich stron internetowych, położonego nieopodal naszego hotelu, więc przy okazji chciałam
połączyć przyjemne z pożytecznym i zrobić sobie krótki spacer. Jared jeszcze
nie nadawał się do wychodzenia na spacery, miał odpoczywać i nabierać sił.
Potrzebowałam czegoś, w czym zakochałam się już jakiś czas temu: pewnych
batonów, które po raz pierwszy spróbowałam na backstage’u w Amsterdamie,
surowych, zrobionych tylko z owoców i orzechów, a niestety nie wiedziałam, czy
w Niemczech uda mi się je zdobyć lub uszczknąć chwilę z dni, co do których Reni
wspominała nam, że będą pełne roboty, szczególnie ze strony Adventures.
Oczywiście, zgodnie z zaleceniami lekarza, Jared brał
również leki, regularnie i w odpowiednich dawkach, ja pilnowałam, żeby się
nawadniał i wypłukiwał z organizmu wszystko to, co mogło spowodować infekcję, a
Tomo stwierdził, że nie ma nic lepszego od domowego bulionu i z drobną pomocą
Emmy – naprawdę, ta kobieta była mistrzynią – jakimś cudem dogadał się z szefem
kuchni hotelu, który przygotował zupę według przepisu jego mamy. Jak, pytam
się? Pamiętałam, że wszyscy mi powtarzali, abym nie wspominała przy Chorwacie o
jego kulinarnej przeszłości, ale skoro już sam poszedł do kuchni…
Od momentu, kiedy w Rzymie wyszłyśmy razem z Emmą, a po
naszym powrocie nie pojawiły się żadne komentarze, poza jednym prostym
pytaniem: co robiłam, uznałam, że mogę wychodzić w czasie wolnym, gdzie tylko
mi się podoba i na jak długo, mając na uwadze oczywiście plan dnia i inne
zobowiązania. Zresztą, potrzebowałam chwili samotności, nauczyłam się, że jeśli
nie mogę robić czegoś z kimś, bo nie jestem jeszcze w miejscu koncertu, albo
Jared jest zajęty, nie ma czasu, nie chce lub pojawia się jakaś inna wymówka,
często książka mi nie wystarczy. Znudziło mi się też oglądanie filmów, więc
zaczęłam eksplorować różne miejsca na własną rękę.
Po uzupełnieniu zapasów, z papierową torbą w jednej ręce, w
drugiej trzymając rożek z lodami, zrobionymi z mleka kokosowego, postanowiłam
jeszcze pospacerować, spokojnie dokończyć jedzenie i wykorzystać ostatnie
chwile spokoju na przemyślenia. We Francji spędziliśmy wspólnie miły czas,
cieszyłam się również, że mogłam spotkać się po raz kolejny z Vicki. Była mi
bliska, ponieważ nie udawała kogoś, kim nie była.
Od windy do naszego apartamentu na ostatnim piętrze było
zaledwie kilkanaście kroków, jednaki kiedy byłam już pod drzwiami, szukając w
torebce karty – klucza, usłyszałam czyjś śmiech. Nie byliśmy na piętrze sami,
więc odwróciłam się, myśląc, że któreś z drzwi nie są domknięte i ktoś z crew
może zajmuje się kabaretem, jakąś zabawną lekturą lub czymkolwiek innym.
Rzeczywiście – zerknęłam na zegarek – od mojego wyjścia minęło sporo czasu,
więc Jared i reszta mogli robić absolutnie cokolwiek. Zresztą, miałam tyko
jedno zdanie: ten pierwszy powinien był leżeć w łóżku i odpoczywać. Za dwa dni
bez kilku godzin musiał być w stanie śpiewać we Frankfurcie.
Przeciągnęłam
kartą przez czytnik, a kiedy lampka zaświeciła się na zielono, popchnęłam je.
Atutem apartamentu było to, że całkowicie wytłumione podłogi
dusiły dźwięk kroków, jednak śmiech, który słyszałam wcześniej, powtórzył się,
tym razem jednak przy akompaniamencie kaszlu, dobiegającego zza na wpół
zamkniętych drzwi sypialni, więc wiedziałam już, że Jared nie jest tam sam.
Zostawiłam marynarkę na wieszaku i z uśmiechem, choć nie do końca szczerym,
wymalowanym na twarzy, weszłam do sypialni.
Widok, który w niej zastałam, nie do końca - ba, wcale, że nie - przypadł
mi do gustu: owszem, Jay leżał w łóżku, ale nie był sam. Na kołdrze siedziała
obok niego ta blondynka, jak jej tam było, Erika? Tak, Erika siedziała tuż obok
Jareda, powiedziałabym, że nawet za blisko, szeroko się uśmiechając.
- Cześć, jak się czujesz? Przyniosłam ci coś ze spaceru.
Kompletnie ignorując zbaraniałą Niemkę, co zauważyłam kątem
oka i zanotowałam z diabelskim uśmieszkiem w myślach, podeszłam do niego,
pochylając się i całując go delikatnie. – Co robiłeś, kiedy mnie nie było?
Wyciągnęłam z torby butelkę z połyskującym, ciemnoczerwonym
syropem, który kupiłam dodatkowo oprócz przekąsek. To była esencja z czarnego
bzu, malin i cytryny, poprawiająca odporność i pomagająca chronić na co dzień ciągle
podniszczone gardło przed różnymi infekcjami.
- Erika przyszła, żeby pomówić ze mną na temat najbliższych
koncertów. Wie, że musieliśmy odwołać występ na festiwalu.
Zobaczyłam, jak kobieta pospiesznie zbiera z pościeli swoje
notatki, po czym wstaje, jeszcze w czasie naszej rozmowy.
- Przepraszam, że przeszkadzałam, poukładam to wszystko i
przekażę na miejscu odpowiednim osobom. Emma też już wie o wszystkim.
- Oczywiście. Jeszcze raz dziękuję, że przyszłaś. W razie
potrzeby, raczej się stąd nie ruszam. – Jared, choć chory, jak zwykle był
kurtuazyjny. Słysząc zamykające się drzwi, odwróciłam się plecami do łóżka,
nalewając na łyżkę syrop. – Proszę, połknij. Kupiłam ci syrop, żebyś nie męczył
się tak z gardłem. Kiedy zlizywał resztki gęstego, złotego płynu, spływającego
po łyżce, zapytałam bez ogródek:
- Czy wymagam według ciebie jakichś poprawek? Może to
kwestia innej sukienki? Albo fryzury?
Podniosłam walizkę, wyciągając z niej trzy sztuki
poskładanej odzieży. – Jak myślisz, która lepsza? – pokazałam mu szarą w
kwiaty, fiołkową z Paryża i zieloną w odcieniu pierwszych wiosennych listków.
- We wszystkich wyglądasz przepięknie, ale do czego
zmierzasz?
Rozwiązałam wstążeczkę na szyi, podtrzymującą cienką bluzkę,
ściągając ją przez glowę i zostając tylko w dość obcisłym podkoszulku, który
ubrałam tylko dlatego, że jej materiał był zbyt prześwitujący. Może i nie
pasował on do końca do spódnicy, którą nadal miałam na sobie, ale nie było to
istotne. Zdecydowanie nie podobało mi się to, że panna Neumann aż tak spoufalała
się z Jaredem. Wiem, że trzymaliśmy we względnej tajemnicy przed światem to, że
jesteśmy w drodze do ślubu, ale zżerała mnie zazdrość na widok Niemki, w którą
wszyscy wlepiali wzrok. To we mnie Jared powinien się wpatrywać!
- Nia? – patrzył na mnie skonfundowany, kiedy zaczęłam
rozpinać drobne guziczki w spódnicy – Co ty tak właściwie robisz?
- Gorąco mi, więc się rozpinam. – kiedy już zsunęłam
materiał, siedząc na łóżku, oczy Jareda wyglądały jak dwueurowe monety. Cóż…
ubrałam pończochy, podwiązki i pas do nich, kupione w Saint Tropez, żeby
przetestować je jeszcze przed ślubem, a że tak akurat wyszło…
- Jezu, dziewczyno, co ty
najlepszego robisz? – Jared zerwał się z poduszek, odrzucając kołdrę i przysuwając
do mnie. – Zaskakujesz mnie na każdym kroku.
Nie spodziewałam się, że w środku
dnia zechce wykorzystać tą okazję, więc pospiesznie zeskoczyłam z materaca,
podchodząc do drzwi i zamykając je na klucz. Ktokolwiek, nie wiem, serwis,
sprzątaczka, wszedłby do środka, my mieliśmy zagwarantowaną chwilę spokoju.
Jared wpatrując się cały czas we mnie, powoli zaczął pozbawiać mnie pasa – z którym
rano nieco się namęczyłam – ściągając wszystkie zapięcia i powoli rozpinając z
tyłu żabki. Słyszałam, jak wzdycha.
Nie przypuszczałam, że to aż tak bardzo go
zaskoczy… Potem podwiązki, pończochy, aż zostałam w samej bieliźnie, zrobionej
z cieniuchnej koronki. Owszem, już zdarzały nam się poranne chwile tylko dla
nas dwojga, wieczorne były standardem, ale to był chyba pierwszy raz, kiedy poświęcaliśmy
popołudnie na takie sytuacje. Choć nie mógł mówić, wykorzystał to i zakazał mi
również się odzywać. Mogliśmy jedynie się dotykać.
W samolocie, lecącym do Frankfurtu, piłam herbatę, zastanawiając się, co tak właściwie wymyślili Niemcy, przysyłając nam Neumann, a Jared jak zwykle spał. Emma wreszcie oderwała się od laptopa – siedziała w rzędzie obok razem ze Stevie’em i Peterem - ponieważ jak do tej pory cały czas w podróży spędzała nad ekranem. Tym razem widziałam, jak lustruje wzrokiem niczego nie spodziewającą się Niemkę, więc wydawało mi się, że ma na jej temat podobne odczucia co ja. Bo po co tak właściwie wcisnęli nam na siłę do crew kogoś obcego, kogoś, kto nie rozumie panujących między nami relacji... Miałam jednak nadzieję, że Emma z Shaylą odsuną ją na boczny tor, ponieważ były sprawy, o których niekoniecznie obcy musieli wiedzieć.
- Nie rozumiem, czemu Jared tak
cię zainteresował, więc byłoby wspaniale, gdybyś mogła chociaż sprawiać pozory
profesjonalizmu. – kiedy w terminalu grupa organizowała się do wyjścia,
zatrzymałam Erikę, ciągnącą niedużą walizeczkę, tak, by dać jej ostatnie
ostrzeżenie. – Jesteśmy razem. – błysnęłam jej przed nosem pierścionkiem i
bransoletką, które od niego dostałam – I byłabym bardzo wdzięczna, jeśli
zajmiesz się tylko tym, co dotyczy ciebie, bez niepotrzebnego spoufalania się. Dziękuję. Emma!
– krzyknęłam, truchtając w stronę blondynki
z małą walizką na kółkach – Na którym stanowisku będzie nasz busik?
- Piątce, poczekaj. – wyjęła
telefon, sprawdzając. – Tak, stanowiska pięć, sześć i siedem. Powinny być
zaznaczone.
-----------------------
Jared i ryby głosów nie mają, więc nie będę mówić bez potrzeby, tym bardziej, że sama aktualnie również muszę przechorować jakiegoś wirusa :(
Enjoy the show.
I jak zawsze dziękuję, że jesteście. Doceniam to. Każde słówko :)
S.
Enjoy the show.
I jak zawsze dziękuję, że jesteście. Doceniam to. Każde słówko :)
S.
Dobra jestem :D tak jak obiecałam. Pisanie komentarzy nigdy nie było moją mocną stroną, ale wiem, że czekasz ^^
OdpowiedzUsuńChory Dżarek to biedny Dżarek, ale on był taki pocieszny... Jak facet choruje to tak jakby umierał, że też on nie stękał, że umiera... Jestem szoku! Przecież oni nie chorują tylko od razu schodzą ze świata. Dżarek jakiś podmieniony? :D ale ale ale, Nia dała pokaz niezły. Miała prawo się wkurzyć, jak ta Erika (to imie kojarzy mi się z transwestytą i nie wiem czemu tak jest :x) się przystawiała czy co ona tam chciała zrobić do Dżarka. No ale Nia dała pokaz, Dżarkowi się polepszyło chyba już z automatu tak +100000 do bycia zdrowym forever. Może ona powinna mu częściej takie sceny zazdrości robić? Albo on po prostu, kurde niby nic nie zrobił, bo nie zrobił tylko ta siksa miała jakieś swoje zamiary, ale on się nawet nie opierał. Słabość do kobiet. Nia jednak dała jej do zrozumienia, że Dżarek jest jej i tylko jej i ma go zostawić i najlepiej to w ogóle spadać już ^^ powinna wiedzieć, że nie będzie stać i patrzeć jak jej faceta próbuje uwieść.
Nie wiem kurde czemu, ale Emma może się tu okazać lesbijką (dlaczego to napisałam to ja nie mam pojęcia).
xx
Jesteś chyba jedyną osobą, która jeszcze tutaj zagląda i mi kibicuje... za co bardzo dziękuję! Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie pocieszające.
UsuńMoże i chorujący faceci jęczą, stękają, ale - Jared stracił głos, więc w sumie jak miał kwękać? Tylko bardziej by go bolało. Tym bardziej zupełnie wypompowany z energii, jak miał próbować oponować przed Eriką? Niemka to przykład kobiety, która myśli, że jeśli wejdzie szefowi do łóżka, dostanie wszystko, czego zechce... Niestety, w tym wypadku to raczej niemożliwe. Z drugiej strony pomysł Nii był dla Dżarka jak kubeł lodowatej wody - ona sobie w kaszę nie da dmuchać, co udowadnia.
xoxo,
S.
O jakie miłe zaskoczenie - wyraźnie znaczy teren - zabolało ;-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
-K.B.
Zazdrosna Nia, to Nia, która wyraźnie to pokazuje. Łatwo nie odda komukolwiek Jareda, podobnie jak on troszczy się o nią. Zresztą, nie potrzeba walczyć na pięści, skoro można kilkoma celnymi słowami zwyciężyć w bezkrwawy sposób?
UsuńS.
to czy zwycięży to czas pokaże - i tylko Ty jesteś obecnie w posiadaniu tej wiedzy ;-) - a to czy o takie zwycięstwo jej chodziło - tego też w niedalekiej przyszłości się dowiemy ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
K.B.