Z dedykacją dla rabbit.
Dziękuję za wszystko.
- Nie. Absolutnie nie. – Jared głośno protestował podczas
narady zespołu, w której uczestniczyłam. – Wiem, że mamy iść do Zony, zagrać w
paintball, ale ja bez ochrony nigdzie więcej się nie ruszę. Nie wiem, jak wy,
ale czytałem ostatnio wiadomości i pomimo tego, że to stolica, przy tych wszystkich
zamieszkach politycznych zwyczajnie martwię się o nasze bezpieczeństwo.
- A jeśli ochrona – spełniła się moja zapowiedź, tym razem
przydzielono nam specjalistów -- pojedzie z nami, wyjdziemy wieczorem na
miasto? – Shannon miał na twarzy minę, jakby nie mógł ścierpieć siedzenia w
hotelu na dzień przed koncertem. Przeżył sporo w Polsce i nie dziwiłam się,
dlaczego czuje potrzebę rozerwania się w jakimś głośnym, moskiewskim klubie dla
VIPów. – Gdzieś przycupną, a my się zabawimy w loży.
- Jesteś pewien, że tylko – Tomo zaakcentował słowo,
znacząco unosząc brwi - w loży? Shann, nie wiesz, jak to może się skończyć. O
ile dobrze mi wiadomo, europejskie alkohole są mocniejsze niż nasze.
- Boże, jacy wy jesteście sztywni! – Shannon wybuchnął,
podrywając się z miejsca w pokoju, przynależącym do apartamentu, który
zajmowaliśmy z Jaredem. - Chcę iść i wreszcie spędzić wieczór tak, jak
zrobiłbym to w Los Angeles. Mam dosyć siedzenia w budynkach albo zwiedzania, bo
ostatnio tylko to wam w głowie. Jeszcze w Amsterdamie było jako tako, a potem…
- I potem prosiłbyś mnie o pomoc? – Jared odparł, krzywiąc
się. – Bo zatrzymaliby cię w areszcie po jeździe po alkoholu? To naprawdę nie
jest dobry pomysł. Ale nie mogę ci niczego zakazać. Rób, co chcesz. Pojedziemy
do Zony, bo już jest zarezerwowana dla całej ekipy, a potem będziemy decydować.
Tomo? – spojrzał na Chorwata, przeglądającego niewielki przewodnik, leżący na
stole.
- Ja chcę zadzwonić do Vicki. Muszę z nią porozmawiać, dowiedzieć
się, czy wszystko w porządku w domu po powrocie, poza tym chcę odpocząć. Od
tygodnia gramy koncerty, jeden za drugim, ja długo tak nie wyrobię. Widziałeś
moje stopy?
Jared pokręcił głową.
- To chyba nawet lepiej, bo są tak pokiereszowane, że
jedyne, o czym marzę, to ułożyć je wyżej, żeby wreszcie przestały boleć.
- Okej, to robimy sobie chwilę przerwy, a potem Zona.
Kompleks, w którym mieliśmy się zintegrować jako zespół, był
naprawdę spory. Wielka, co najmniej dwupiętrowa bryła budynku, stała na
otwartej przestrzeni, w dali widziałam podświetlony jak na stadionie kontur
poligonu z różnymi przystosowaniami – prawdopodobnie tam również odbywały się
gry – nas jednak bardziej interesowało wnętrze, labirynt, w którym mieliśmy
nieco mniej inwazyjnie „powystrzelać się jak kaczki” – nadal nie wiedziałam,
czemu słowa dziadka Johna ostatnio tak często przychodziły mi na myśl. Tak czy
inaczej, miało to być absolutnie bezkrwawe polowanie.
Kiedy wpadliśmy do recepcji, całą grupą – w większości
ubraną na czarno, śmiejąc się i żartując między sobą, Emma podeszła do recepcji
z jakąś kartką w rękach, chyba rezerwacją, wyjaśniając coś, a chwilę później
wróciła razem z trojgiem rosłych mężczyzn, najwyraźniej instruktorów, niosących
naręcze strojów; kasków i kamizelek ochronnych.
- Witamy w Zonie. – ciemnowłosy, stojący między dwoma
blondynami odezwał się z ciężkim akcentem – Przedstawię pokrótce zasady
bezpieczeństwa obowiązujące podczas gry. Na początku proszę państwa o
podzielenie się na dwie, w miarę możliwości równe drużyny.
- Dobra, ja chcę wybierać. – rzuciłam, ku zaskoczeniu
Jareda, biorąc od mężczyzny błękitne bandany i wiążąc ją na szyi. Na jego
twarzy malowało się szczere zaskoczenie. Zwykle nie byłam taka aktywna, więc...
- Bracie, przykro mi, ja biorę drugą drużynę. – Shannon
poklepał Jareda po ramieniu – Kto pierwszy, ten lepszy. – złapał rzucone w jego
stronę czerwone chusty, jedną obwiązując wokół nadgarstka. Teraz mogłam już
powierdzieć, że naprawdę szybko zmieniał mu się nastrój. Jared nasunął na głowę
kapelusz, zasłaniając oczy rondem. Obraził się?
- Damy pierwsze. – Shann szeroko się uśmiechnął, ale
wiedziałam, że od tego, jakie decyzje podejmę teraz, zależy jego wybór. – Ale
rezerwuję Steviego. – rzucił mu z marszu chustę.
- Dobra. Tomo, chodź. – uśmiechnęłam się do Chorwata.
Lubiłam go za szczerość i radość, jaką emanował.
- Shayla. – bez słowa wyjaśnienia Shannon wręczył jej
chustę. W co on pogrywał?
- Emma. – zachowywaliśmy się jak w liceum na zajęciach
sportowych, kto pierwszy, kto szybciej wybierze tych lepszych do swojej
drużyny. Oczywiście, między mną a nią stworzyło się coś na kształt
siostrzeństwa.
- Reni. – Shann uśmiechnął się do niej, zamykając ją w
niedźwiedzim uścisku, kiedy podeszła.
- Jared. Chodź tutaj, biedaku. – uśmiechnęłam się do niego
szeroko. Był ostatni…
- O co ci chodzi? – odburknął, ściągając kapelusz z głowy.
- O to, że nie wybrałam cię na samym początku? Nie zrobiłam
tego specjalnie.
- Nie będziemy się kłócić o jakąś idiotyczną grę! – wybuchł.
- Jay, zachowujesz się w tej chwili jak rozkapryszona księżniczka.
– stwierdziłam.
- Tak czasem mam. – odburknął. To wyglądało trochę jak gra w
ping-ponga, kto szybciej odbije piłeczkę…
- Przepraszam, jeśli cię uraziłam. – stanęłam na palcach,
całując go w czoło.
- Hmmm… Podoba mi się to… - mruknął w odpowiedzi.
Dla Jareda byłam skłonna zrobić wyjątek. Nieważne, że
dookoła nas było jeszcze dziewięć innych osób. Buziak w nos, a potem w usta;
tyle że ten ostatni strasznie się wydłużył, a kątem oka widziałam chichoczącą
ekipę i Rosjan z nic nie sugerującymi wyrazami twarzy, choć ostatni wydawał się
być z lekka zaskoczony.
- Lubię, kiedy się tak denerwujesz. – kiedy już oderwaliśmy
się od siebie, zaśmiałam się.
- A ja lubię, jak jesteś taka stanowcza. Mogłabyś być taka częściej…
- Trzymaj i nie gadaj już więcej. – podałam mu ostatnią
chustę. – Jesteśmy gotowi.
- Dobrze. – widziałam, że Rosjanin
nieco się rozluźnił. - Otrzymają od nas państwo kaski ochronne, okulary,
kamizelki; nie wolno ściągać ich pod żadnym pozorem aż do zakończenia
scenariusza. Strzały oddajemy w nogi, ręce, klatkę piersiową, omijamy okolice
intymne, głowę. Broń: w każdym z podajników znajduje się dwieście pięćdziesiąt
kulek z farbą, aż do sygnału rozpoczęcia, długiego dźwięku trąbki, karabiny
muszą być zabezpieczone, podkreślam, muszą, chodzi o względy bezpieczeństwa.
Gra kończy się wtedy, kiedy któraś z drużyn zdobędzie flagę przeciwnej, są
umieszczone one po obu stronach poligonu, w kolorach takich, jak bandany lub
kiedy rozlegnie się kolejny długi sygnał.
Kilka minut później, przebrani, z
karabinami w rękach, we własnych drużynach przekraczaliśmy drzwi do sali gier. Rozbiegliśmy
się w drużynach, a na dwóch wzniesieniach widać było wiszące i łopoczące flagi.
Kiedy już ukryliśmy się z Tomo, Emmą i Jaredem, zaczęłam planować:
- Ktoś musi zostać, żeby chronić
flagę z ukrycia. Kto pisze się na atak? Mamy dobre miejsce, bo jest tylko jedna
ścieżka aż do schodów, a dookoła niezłe kryjówki. – pamiętałam, jak
rozglądaliśmy się dookoła podczas pierwszych minut na rekonesans.
- Emma? – Tomo uśmiechnął się do
blondynki, która zmarszczyła czoło – Nie da się cię powstrzymać, kiedy
przychodzą kwestie spraw biznesowych, no to może i po drodze… - w odpowiedzi
zaczęła się śmiać. Oczywiście, wiedziałam, że jest jak czołg, choć z daleka
wydawała się być niepozorna i drobna.
- Wolałabym jednak być bardziej
stabilnym graczem; mogę być w pobliżu flagi.
- Jared, ty przecież szybko
biegasz. I jesteś wytrzymały. – rzuciłam. - Mógłbyś niezauważony przedrzeć się
bokiem i złapać flagę czerwonych, a ja bym cię osłaniała. Tomo na rekonesans z
przodu, albo z Emmą.
- To może być ciekawe. –
uśmiechnął się, a Tomo mu zawtórował. – To jest wojna, tak? Wolę iść do przodu,
nie będę stał w miejscu i patrzył, jak się bawicie. - W strojach, okularach
ochronnych, z bronią w ręku i kaskach wyglądali jak prawdziwi żołnierze, w
przeciwieństwie do mnie i Emmy, ale pomimo tej różnicy postanowiłam dobrze się
bawić, nieważne, czy wygramy pojedynek, czy nie.
Kiedy gra rozpoczęła się,
rozbiegliśmy się na wszystkie strony.
- Jared, uważaj! – krzyknęłam,
chowając się za fragmentem murów. Zdążyłam zrobić to w dobrym momencie,
ponieważ już chwilę później był pokryty kolorowymi, czerwonymi plamkami farby:
wyglądało to tak, jakby nie jedna, a co najmniej trzy osoby potraktowały go
jako ruchomy cel. – Oddajmy im pięknym za nadobne! – wycelowałam karabin,
widząc lśniące włosy Shayli i oddając kilkanaście strzałów.
Po długiej i dość równej walce,
choć wszyscy byliśmy kolorowi, nawet ja, pomimo uwagi na to, co dzieje się
dookoła, naszą – piękną, błękitną i porządnie strzeżoną, do momentu ofensywy –
flagę pochwyciła Reni! Jakim cudem nie zauważyłam jej, kiedy skradała się ku
nam? Była czarnym koniem tej gry, stojąc na ruinach i wymachując radośnie w
powietrzu materiałem jak fani na koncertach. Shannon szczerzył się, po czym
dodał, poklepując Jareda po ramieniu: - Widzisz, może i w jeździe samochodem
jesteś lepszy, ale to my lepiej posługujemy się bronią.
Oczywiście, że Shann potraktował
to jako swoistą zemstę za naszą wygraną w wyścigach na Xboxie. Bo jakby mogło
być inaczej?
Późnym wieczorem, patrząc przez okna, zobaczyłam, jak pod
hotel podjeżdża czarne auto z którego wysiada Shannon z jakąś kobietą, ubraną
całą na czarno, z dość sporą torebką w ręku, prowadząc ją do środka. Zapewne w
klubie, do którego ostatecznie pojechał, dobrze się bawił… Powiedziałabym
nawet, że chyba nieco za dobrze. Nie chciałam wnikać, kogo przyprowadził,
jednak zdawałam sobie sprawę z tego, że to pewnie jeden z tych kolejnych
„jednonocnych podbojów”…
Nie mój interes, jeśli Shann uważał to za dobre dla
siebie, ja nie zamierzałam tego komentować. Jared półleżał na łóżku, czytając
przy świetle dość jasnej nocnej lampki, więc nie chciałam za bardzo mu
przeszkadzać. Czasem potrzebowaliśmy wytchnienia. Nie wiem, jak to się stało,
ale ostatecznie zasnęłam jako pierwsza, po raz kolejny, jednakże tym razem ze
zmęczenia grą, zabawą, no i rzecz jasna wyścigiem przed pociskami przeciwnej
drużyny, jaki Jared zafundował mi w Zonie…
Kiedy zeszliśmy na śniadanie do hotelowej restauracji,
zobaczyłam, jak przy naszym stole siedzi już Shannon, jednak nie sam, ani
bynajmniej wyłącznie z Tomo, którego zauważyłam tuż obok. Ubrana w czarną
sukienkę kobieta, z rozpuszczonymi włosami w kolorze platynowego blondu, tej
sylwetki nie dało się nigdzie pomylić. Olga. Zerkając ostrożnie za siebie,
podeszłam do Jareda, wybierającego bułeczki, owoce i proszącego obsługę o
przygotowanie słabo zaparzonej zielonej herbaty. Kiedy spojrzał na mnie,
zauważył, że spięłam się w sobie, więc zrobił to, co zwykle, kiedy reagowałam
nerwowo: oplótł mnie ramieniem, odstawiając na chwilę swoją tacę i zabierając
ode mnie moją.
- Co się dzieje?
- Widzisz tą dziewczynę, siedzi z Shannem?
Jared jakby nigdy nic odwrócił się w stronę stolika, po czym
pomachał do Tomo i Shannona, siedzących razem. Odmachali mu, na co ten wrócił
do nakładania do miseczki sałatki owocowej dla mnie. Wiedział, co polubiłam.
- Znasz ją?
- Tak jakby… to przez jej zachowanie wyciągałeś mnie z
bagna.
Wystarczyło, że przyznałam, co leżało mi na sercu, na co od
razu zareagował.
- Kochanie, pamiętaj, teraz wszystko się zmieniło, jesteśmy
razem, a tamta dziewczyna myśli, że w jakiś sposób zyska naszą uwagę,
zaczynając od Shannona. Znasz Tomo, on nie widzi nikogo poza Vicki, pamiętasz
przecież, co działo się w Saint Tropez. A ja… nie widzę świata poza tobą.
- No dobrze. – uśmiechnęłam się do niego, kiedy wręczył mi
miseczkę. – Czy mogę poprosić o jogurt sojowy? – odezwałam się do kelnerki,
która miała dostęp do lodówki.
Kiedy podeszliśmy do stolika, szeroko się uśmiechnęłam.
- Dzień dobry, jak spaliście?
- Ja jak aniołek. – Tomo szeroko się uśmiechnął. – Czego z
pewnością nie można powiedzieć o Shannonie. – perkusista miał pod oczami
widoczne lekkie cienie, siedząc z kobietą i popijając czarną jak noc kawę.
Kiedy blondynka uniosła głowę, na jej twarzy pojawił się wyraźny szok.
Niespodzianka? Nie odezwałam się ani słowem, siadając z
Jaredem i biorąc do ust widelec z nabitymi na nim kawałkami owoców.
- Jared, kiedy jedziemy na stadion? – kiedy przełknęłam, od
razu nie omieszkałam zapytać.
Zostawiliśmy w pokoju lekki bałagan wychodząc,
więc musiałam jeszcze zapakować parę naszych rzeczy do walizek.
- Niedługo. Myślę, że zaraz będą tutaj dziewczyny. – I
rzeczywiście, jak na zawołanie, zjawiły się w restauracji wszystkie naraz:
Emma, Shayla i Reni, szeroko uśmiechnięte i gotowe na wszystko, co się zdarzy.
- Dzień dobry. Znajdzie się dla nas miejsce, czy poprosimy o
dostawienie stolika?
- Oczywiście, że tak, my się ruszymy i zaraz będzie. –
przesunęliśmy się z Jaredem, tak, aby mogły usiąść, kiedy tylko przyniosą sobie
śniadanie.
- Melania? – usłyszeliśmy cichy głos, kiedy Reni,
rozmawiając z Shaylą, odeszła za Emmą do bufetu. Jared oczywiście wiedział, co
się święci, więc nie wtrącał się, przynajmniej nie w tej chwili, ale na twarzy
starszego Leto i Chorwata wymalowane było zaskoczenie. Spojrzałam na kobietę
spode łba.
- Tak, słucham? – odezwałam się nieco oschle, podnosząc do
ust filiżankę z herbatą.
- Co ty tutaj robisz?
- Aktualnie jem śniadanie. A potem wybieram się do pracy. –
kątem oka widziałam, jak Jared uśmiecha się pod nosem - prawdę mówiąc, nie
wiedziałam, od kogo nauczyłam się takiej lekko sarkastycznej maniery rozmów z
ludźmi, za którymi niekoniecznie przepadam - a chwilę później poczułam jego
dłoń na ramieniu. Tak jakby chciał mi powiedzieć: „jestem z tobą, zawsze”.
- Z… nimi? – teraz to Shannon z Tomo szeroko się uśmiechali,
a Olga była zaszokowana. Cóż, właśnie spędziła noc z człowiekiem, z którym
współpracuję. Ha.
-Tak. I weź na poprawkę, że dla ciebie to nie są „oni”. Na
miejscu Shanna nawet bym cię nie tknęła, choćby i na odległość… Ale cóż,
nieważne, zawsze wiedziałam, że umiesz wykorzystywać ludzi. I to się nie
zmieniło, nawet teraz, kiedy – uniosłam brwi – twój status społeczny spadł
poniżej wszelkich dopuszczalnych norm. Przyznasz, że role się odwróciły,
nieprawdaż? – ostatnie zdania wręcz wysyczałam.
Widziałam, że Olga skrzywiła się na te słowa. Cóż, trafiłam
w jej czuły punkt. Kto by się spodziewał?
- A teraz, jeśli pozwolisz, chcę dokończyć śniadanie.
Kiedy do stołu wróciły dziewczyny, Emma od razu spostrzegła,
że wszyscy zamilkli. Ta kobieta miała magiczną zdolność obserwacji!
- A co się tutaj stało? Nie było nas kilka minut, a
atmosfera jest taka gęsta, że możnaby ją cedzić.
Olga dopiła kawę, po czym podniosła się z miejsca.
- Nie będę państwu dłużej przeszkadzała. – spojrzała na
Shannona spod długich, jak na mój gust nadmiernie wytuszowanych rzęs –
Dziękuję. – po czym poprawiła spódnicę i skierowała się bez słowa w stronę
wyjścia. Zapewne w torbie miała sporą sumkę, jeśli rzecz jasna to po to Shannon
ją tutaj ściągnął; z pewnością również nieświadomie.
- Nia, coś ty jej powiedziała? – Emma zerknęła na mnie jak
na odmieńca. Cóż, misja zakończona sukcesem.
- Nic. – z najszerszym i jednocześnie najszczerszym
uśmiechem, na jaki było mnie stać, odparłam. – Naprawdę! – uniosłam obie ręce w
powietrze – Po prostu kiedyś, dawno temu, byłyśmy… Nie mogę powiedzieć, że
przyjaciółkami. Współlokatorkami. I razem z pewnym wydarzeniem nasze relacje
zepsuły się. – Jared znał całą prawdę, reszta niekoniecznie musiała. – Ważne,
że wyjaśniłyśmy sobie pewne szczegóły. Shannon… - urwałam, czując na sobie
spojrzenie Jareda – Nie chcę ci wypominać, wiem, że jestem młoda, może i nawet
wszyscy uważacie mnie jeszcze za bardzo niedoświadczoną, ale wydaje mi się, że
twój brat wczoraj miał rację co do jakichkolwiek wyjść…
Kiedy już siedzieliśmy wspólnie na backstage’u, czekając, aż
technicy skończą drobne poprawki przy wyrzutniach sztucznego dymu, przyszło mi
na myśl parę spraw. W czasie próby okazało się, że okablowanie niektórych
armatek jest nieszczelne, więc musieli jak najszybciej dokonać niezbędnych
poprawek. W innym razie groziłby nam poważny wypadek przy pracy, włączając w to
ograniczoną widoczność, od której zaczynała się cała kaskada problemów.
- Nie boicie się tak jeździć po całym świecie? Wiem, że
trzymamy się teraz stosunkowo spokojnego regionu świata, ale…
Jared w odpowiedzi podał mi filiżankę z herbatą. Sam też
popijał napar, więc z uśmiechem przyjęłam naczynie, nie narzekając. Możliwe, że
ten drobny rytuał, jakim była chwila wyciszenia, był kolejnym ze zwyczajów,
które pozwalały Jaredowi zachować nieco kontroli nad wszystkim, co się działo;
poza rzecz jasna czujnymi oczami Emmy, Shayli i Reni, które zawsze były na
swoim miejscu, obserwując dokładnie to, co działo się w czasie koncertów.
- To proste. – Tomo uśmiechnął się – Zanim nawet zgodzimy
się jechać gdziekolwiek, sprawdzamy, a właściwie nie my, tylko nasza ekipa z
managementu, czy nie pojawiło się w ostatnim czasie ostrzeżenie na temat
zagrożenia bezpieczeństwa. Oczywiście, monitorujemy sytuację i jeśli dzieje się
coś niepokojącego, tak jak teraz, zwracamy się z prośbą do organizatora o
zapewnienie dodatkowych środków bezpieczeństwa.
To, co powiedział, uspokoiło mnie w jakiś dziwny sposób.
Dobrze było wiedzieć, że wszędzie będziemy bezpieczni, chociaż z drugiej
strony, jeśli stanęłabym przed koniecznością ochronienia kogokolwiek, nieważne,
czy byliby to moi bliscy, czy Jared, stanęłabym przed nimi murem. Ludzie,
których kocham, zasługują na to; z pewnością wobec mnie postąpiliby tak samo.
- Ale tak naprawdę… jest coś, co jest w stanie pokonać nas i
wszystkie uprzednio powzięte środki bezpieczeństwa, najprościej rzecz mówiąc, oddolnie.
- Co? – byłam szczerze zainteresowana tematem, który zaczął
się rozwijać. – Powiesz?
- Kucharz. Jeśli trafi się jakiś, który nie ma pojęcia o
dobrym wyborze produktów, cała ekipa nam pada. Po części dlatego rzadko też
jemy poza hotelami; bo znają w nich nasze wymagania. To trochę jak z siłami
specjalnymi…
Zaczęłam głośno się śmiać, kiedy zorientowałam się, co miał
na myśli Tomo. Rzeczywiście, załoga była naprawdę ogromna, więc od nakarmienia
całej tej grupy zależały dalsze losy wszystkich w zespole… Jednym słowem:
wygłodniałe crew to wściekłe crew.
- Okej, zobaczymy się później. I wtedy też dokończę opowieść.
– kiedy do garderoby zajrzała Reni, Chorwat podniósł się z miejsca – Do pracy, panie
i panowie, koniec lenistwa.
Oprowadzanie wycieczek po kulisach tak bardzo spodobało się
Tomo, a w dodatku nie było dla niego męczące, co sam przyznał z szerokim
uśmiechem na twarzy, więc Reni z zespołem dodała dodatkową pulę biletów na
odkrywanie tajemnic naszego backstage; tym samym zajmując go na nieco dłuższy
moment, jednak wyjątkowo satysfakcjonujący.
- Może dla ciebie, ale ja zamierzam jeszcze chwilę
odetchnąć. – Shannon rozłożył się jeszcze wygodniej w fotelu, przyciągając
dodatkowo w swoją stronę podnóżek. Widać było, że naprawdę nie spał w nocy… Im
bliżej było do końca trasy, tym bardziej odzywało się w starszym z braci
lenistwo. Tomo pomachał do nas, po czym złapał swoją czapkę, typowo amerykański
full cap, wiszącą do tej pory na wieszaku i wyszedł z pokoju żwawym krokiem.
- Nie chcę cię zmartwić, ale my też wkrótce będziemy musieli
się ruszyć. – Jared odstawił na stolik do kawy pustą filiżankę, uśmiechając
się. – Może i wolałbyś tutaj zostać, ale meet&greet
tutaj to dość istotna sprawa, zważając na ogólne zainteresowanie biletami. Wyprzedaliśmy
wszystkie w trzech pulach.
- Jeszcze i ty? Przysięgam, serca nie macie…
- Odpoczniesz w domu, już niedługo wracamy, jeszcze tylko Wiedeń, Zurych i lecimy do miasta aniołów. Będziesz mógł
spać do woli. – Jared zaśmiał się, zerkając na mnie – My też odpoczniemy.
Wiedział, że jesteśmy oboje na skraju wyczerpania. Bo kto by
nie był, non stop zmieniając miejsca. No i strefy czasowe. W Londynie
cofnęliśmy zegarki, potem w Europie przesunęliśmy, teraz znów o godzinę do
przodu, a jutro znów o godzinę do tyłu… Nie były to takie duże różnice, ale na dłuższą
metę nie byliśmy przyzwyczajeni do takich abstrakcyjnych zmian, jakie dotyczyły
zegarków.
-----------------------------------
No i jak tu nie być dumnym z Nii? Naprawdę, dziewczyna dorosła, bo umie się postawić. I bronić tego, co dla niej najważniejsze: czyli najbliższych.
Ściskam Was mocno i dziękuję, że jesteście :)
Już niedługo skończę Was męczyć...
S.
Ojaaa, dziękuję za dedykacje! Skomentuje jutro jak wrócę tylko z pracy :*
OdpowiedzUsuńDżarek to jak ja... Non stop praca, on nie zna umiaru. Napisałabym, że powinen się ogarnąć, ale to jak ja, że też powinnam. Więc lepiej tego nie napiszę, bo będę musiała to zrobić sama :D
UsuńAle do rzeczy, uśmiechający się J jak chłopiec jest masakrycznie słodki. No jaaa, przecież on jest zakochany w niej jak chłopiec. 15latek:D szkoda, że naprawdę on nie jest. Szkoda mi go, na ostatnich zdjęciach na ig na tych fanowskich kontach cieszy się jak głupi, ale no ...niech on kogoś sobie znajdzie w końcu. :(
Co do Olgi, ja dalej uważam, że Nia miała jej mocniej pocisnąć, ale mimo to i tak sprowadziła ją do parteru. Tak trzymać! Ale nie wiem czemu, wyobraziłam sobie żeby one się zaczęły okładać pięściami i targać za włosy. W końcu Olga to laska na jedną noc...
Dżarek księżniczka obrażalska...hahahha, typowe. Dobrze, że korony mu jeszcze nikt nie dał na głowę:D w sensie...kurde on już ją miał, ale wiesz takiej z Burger Kinga :D haha! Pasowała by mu + sfochana mina :3
Xo
Czasem odpoczynek należy się każdemu - nawet Tobie. Optuję za tym niezwykle często. Mam wrażenie, że ten uśmiech to coś, co topi serca wszystkich.
UsuńPrzypomnę, że dziewczęta były w miejscu publicznym, więc z tego powodu Nia nie mogła naprawdę rzucić się na Olgę...
A Jared-księżniczka... nie powiem, czyj to był pomysł ;)
S.
(Uwaga ten komentarz pisze na telefonie także proszę o wyrozumiałość co do błędów)
OdpowiedzUsuńOhhh...Dawno mnie tu nie było ;) Ale teraz gdy nadrobiłam juz wszytko to mogę się wypowiedzieć :) Jest kilka plusów ale też kilka minusów, tak więc zaczynam xD Jeżeli chodzi o plusy to od zawsze podziwiam to jak sprawdzasz wszytkie dane, zabytki, ulice i tradycje danego miasta, naprawdę ;) Ja osobiście nie miałabym czasu, siły i chęci tego wszystkiego szukać a potem opisywać :* Masz za to duży plus ;) Podoba mi się taka wersja Jareda i Mii jaka przedstawiłaś tuż przed grą w Zonie (tak to się pisze?) Droczą się, udają obrażony i są tacy uroczy, że <3 Więcej ich takich xD Bardzo podobają mi się tez wątki z Shannonem, nie myślałaś żeby je rozwinąć ? I to jak Mia potraktowała ta wredna sukę , dobrze jej tak ;) Smuci mnie tylko to ze Tomo jest tak daleko od Vicky; -; Przejdźmy teraz do minusów, jest ich mniej ale zawsze coś jest :D Dla mnie w tym opowiadaniu brakuje jakiegoś dramatu (ja kocham akcje i dramaty wiec trzeba brać na mnie poprawkę )wiesz jest za mało jakiejś takiej pikanterii, jakiś zdrad i wielkich powrótów jakiejś nwm no np przemocy (nie mowie tu od razu o jakimś mordowanie czy coś bardziej jakieś bójki, jakaś afera , kłótnia ) i przez to czasami jest tak za monotonnie ale jak kto woli ;) Tak czy inaczej kocham Twoje opowiadanie i zawsze będę już czytać ; ) A tymczasem zapraszam do mnie na kolejny rozdział (Ciebie juz chyba dwa ominęły xD) i mam nadzieje ze wpadniesz 30stm-a-new-reality.blogspot.com
Enjoy
Jared i Nia czasem muszą się pokłócić, żeby ich relacja nie była zbyt idealna. Ja też się cieszę, że Nia dokopała Oldze, raz na zawsze kończąc z tematem. Vicki dopiero co była z zespołem, więc tęsknota Tomo wynika z tego, że ta nie mogła zostać dłużej.
UsuńBędzie jeszcze drama, kiedy już wrócą do LA, co mogę obiecać, więc zdążysz jeszcze się nasycić :)
S.